Rajdowo przez życie

0
209
Najbardziej lubię ten wielki zastrzyk adrenaliny. Tego nie można opisać słowami, to trzeba przeżyć – mówi rajdowiec Jacek Koselski.
34-letni Koselski to utytułowany kierowca rajdowy mieszkający w Tychach. Startuje Hondą Civic VTI w zawodach amatorskich organizowanych na terenie naszego województwa.
Początek przygody
Miłością do rajdów zaraził go ojciec. – W czasach gdy byłem uczniem szkoły podstawowej, tata często zabierał mnie na mistrzostwa Polski, które odbywały się w naszej okolicy. Już wtedy ten sport wywierał na mnie ogromne wrażenie – wspomina Jacek Koselski. – Miałem również częsty kontakt z motoryzacją, bo mój wujek był mechanikiem. Startował także w motocrossach – dodaje.
Pierwszy raz do samochodu rajdowego wsiadł zaraz po tym, jak zdał egzamin na prawo jazdy. Było to w roku 1997. – To był taki mały krok w stronę prawdziwych rajdów. Wtedy bowiem zacząłem brać udział w okolicznych tzw. Konkursowych Jazdach Samochodem i wychodziło mi to nawet całkiem dobrze – mówi z uśmiechem.
Cieszyńska barbórka
Pierwszy strat Jacka Koselskiego w prawdziwym rajdzie miał miejsce w czasie cieszyńskiej barbórki w 1998 roku. Tyszanin pojechał wtedy na prawym fotelu, czyli w charakterze pilota. Rok później w tym samym rajdzie startował już jako kierowca. – Wtedy wylał mi się na głowę przysłowiowy kubeł zimnej wody. Zrozumiałem, że to nie jest takie hop-siup. Że ten sport nie jest wcale taki łatwy, jak mi się na początku wydawało. Z wielu różnych powodów, między innymi, finansowych, postanowiłem zrobić przerwę w startach – przyznaje.
Jak się później okazało, przerwa potrwała aż do roku 2004. W tym czasie Koselski zajmował się różnymi rzeczami, jednak nigdy nie przestał myśleć o samochodach rajdowych. – W końcu przyszedł taki moment, w którym naprawdę zatęskniłem do tego wszystkiego i postanowiłem spróbować szczęścia raz jeszcze. Znowu wsiadłem na prawy fotel i przez dwa lata jeździłem jako pilot – opowiada.
Jeździł m.in. z takimi kierowcami, jak: Piotr Meresiński i Paweł Serafin.
Powrót za kółko
Cztery lata temu, w roku 2008, tyszanin przesiadł się na fotel kierowcy. Zaczął się ścigać samochodem, który, jak mówi żartobliwie, podkradał… swojej mamie. – Wtedy było to jeszcze auto cywilne. Znajomy zachęcił mnie do udziału w wyścigu amatorskim w Tychach. Nie zastanawiając się zbyt długo, postanowiłem wystartować i potem już poleciało – żartuje.
Więcej w jutrzejszym wydaniu tygodnika Twoje Tychy.
Fot. E. Madej