Kiełbasy nad księgi – premiera Don Kichota

1
353
Na Placu Baczyńskiego Don Kichot walczył z 12-metrowym wiatrakiem. Fot. Kamil Peszat

Zasłużone owacje zebrał Teatr HoM podczas premierowego spektaklu „Don Kichot”, który miał miejsce na Placu Baczyńskiego. Wydarzenie, w ramach cyklu Tychy na Lato, zorganizowało Miejskie Centrum Kultury.

Wspomniany teatr powstał w 2014 roku i od początku swojego istnienia skupiał się głównie na pantomimie. W tym roku reżyser Jakub Kabus postanowił przerwać milczenie i trzeba przyznać, że wyszło to premierowemu spektaklowi na dobre. Produkcje Kabusa kojarzone są również z rozbudowaną scenografią, bogatymi kostiumami i animacjami (np. golema w Golemie Godula).

Z powodu ograniczonego czasu produkcji w środowisku związanym z tyskim teatrem podsłuchać można było obawy „czy aby Kabus wyrobi się”. W warsztacie Teatru Hom do późnych godzin nocnych paliło się światło, zaś w dzień nie ustawał warkot wiertarek czy pił. Nawet podczas premiery w zebranym tłumie szemrano o małej ilości odbytych prób…

Pojawia się narrator

Tymczasem opowieść rozpoczął wierny giermek Sanczo Pansa. Świetnie zrealizowano przejście z świata rzeczywistego w majaki błędnego rycerza, które symbolizowały otwierające się wrota książek, z których w kłębach dymu wyszedł Rosynant, w pełni animowany koń tytułowego Don Kichota. Dwóch animatorów przy pomocy wajch i dźwigni nadawało koniu niezwykle sugestywne ruchy. Ten co rusz kopał kopytem ziemię, rzucał łbem na boki, zaczepiał publiczność czy po prostu skubał trawę. W tym momencie wcześniejsze niepokoje odczuwalne w tłumie pękły jak bańki mydlane, które które podczas przedstawienia łapała Dulcynea. Reżyser na tych kilku metrach placu powołał do życia miasto z targiem handlowy, kowalem i dwunastometrowym młynem, którego mieszkańców skutecznie mamił (dosłownie) kiełbasą wyborczą obłudny klecha. Tłum prosty a głupi to też rozumował prosto a głupio. Mieć kiełbasę jest dobrze, zaś mieć kiełbasę smażoną jest nawet lepiej, to też nie protestował, gdy pod uznane za wywrotowe księgi klecha podłożył ogień. Opowiadający to z zapamiętaniem Sanczo od czasu do czasu puszczał do publiczności oczko żartują np. o ugruntowanych cnotach niewieścich… Choć czuć było w głosie, że wcale mu nie jest do śmiechu.

Dobra zmiana…

Twórczości Teatru HoM dodanie narratora wyszło zdecydowanie na plus. Pantomima nie zawsze jest łatwa i czytelna w odbiorze, zaś forma teatru ulicznego nie ułatwia wychwycenie wszystkich założeń reżysera. Narrator spiął tę prostą opowieść, która być może nie wymagała wielce wyszukanych klamer. Zrobił jednak coś jeszcze. Od pierwszych słów zawiązał kontakt z publicznością obietnicą dobrej opowieści. Złapał ją za gardło i nie puszczał już do końca opowieści. Obietnicę dotrzymał, przez co widzowie z targu tego wyszli z poczuciem dobrze ubitego interesu. Nam ta zmiana bardzo przypadła do gustu. Z resztą jak cała sztuka. Świetnie zagrana, z dobrą narracją, chodzącym dwunastometrowym młynem, piękną Dulcyneą tańczącą w rytm muzyki granej na żywo przez mistrza flamenco oraz… ogniskiem z kiełbaskami.

Spektakl zostanie ponownie wystawiony podczas tegorocznego Andromedonu – Tyskiego Festiwalu Teatrów Niezależnych w Tychach, który rozpocznie się w drugi weekend września.

 

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.