Na poddaszu świata

0
185

Troje tyszan, Agnieszka Bielecka, Artur Małek i Mateusz Grobel, uczestniczyło w zakończonej niedawno wyprawie na Lhotse (8516 m n.p.m.). Były to dla nich pierwsze doświadczenia na tak dużej wysokości. I być może nie ostatnie. Program Polski Himalaizm Zimowy, w ramach którego odbyła się ekspedycja, ma na celu odkrywanie nowych talentów i powrót do polskiej dominacji w zimowym wspinaniu w Himalajach.
Podczas konferencji prasowej, która odbyła się 6 listopada w Warszawie, kierownik wyprawy Artur Hajzer stwierdził, że mimo niezdobycia szczytu Lhotse, cele zostały zrealizowane. Doświadczenie na dużych wysokościach zdobyła grupa młodych, utalentowanych alpinistów. W trudnych jesiennych warunkach cały zespół spisał się doskonale i wyprawę zakończył w dobrej formie fizycznej.
Jak na pustyni
– Całkiem nieźle sobie poradziliśmy – mówi Artur Małek. – Przez półtorej miesiąca żyliśmy na wysokości powyżej 5 tysięcy metrów, wyżej niż niektórzy z ekipy w ogóle kiedykolwiek weszli. Ale wszyscy równo pracowali, nosili ekwipunek i świetnie się spisywali.
– Zdziwiłem się, że nie miałem prawie żadnych tzw. wysokościowych objawów – mówi Mateusz Grobel. – Do 6 tys. były jeszcze bóle głowy, ale wyżej już wszystko było w porządku.
Obaj zgodnie przyznają, że najbardziej wyczerpujące było… słońce. – Wrzesień był bardzo gorący. Rano wychodziliśmy w skafandrach, bo cała ściana zachodnia była w cieniu. W pewnym momencie zza grani wyskakiwało słońce i człowiek od razu czuł się tak, jakby oberwał w głowę. Robił się skwar nie do wytrzymania, czuliśmy się jak na pustyni.
Przegrana z wiatrem
Baza, z której ruszają wyprawy na Lhotse i Mount Everest, położona jest na wysokości ok. 5300 m n.p.m. Wyprawa dotarła do niej 9 września. Do końca września trwała aklimatyzacja, „treningowe” wejścia na coraz większe wysokości i zakładanie kolejnych obozów na: 6000 m, 6400 m i 7100 m n.p.m.
Do pierwszego ataku szczytowego ekipa przystąpiła na początku października. Wzięła w nim udział cała trójka tyszan. Przegrali jednak z wiatrem – atak załamał się na wysokości trzeciego obozu.
– Wiał tak silny wiatr, że kładł namiot – opowiada Mateusz. – Nawet w środku, w namiocie, wszystkim trzepało. Wodę, którą gotowaliśmy na herbatę, wylewało z naczynia.
– Tak było całą noc. Rano bez żadnej dyskusji zaczęliśmy schodzić na dół – dodaje Artur.
Mniej więcej wtedy załamała się pogoda i skończyła się gorąca, słoneczna jesień. – Wiosenny sezon w Himalajach wygląda tak, że dni są coraz dłuższe i jest coraz cieplej – mówi Artur Małek. – Jesienią jest odwrotnie. Gdy atakowaliśmy szczyt po raz drugi, było już bardzo zimno. Warunki, jakie panowały w czwartym obozie, Artur Hajzer porównał do zimowego wspinania.
W czwartym obozie
Do drugiego ataku szczytowego nie przystąpił Mateusz Grobel – z powodu silnego kaszlu pozostał w drugim obozie. Agnieszka Bielecka, Artur Hajzer, Artur Małek i dwóch Szerpów – tragarzy wysokościowych – 14 października dotarli do obozu czwartego, gdzie spędzili ciężką noc. – Schodziły lawiny pyłowe – opowiada Artur Małek. – Ja i Artur Hajzer co chwilę wychodziliśmy z namiotu, żeby go odkopywać. Pozostali kilka razy musieli szybko wyskakiwać, bo było zagrożenie, że namiot się zsunie. Co gorsze, ten pył jak już się zatrzymał, od razu twardniał jak beton. Przysypało nam pół namiotu i odtąd spaliśmy jak sardynki, jedni na drugich.
Po trudnej nocy nadszedł w miarę pogodny dzień i udało się trochę zregenerować siły. – Tak przynajmniej nam się wydawało – mówi Artur Małek. – Pogoda była niezła, więc postanowiliśmy jednak atakować.
Wszyscy pięcioro wyruszyli z obozu czwartego w kierunku szczytu około godziny 20. Towarzyszył im rosyjski himalaista Aleksiej Bołotow, który dołączył do polskiej ekipy po tym, jak jego rumuński partner zrezygnował z dalszego wspinania. Było zimno, odczuwalna temperatura około -47 st.C.
Został czekan…
– Po półtorej doby akcji z odkopywaniem i przesuwaniem namiotu byłem trochę zmęczony – opowiada Małek. – Doszedłem do wysokości 8 tysięcy i sześć metrów. Chciałem przekroczyć tę magiczną granicę. Potem się wycofałem. Agnieszka Bielecka i Bołotow, którzy szli trochę przede mną, zeszli do namiotu jakiś pół godziny po mnie. Dalej szli tylko Hajzer i dwóch Szerpów.
Niestety wtedy sprawy przybrały dramatyczny obrót. Tensing Sherpa, młodszy z pomocników, którzy towarzyszyli Hajzerowi, zgłosił problemy z rękami na wysokości ok. 8250 m. Miał już poważne odmrożenia. Zaczęli schodzić w dół. Bardziej doświadczony Temba Sherpa schodził wolniej, odłączył się od pozostałych dwóch.
– Hajzer i Tensing zboczyli trochę z drogi – opowiada Artur Małek. – Jak już wrócili na szlak, którym schodził Temba, zobaczyli jego ślady i zaraz potem znaleźli jego czekan. Ale jego nie było. Całą noc nie wiedzieliśmy co z nim. Dopiero rano dotarła informacja, że Szerpowie z innej wyprawy znaleźli jego ciało 1600 metrów niżej.
Kolejnych prób zdobycia szczytu nie było. Prognozy pogody nie zwiastowały poprawy. 18 października zapadła decyzja o zakończeniu wyprawy.
– Po tym wypadku było jeszcze jedno wyście po sprzęt – mówi Artur Małek. – Dużo rzeczy musieliśmy zostawić. Z trójki wzięliśmy połowę, do czwórki nie dotarliśmy.
Trening przez zimą
Wyprawy takie, jak ta na Lhotse, mają na celu sprawdzenie młodych himalaistów na dużej wysokości i zdobycie przez nich doświadczenia. Jednak głównym celem programu Polski Himalaizm Zimowy jest zdobycie ostatnich niezdobytych zimą ośmiotysięczników. Zostały trzy: K2, Nanga Parbat i Broad Peak. Ten ostatni Polacy spróbują zdobyć już tej zimy. Wyprawa rusza pod koniec grudnia i będzie nią kierował Krzysztof Wielicki. Wiadomo już, że wezmą w niej m.in. udział dwaj tyszanie: Adam Bielecki i Artur Małek.
Adam Bielecki w marcu tego roku jako pierwszy w historii wszedł zimą na szczyt Gasherbrum I (8068 m n.p.m.). Towarzyszył mu Janusz Gołąb z Gliwic – on również będzie próbował zdobyć Broad Peak (8047 m n.p.m.).
Dla Artura Małka udział w zimowej wyprawie to wyróżnienie. Na Lhotse po raz pierwszy wspinał się na wysokości 8 tys. m. Spisał się na tyle dobrze, że dostał się do „zimowego” składu. Na odpoczynek po Lhotse nie ma więc dużo czasu. – Na razie ostro trenuję – mówi. – Bieganie, siłownia, basen, rower, wspinanie… Mam plan treningowy rozpisany przez trenera programu. Muszę poprawić wydolność.
Mateusz Grobel też nie rezygnuje z wysokich gór – planuje teraz wyprawę na Kaukaz. Agnieszka Bielecka zaraz po powrocie z Himalajów wyruszyła w kolejną podróż, do Meksyku i na Kubę.
Program Polski Himalaizm Zimowy objął honorowym patronatem prezydent RP Bronisław Komorowski. Sponsorem generalnym programu i wypraw jest PKN Orlen S.A.
 
***
Wyprawa na Lhotse, sierpień – październik 2012
Skład:
Artur Hajzer – kierownik wyprawy
Agnieszka Bielecka (34 lata), Tychy/Wrocław
Andrzej Bargiel (24 lata), Zakopane
Mateusz Grobel (22 lata), Tychy
Artur Małek (33 lata), Tychy
Krzysztof Starek (39 lat), Kraków
Mateusz Zabłocki (25 lat), Warszawa
Na zdjęciu: Artur Małek przed wejściem w lodowiec Icefall
Fot: Mateusz Grobel