Kto ukradł Boże Narodzenie?

    0
    839

    Jest 18 października 1969 roku. Znajdujemy się w Palermo, w oratorium San Lorenzo, które niebawem stanie się najbardziej znanym oratorium na Sycylii. Około trzeciej po południu do oratorium wchodzi dozorca i zdaje sobie sprawę, że wiszący na ołtarzu obraz „Boże Narodzenie ze świętym Franciszkiem i Wawrzyńcem” Caravaggia, zniknął. Został skradziony!

    Wycięto żyletką

    Ta historia z powodzeniem mogłaby posłużyć za scenariusz kryminalnego filmu, w którym wielka sztuka miesza się z tajemnicą i zbrodnią. Obraz mistrza Caravaggia – „Boże Narodzenie ze świętym Franciszkiem i Wawrzyńcem” – przepadł jak kamień w wodę. Na ironię, płótno tyle co przeszło kosztowną i żmudną renowację. Miało być wabikiem na turystów, a przyciągnęło złodziei. Pod osłoną nocy wślizgnęli się do środka, wycieli obraz żyletką z ram, zawinęli w rulon niczym dywan i jak gdyby nigdy nic, wynieśli z oratorium. W mediach rozpętała się burza, a policja została postawiona w stan najwyższej gotowości. Jedyny i dość nikły trop wskazywał, że w kradzież była dziełem sycylijskiej mafii. Niestety, gorączkowe poszukiwania spełzły na niczym, a po „Bożym Narodzeniu…” słuch zaginął.

    Niepokorny malarz

    Co ciekawe, skradzione „Boże Narodzenie…” nie jest obrazem, który moglibyśmy uznać za sztandarowe dzieło Caravaggia. Malarz ten słynął z wybuchowego temperamentu, oraz zamiłowania do wszczynania awantur. Przesiadywał w karczmach, popijał kwaśne wino i siał postrach wszędzie, gdzie się pojawił. A że był porywczy, tak w życiu jak i na płótnie, to bardzo szybko przylgnęło do niego budzące niepokój słowo: nieprzyzwoity. Przykładowo: kiedy otrzymał zlecenie namalowania wniebowzięcia Najświętszej Panienki, zabrał z kostnicy ciało prostytutki topielicy i zrobił z niej Madonnę. W świetle tego skandalu „Boże Narodzenie…” wydaje się być nadzwyczaj grzeczną wizją Caravaggia.

     

    Spóźniony anioł

    Smutna młoda kobieta o dość pospolitych rysach twarzy ni to siedzi, ni to leży z ręką ułożoną na brzuchu. To Maria. Jest wyraźnie zmęczona tyle co przebytym porodem i nawet nie zauważa, że rękaw sukni zsunął się z ramienia. Przed nią, na ziemi przykrytej sianem, leży Dzieciątko. Nie płacze, nie wierzga. Spokojnie wpatruje się w twarz rodzicielki. Święty Józef odwrócił się do nas tyłem – nie widzimy jego twarzy. Za nimi stoją, pogrążeni w modlitwie dwaj święci: Wawrzyniec i Franciszek. Nawet zwierzęta zastygły w ciszy. I tylko figlarny aniołek, w gwałtownym locie spada w dół. Czyżby zaspał na to Boże Narodzenie?

    Cosa Nostra, kokaina i miliony

    Poszukiwania arcydzieła utknęły w martwym punkcie i dopiero po 24 latach od kradzieży, do której doszło w burzową październikową noc, w sprawie nastąpił zwrot. Marino Mannoia – jeden ze skruszonych członków sycylijskiej Cosa Nostry – zdecydował się zeznawać. Twierdził, że należał do szajki złodziei, którzy na rozkaz szefa organizacji, wynieśli dzieło ze świątyni. Choć jego zeznania nie były spójne, to fakt, że prokurator, który ich wysłuchał zginął niedługo potem w wybuchu bomby, dodał im wiarygodności. Od tego czasu nie sposób już było opanować rodzących się teorii spiskowych. Jedna z nich głosi, że po kilku nieudanych próbach sprzedaży, obraz został zakopany w metalowej skrzyni na wsi w Palermo, wraz z pięcioma kilogramami kokainy oraz kilkoma milionami dolarów. Tę wersję przedstawił policji kolejny skruszony gangster – Vincenzo La Piana. Teren dokładnie przeszukano, ale skrzyni nie znaleziono. Kolejna wiadomość nadeszła w 1980 roku od brytyjskiego historyka i dziennikarza Petera Watsona. Watson oświadczył, że skontaktował się z nim dystrybutor dzieł sztuki i złożył mu nieoficjalną ofertę kupna „Bożego Narodzenia…”. Panowie umówili się na spotkanie, ale nic z niego nie wyszło, ponieważ dokładnie w tym samym czasie miało miejsce wielkie trzęsienie ziemi, które spustoszyło region. Sprawa znowu ucichła.

    Pasza dla świń czy artefakt bossa?

    Najbardziej szokujące okazały się doniesienia z 2009 roku. Kolejny członek mafii – Gaspare Spatuzza – utrzymywał, że obraz ukryto w szopie, gdzie został zjedzony przez świnie i myszy. Resztki, które zostały po uczcie trzody chlewnej i gryzoni trafiły na… kompost. Jeśli w istocie dzieło Caravaggia spotkał taki los, to trzeba przyznać, że byłby to wyjątkowo gorzki i tragiczny koniec. Możliwa jest jednak jeszcze inna wersja wydarzeń – bardziej optymistyczna. Bodajże obraz Caravaggia nadal znajduje się w rękach Cosa Nostry i jest uroczyście odsłaniany podczas tajnych spotkań zarządu mafii. Nam – wielbicielom talentu Caravaggia – pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze uda się odzyskać bezcenny oryginał. Szanse graniczą z cudem, ale właśnie takich cudów – nieprawdopodobnych, zaskakujących i pięknych – z całego serca życzę wszystkim Czytelnikom „Twoich Tychów” w okresie nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia.