Wdzięczni za pomoc proszą o pracę – uchodźcy w DPS

2
717

W Domu Pomocy Społecznej w Kobiórze, który należy do gminy Tychy, przebywa aktualnie 91 uchodźców. Są to głównie młode matki z dziećmi, starsze kobiety i jeden mężczyzna, który opiekuję się dzieckiem zmagającym się z niepełnosprawnością. Pochodzą ze wschodu jaki z zachodu Ukrainy m.in. z Kijowa, Lwowa czy Charkowa.

Uchodźcy zamieszkują DPS od 3 marca, kiedy to Urząd Miasta Tychy postanowił przeznaczyć budynek do pomocy. W ośrodku przebywa 41 dzieci. Są w różnym wieku, od rocznych niemowląt po nastolatków na progu dorosłości. Najstarsza osoba, przebywająca w DPS, ma ponad 80. W DPS pracuje 8 osób, które zapewniają obsługę i bezpieczeństwo od 6 rano do 22.

– Dzień u nas wygląda dość spokojnie, zaczyna się śniadaniem, które przygotowujemy w postaci bufetu – mówi Aneta Giers zastępca dyrektora ośrodka. – Naszym gościom udostępniliśmy pomieszczenia socjalne razem z kuchnią. Panie same przygotowują sobie różne posiłki i dbają o utrzymanie budynku w czystości. Mają ustalony przez siebie grafik. Takie codzienne zajęcia to odskocznia od stresu, które w ostatnich tygodniach przeżyły. Mamy wśród naszych gości panią psycholog, która również uciekła przed wojną. Służy swoją pomocą wszystkim tym, którzy jej potrzebują. Są panie, które mają samochód. Wtedy organizują wyjazdy do miasta, gdy potrzebne jest wyrobienie nr PESEL, odwiedzenie urzędu czy załatwienie innych formalności. Jedna z pań regularnie jeździ na granicę i świadczy pomoc transportową w inne rejon Polski. Często jest w rozjazdach. Wszystko pokrywa z własnych środków. Grupa, która u nas mieszka, jest ze sobą już zżyta i działa na zasadzie samopomocy. Od poniedziałku do piątku PKM Tychy zapewnia transport dzieci do szkół, które uczęszczają do ZS nr 1, SP nr 13 i SP nr 36 – dodaje Aneta Giers.

Odwiedzając ośrodek już od bramy widzimy bawiące się dzieci. Rowerki, hulajki, sprzęt sportowy, a nawet trampolina pochodzą ze zbiórek. – Polacy, jacy my jesteśmy wam wdzięczni – mówi jedna z matek trochę po angielsku, polsku i ukraińsku. – Najważniejsze to te nasze dzieci. Rysują, grają w gry planszowe i przede wszystkim się śmieją. Nigdy wam tego nie zapomnimy – dodaje już cała we łzach.

– Przepiękny ośrodek, przypomina dom Turgieniewa (rosyjski pisarz – przyp. red.) – mówi inna Ukrainka już płynnym angielskim. – Widać, że to nowy, pięknie wyposażony ośrodek. Naprawdę wszyscy doceniamy, że Urząd Miasta Tychy pozwala mam tutaj odetchnąć od tej strasznej sytuacji. Uciekając przed wojną nie przypuszczałam, że spotka mnie aż tyle serdeczności i szczerej pomocy. Nie będę ukrywać, nie jest łatwo, ale dzięki wam Polakom łatwiej jest znieść tę okropną sytuację. Nigdy wam tego nie zapomnę – powtarza również we łzach. Panie, jak widać, dochodzą do siebie. Jak mówi Aneta Giers, na początku nie wychodziły z pokoi. Były autentycznie wystraszone, nieufne, złamane. – Jest już coraz lepiej. Ze wszystkimi gości mamy już bardzo dobry kontakt. Zdobyliśmy ich zaufanie, dzięki czemu otwierają się przed nami – dodaje.

Część osób opuszcza ośrodek. Jadą dalej do rodziny lub przyjaciół w Portugalii, Norwegii, Czechach, Niemczech, Francji czy we Włoszech. Sporo osób wierzy w szybki powrót do Ukrainy. Część rozważa zostanie w Tychach na stałe. Wyrabiają PESEL nie tylko po to, by otrzymać świadczenia socjalne, ale by włączyć się do naszego systemu społecznego i ekonomicznego. – Panie chcą pracować. Potrzebują pracy do normalnego funkcjonowania. Przyjechał do nas fotograf i za darmo wykonał zdjęcia do dokumentów. Na ten moment tylko jeden pan znalazł zatrudnienie, jako kierowca.

2 KOMENTARZE

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.