Grzegorz Gołdynia: Pandemia się wyciszyła, ale nie minęła

0
367
Grzegorz Gołdynia dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Tychach. Fot. Kamil Peszat.

Kiedy jest spokój, praca Sanepidu rzadko bywa dostrzegana. W Tychach co najwyżej, kiedy w Paprocanach pojawiają się… sinice. Jednak czas pandemii pokazał wszystkim, jak ważna jest sprawnie funkcjonującą, dobrze zorganizowana i wyposażona służba sanitarna. O rozmowę na temat najtrudniejszych miesięcy w pracy tyskiej stacji (obejmującej swym zasięgiem Tychy, powiaty pszczyński, mikołowski i bieruńsko-lędziński oraz szpital jednoimienny) rozmawiamy z jej dyrektorem, lek. med. Grzegorzem Gołdynią.

– Jak pan będzie wspominał marzec ubiegłego roku?

Grzegorz Gołdynia: Mógłbym na ten temat napisać 10 tomową pracę… To był okres, którego po prostu nie da się podsumować w jednej rozmowie. Inspekcja sanitarna wzięła na siebie główną rolę w zwalczaniu czy też ograniczaniu epidemii. Skala tego zjawiska, ilość osób zakażonych i ognisk zakażeń była olbrzymia, a nasze możliwości kadrowe, sprzętowe i komunikacyjne – bardzo ograniczone. Głównym celem naszego działania po ogłoszeniu stanu epidemii było ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa SARS-CoV-2 w populacji. Wyjątkowy czas wymagał wyjątkowej pracy, toteż wysiłek naszych pracowników w tym pierwszym okresie, był olbrzymi.

– A zatem krótko: jak wyglądały te pierwsze dni pracy w stanie epidemii?

GG: Nasza praca polegała nie tylko na obsłudze całodobowej infolinii alarmowej, ale głównie na nadzorze epidemiologicznym, walce z pojawiającymi się ogniskami epidemiologicznymi. Otrzymane zawiadomienia telefoniczne, odnotowywaliśmy i wydawaliśmy odpowiednie decyzje. Tyle, że – jak wspomniałem – tych spraw były tysiące. Dzwoniono do nas z przeróżnymi sprawami, nawet po porady lecznicze w konkretnych przypadkach. Spowodowane to było tym, iż początkowo w działania związane z epidemią nie była zaangażowana podstawowa opieka zdrowotna i kiedy pojawiał się jakiś problem, obowiązywało hasło „Dzwoń do Sanepidu”… Były więc problemy z dodzwonieniem się do stacji i uzyskaniem informacji. Stacja działała 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Każdą sprawę trzeba było rozeznać i niemal natychmiast podejmować konkretne decyzje, w tym także decyzje administracyjne. Nasi pracownicy pracowali więc pod wielką presją. Najważniejszym zadaniem w tamtym czasie było opanowanie ognisk epidemii, dlatego liczyła się współpraca ze wszystkimi służbami oraz samorządami gminnymi, miejskimi i powiatowymi. I muszę przyznać, że układała się bardzo dobrze, pomoc ze strony tych instytucji była wprost nieoceniona. W miarę upływu czasu nasze działania były coraz lepiej zorganizowane, bardziej sprawne, głównie dzieki wprowadzeniu nowych rozwiązań informatycznych, zwłaszcza do kontaktów z mieszkańcami i instytucjami. Wdrożono system ewidencji wjazdów do Polski (EWP), a potem system ewidencji Państwowej Inspekcji Sanitarnej (SEPIS), który poprawił komunikację, odciążając nas poprzez zastosowanie infolinii. Wprowadzono oszczędności czasu wszystkich stron, zwiększając tym samym dostępność urzędu dla obywatela. W trzecim kwartale zeszłego roku do działań w nadzorze epidemiologicznym w zakresie izolacji włączyła się podstawowa opieka zdrowotna, co także było dla nas dużą pomocą.

– Sanepid otrzymał także pomoc kadrową z zewnątrz. Kto was wspierał?

GG: Cały czas borykaliśmy się z problemami kadrowymi, bo i nasi pracownicy przebywali w kwarantannie – albo sami ulegali zakażeniom, albo ktoś z ich rodzin. W pewnym momencie doszło do tego, że prawie 40 procent pracowników stacji było nieobecnych w pracy. A dochodziły też nowe zadania. Na przykład nadzorowaliśmy wykonywanie badań przesiewowych pracowników w kilku kopalniach i tutaj ich ilość także była liczona w tysiącach. Chodzi o kopalnie – „Ziemowit” w Lędzinach „Piast” w Bieruniu, „Bolesław Śmiały” w Łaziskach Górnych, „Pniówek” w Pawłowicach oraz częściowo „Budryku” w Ornontowicach. W tym trudnym czasie wspierał nas Wojewoda Śląski wraz ze Sztabem Zarządzania Kryzysowego ŚUW. Sytuację znacząco poprawił fakt, że otrzymaliśmy wsparcie kadrowe ze stacji sanitarnych z innych regionów w kraju. Pomogły nam również samorządy, pracownicy jednostek samorządowych, Jastrzębska Spółka Węglowa, a dzięki współpracy z prezydentem Tychów i Powiatowym Urzędem Pracy, pojawili się u nas stażyści. Ich pomoc również była bardzo istotna. Bardzo dobrze układała się współpraca ze szpitalami oraz izolatorium.

– Czy w tym czasie Sanepid wykonywał także inne działania, np. w zakresie nadzoru nad żywnością czy wodą?

GG: Tak, jednak z oczywistych względów w znacznie bardziej niż zazwyczaj ograniczonym zakresie. Po prostu większość pracowników z innych sekcji było zaangażowanych w sprawy epidemii. Przez wiele miesięcy cała nasza stacja była po prostu jednym wielkim działem epidemiologicznym. Ale rzecz jasna nie można było zaniedbać i zaprzestać działań w zakresie bezpieczeństwa żywności czy wody. Priorytetem były dla nas potrzeby lokalnych przedsiębiorców, zwłaszcza w zakresie odbiorów nowopowstałych zakładów.

– Na ile teraz wasza praca się zmieniła w porównaniu z początkiem epidemii?

GG: Tego nie da się porównać i to nie dlatego, że notujemy mniej zachorowań. Przez te półtora roku uczyliśmy się zasad działania w warunkach epidemii, zdobywaliśmy nowe umiejętności i doświadczenia, korzystając z coraz bardziej zaawansowanego sprzętu i oprogramowania. Ale uczyli się także mieszkańcy, osoby zarządzające w firmach, zakładach pracy, w instytucjach, w samorządzie. Zaczęliśmy pracować sprawniej, pewne problemy znikły, ale pojawiły się nowe, jak chociażby przypadki osób nie stosujących się do wprowadzonych obostrzeń. Zorganizowano też akcję „zablokuj Sanepid”. To karygodne działania, które miały nam utrudnić pracę. Polegało to m.in. na wysyłaniu do nas setek zupełnie błahych, bezsensownych pytań tyko po to, by zdezorganizować pracę inspekcji. Były też przypadki nie stosowania się do obowiązujących zrządzeń przez przedsiębiorców. Co prawda w Tychach ich nie odnotowaliśmy, ale w innych powiatach się zdarzały. Pewne zachowania lub zaniechanie stosowania się do wprowadzonych obostrzeń powodowało zagrożenie życia i zdrowa wielu osób i musieliśmy podejmować czasami bardzo trudne decyzje. Dotyczyło np. osób, które przebywając w izolacji czy kwarantannie poszły na zakupy lub pojechały… na narty. To nie były żadne „policyjne” działania, a jedynie takie, które miały na celu ochronę zdrowia i życia innych ludzi.

– Epidemia przebiega falowo. Był okresy nasilenia i spowolnienia przypadków zachorowań. Teraz pracy pewnie macie znacznie mniej…

GG: Na pewno. Jednak każde rozluźnienie obowiązujących obostrzeń powodowało przyspieszenie zjawisk epidemicznych i wkrótce następowało zwiększenie liczby przypadków. W tym roku mieliśmy wiosna trzecią falę, która przyniosła w Tychach 7 tysięcy przypadków zakażenia, zmarło 219 osób. Aktualnie liczba przypadków zdecydowania zmalała w ostatnich tygodniach mamy dziennie po kilkanaście przypadków pozytywnych. Jest to wynik nie tylko obostrzeń, jakie zostały wiosną wprowadzone, ale także efekt szczepień. Musimy jednak pamiętać, że epidemia nie minęła, pojawiają się nowe warianty wirusów. Pandemia się wyciszyła, ale nie wygasła całkowicie, dlatego apeluję i proszę, by szczepiły się kolejne osoby, ponieważ szczepienie jest jedynym racjonalnym wyborem, dzięki któremu możemy uniknąć ciężkiego przebiegu COVID-19, a także szybciej wrócić do normalności. Korzystając z okazji, chciałbym wyrazić wielką wdzięczność i podziękować za ten czas wręcz tytanicznej pracy wszystkim osobom zatrudnionym w naszej stacji oraz tym wszystkim, którzy w tym trudnym czasie nas wspierali, okazywali pomoc i robią to nadal.