Z wiarą i nadzieją w Ugandzie

1
163
fot. arc. prywatne

To była odważna decyzja. Mieszkanka Tychów Dorota Gibiec-Kurowska zdecydowała się na podróż niemal na drugi koniec świata i to nie dla siebie, a dla innych – w ramach misji Brama Nadziei – Gate of Hope. Odwiedziła odległą Ugandę i podzieliła się z nami swoimi wrażeniami.

Dostanie się do Ugandy nie należy do najprostszych kwestii, ale jak przyznała Dorota – wszystko poszło zgodnie z planem.

– Począwszy od naszych przygotowań – szczepienia, kupna biletów lotniczych i załatwienia wiz pozwalających na pobyt, nie mieliśmy żadnych niespodzianek. Właściwie nikt nie wiedział, czego do końca się spodziewać, więc trudno mówić o jakichś rozczarowaniach, ale warunki, w których przebywaliśmy na co dzień były dla niektórych z nas wyzwaniem. Zwłaszcza warunki sanitarne – niektórzy z uczestników mieli bardzo skromne toalety w postaci dziury w ziemi, poza tym mieliśmy tylko zimną wodę. Na szczęście tylko nocą i wczesnym rankiem zdarzało się, że jej nie było. Poza tym pojawiały się jaszczurki chodzące po ścianach. Takie warunki i tak są prawdziwym luksusem, ale gdy byliśmy zmęczeni, nieprzystosowani do wysokich temperatur, to te niedogodności się potęgowały. Na co dzień nasze polskie łazienki są oczywiste, nie zastanawiamy się nad tym, że mogłoby być inaczej. Mieszkańcy wioski Kaihury, w której mieszkaliśmy w większości w ogóle nie mają bieżącej wody, przynoszona jest ze studni lub jakiegoś pobliskiego zbiornika wodnego w baniakach, nawet przez dzieci – mówi Dorota.

Uganda znajduje się we wschodniej Afryce i graniczy bezpośrednio z Sudanem Południowym, Demokratyczną Republiką Konga, Rwandą, Tanzanią i Kenią. Jest krajem dość biednym, jednak zaczęła otwierać się na turystykę, co może w przyszłości procentować polepszeniem sytuacji finansowej. Bywa nazywana perłą Afryki, ze względu na bogactwo krajobrazu, co potwierdza Dorota.

– Najbardziej urzekła i zadziwiła mnie tamtejsza przyroda – niesamowicie bujna roślinność, intensywne kolory i nieziemskie zapachy, a także niewyobrażalna wdzięczność ludzi, z którymi mieliśmy do czynienia. Taka wdzięczność i pokora w sercu, które zadziwiają, bo w oczy rzucało się przede wszystkim to, czego tym ludziom brakowało – wspomina. Sam pobyt tyszanki w ośrodku misyjnym Gate of Hope był niezwykle wartościowym czasem i dodał apetytu na więcej.

– Czas pokaże, ale bardzo chciałabym wyjechać ponownie. Zupełnie czym innym jest czytać czy oglądać czyjeś relacje z jakiegoś wyjazdu misyjnego, a co innego być tam osobiście, widzieć na własne oczy, samemu przeżywać te wszystkie piękne, ale też trudne emocje związane z działaniami na miejscu. W naszym przypadku myślę, że błogosławieństwo było obustronne, bo wierzę, że byliśmy w jakimś stopniu odpowiedzią na modlitwy ludzi, których tam spotkaliśmy. Nas budowała ich miłość i wdzięczność. widząc na własne oczy, jak żyją ludzie w innej części świata, z czym się borykają na co dzień, z pewnością łatwiej docenić to, co dla nas jest normalnością i co traktujemy jako coś oczywistego.

Misja Brama Nadziei, prowadzona przez Honoratę i Piotra Wąsowskich, w całości opiera się na hojności darczyńców z Polski. Można wspomóc ich działania na wiele sposobów od wpłat na konto fundacji, przez przekazanie 1,5%, czy zaangażowanie w projekt „Adopcja na odległość”. Wszystkie informacje na temat aktualnych potrzeb misji, działań, czy dane takie jak numer konta znajdują się na stronie https://misjafryka.wordpress.com/.

1 KOMENTARZ

  1. To jest niesamowite jak ta afryka jest zacofana.tysiace lat temu biali ludzie budowali akwedukty dzieki ktorym mieli wode a ci dalej nosza jakies bańki na glowie,mieszkaja w domkach z błota patyków i odchodów.oczywiscie rasa i kolor skory przypadkowy.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.