Kiedyś było bardziej ludzko

1
385
fot. MBP Tychy

Jolanta Fajkowska, czyli jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich dziennikarek i prezenterek telewizyjnych, była gościem Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tychach w ramach cyklu „Tury Kultury”. Spotkanie z nią w wypełnionej po brzegi Mediatece poprowadził Marcin Michrowski.

O pociągu do Czech, krześle zamiast statywu i hollywoodzkich gwiazdach

Na wstępie Fajkowska przyznała, że z wielkim sentymentem wraca do śląskich zakamarków, w tym Tychów, a okres, kiedy pracowała dla telewizji publicznej i nagrywała w terenie, niesie ze sobą szczególne wspomnienia.
Jak się okazuje dziennikarka dużo podróżowała już wcześniej, szczególnie pociągami do naszych południowych sąsiadów, bo właśnie w Czechach studiowała… slawistykę, co może nieco dziwić, zważywszy na jej późniejszą karierę w telewizji.
– Zawsze się śmieję, że to takie studia dla panien z dobrych domów. Wszystko się po nich wie, ale niczego nie umie – przyznała Jolanta Fajkowska. – Wybrałam ten kierunek, bo mając te kilkanaście lat, właściwie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Choć z drugiej strony to taka cecha nas, dziennikarzy. Interesujemy się wieloma dziedzinami, szukamy, słuchamy i czytamy. Bez tej ciekawości nie bylibyśmy dobrzy w swoim fachu. Wybór pracy nie jest łatwym zadaniem, podziwiam młodych ludzi, którzy są pewni swoich wyborów od początku. Dla reszty mam radę – szukajcie. Jeśli coś was w obecnej pracy nie przekonuje, nie daje radości i satysfakcji – uciekajcie i szukajcie dalej. Nie bójcie się. Spełnienie jest niezmiernie ważne – mówiła dziennikarka.

Zanim przyszedł czas na szklany ekran, Fajkowska pracowała między innymi jako konserwator zabytków, a także działała w Polskim Radiu. Pewnego dnia dostała propozycję sprawdzenia swoich sił w nowo powstałym programie Teleexpres – wtedy emitowany jeszcze codziennie o 17:15.
– Pojechałam do studia telewizyjnego w poniedziałek, a już we wtorek weszłam na żywo na antenę, choć tak naprawdę nie miałam o tym zielonego pojęcia. To było jak rzucenie na głęboką wodę, ale właśnie tak powstawał Teleexpres – istne szaleństwo. Tam nic nie było profesjonalnie zrobione, gdybyśmy przełożyli to na obecne czasy i normy. Przyjeżdżały do nas tłumy ludzi, w tym znani światowi artyści, ciekawi kraju, który dopiero co przeszedł transformację. Doznawali jednak szoku, kiedy mieli wejść do studia i najpierw prowadzeni byli wąskimi, ciemnymi korytarzami, bo tak naprawdę wyglądało to trochę tak, jakbyśmy pracowali w piwnicy. A wisienką na torcie był „profesjonalny” statyw na kamerę, za który początkowo służyło… krzesło! – wspomina Jolanta Fajkowska. – Profesjonalizacja przyszła z czasem.

Zatańczyć z Anthony’m Hopkinsem

– Kultura zawsze była bliska mojemu sercu, dlatego zaczęłam się niejako specjalizować w wywiadach i materiałach o świecie, który wydawać się może odległy i nieosiągalny. Miałam szansę poznać wiele osobistości – wyznała Fajkowska. Uchyliła również rąbka tajemnicy i zdradziła, jak od zaplecza wygląda umówienie oraz przeprowadzenie wywiadu z największymi gwiazdami.
– Tak naprawdę to samym gwiazdom i ich agentom zależy na rozgłosie i promocji nowego filmu czy albumu. Właśnie dlatego zdarzało się tak, że na przykład dostawałam telefon, że za dwa dni w jednym z paryskich hoteli mogę porozmawiać z Woody’m Allen’em. I jechałam. Na miejscu często odbywało się to „taśmowo”. Na korytarzu ustawiał się tłum dziennikarzy z całego świata w kolejce, którzy po kolei mogli spotkać się na dosłownie 10 minut z daną gwiazdą. Tak mało czasu wymaga precyzyjnych pytań, które trafią w sedno. Mimo zaledwie kilku minut zdarzało się, że niektórzy mnie zapamiętywali i przy okazji spotkań w innych okolicznościach przywoływali nasze krótkie spotkania. Tak było chociażby z Richardem Gere’m. To miłe uczucie – mówiła dziennikarka. – Czy tańczyłam z Anthony’m Hopkinsem? Tak, choć już samej ciężko mi przypomnieć jak do tego doszło. Mimo wszystko zapamiętałam go jako przemiłego człowieka. Przez to teraz inaczej oglądam nawet te mroczne filmy, w których gra główne role, jak „Hannibal” – śmiała się Fajkowska.

Od informacyjnego Teleexpresu, przez kulturalne wywiady i pracę w TVP 2, przeszła do Polsatu. Właśnie dla tej stacji, na antenie Polsat Cafe, od 10 lat prowadzi program „Fajka pokoju”, w którym gości jedynie kobiety. Silne, niezależne, które bronią swojego zdania. To jej autorski pomysł na swój program, bo jak twierdzi – nie chce być już częścią cudzych wyobrażeń i planów. Jak uważa Jolanta Fajkowska telewizyjny świat stale się zmienia, jest stopniowo zalewany treściami reklamowymi i zastępowany technologiami, a kiedyś było „bardziej ludzko”.
– Praca jest wspaniała, ale nie najważniejsza. Kiedy jest się młodym liczy się tylko tu i teraz, dopiero upływ czasu pozwala na wyciągnięcie pewnych wniosków – mówiła dziennikarka.
– Są takie momenty w życiu, które są niepowtarzalne i warto być wtedy obecnym. Nie na dyżurze w redakcji, ale na przykład z rodziną.  Trzeba znaleźć balans. W końcu wszystko za chwilę będzie historią…

1 KOMENTARZ

  1. Bardzo mądre te ostatnie słowa …. mam ponad 60 lat i dokladnie takie same przemyslenia.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.