Udany tyski eksperyment – 50 lat GKS Tychy

4
763

Powstaniu 20 kwietnia 1971 roku nowego klubu w Tychach sprzyjał ówczesny układ polityczny. To dzięki niemu GKS z dnia na dzień pozyskał do swoich drużyn sportowców z sąsiednich miejscowości. Było to kontrowersyjne i ryzykowne posunięcie. Ale tyski eksperyment powiódł się, choć równocześnie zahamował na pewien czas rozwój sportu w Murckach, Wesołej i Lędzinach.

Pierwsze plany stworzenia dużego klubu w Tychach pojawiły się jeszcze na przełomie lat 50. i 60. Rozmowy toczyły się jedynie na poziomie działaczy, dlatego nic nie wyszło z prób połączenia A-klasowej Polonii Tychy ani ze Startem Podlesie, ani z Czułowianką. Jasne stało się, że bez aprobaty władz partyjnych nic się nie będzie mogło zdarzyć również i w tyskim sporcie. Zresztą, fuzja we wspomnianym wariancie i tak skutkowałaby powstaniem klubu nadal zaledwie lokalnego.

Kina nie wystarczały

W sukurs planom sportowego rozwoju miasta przyszła m.in…. demografia. Tychy rosły w oczach, nowe osiedla zapełniały się mieszkańcami, którzy po pracy oczekiwali rozrywki. W mieście istniał już teatr, do przedwojennego kina „Halka” doszła nowoczesna „Andromeda”, pootwierały się kawiarnie i restauracje z dancingami, ale sport do nowomiejskiego modelu rozrywki nadawał się może najlepiej. Tym bardziej, że na początku lat 70. polski sport budził wielkie emocje, międzynarodowe sukcesy odnosili piłkarze, lekkoatleci, bokserzy, szermierze, sztangiści…. Na dodatek główny projektant miasta prof. Kazimierz Wejchert, przedwojenny mistrz Polski w siatkówce, znalazł w Tychach wiele miejsca dla obiektów sportowych i rekreacyjnych. W tej układance pojawił się również ambitny dygnitarz Stanisław Gurgul, który chciał mieć w mieście drużynę nie gorszą, niż jego partyjni towarzysze z innych miast regionu. A tyskiej młodzieży nie wystarczał już udział w popularnych „Konkursach 5 milionów”, turniejach dzikich drużyn, czy „Żółtej żyrafy”.

Na miarę młodego ośrodka

Wchodzące w skład powiatu tyskiego Wesoła i Murcki miały niezłe drużyny piłkarskie i hokejowe, finansowane przez kopalnie. A Tychy miały nadal być najważniejszym miastem powiatu, w którym na sportowców czekały mieszkania i nowe obiekty sportowe. Wszystko układało się w misterny plan stworzenia prężnego klubu… Każde wydarzenie i zjawisko należało wytłumaczyć z ideologicznego punktu widzenia. Dlatego w prasie pojawiły się artykuły o „potrzebie stworzenia klubu na miarę młodego socjalistycznego ośrodka”, o „sporcie kształtującym wychowanie wszechstronnie rozwiniętego obywatela, na którym spoczywa ciężar budowy ustroju socjalistycznego”. Kiedy się już przebrnęło przez tę nowomowę, można było ujrzeć ambitnych sportowców, nowe obiekty: stadion, sztuczne lodowisko, w planach krytą pływalnię i halę sportową. A przede wszystkim entuzjazm młodzieży, dla której sport był po prostu ważną częścią życia i która nawet nie miała pojęcia, że jej naturalne potrzeby są wykorzystywane w strategicznych planach któregoś tam plenum komunistycznej partii.

Narodził się przy ul. Dzierżyńskiego

20 kwietnia 1971 roku w siedzibie Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Miejskiego przy ul. Dzierżyńskiego (obecnie ul. Grota-Roweckiego) odbyło się zebranie założycielskie wielosekcyjnego Górniczego Klubu Sportowego, który powstał z połączenia istniejącej od lat 50. Polonii z kilkoma sekcjami Górnika Wesoła (w tym tej najważniejszej – piłkarskiej) oraz sekcją hokeja Górnika Murcki. PRL-owska gospodarka była planowa, więc i w referacie wstępnym powołanego przez zebranie na prezesa GKS-u Franciszka Wszołka znalazły się plany trzyetapowego, długofalowego programu działania. Jeśli chodzi o najważniejsze sekcje, w pierwszym etapie (lata 1971-72) piłkarze mieli zbudować zespół na szpicę III ligi, a hokeiści powalczyć o czołową pozycję w I lidze. W drugim etapie działania (lata 1972-74) zaplanowany został awans piłkarzy do ówczesnej II ligi, natomiast zespół hokeistów GKS miał zająć co najmniej trzecie miejsce w I lidze. Dla drużyny bokserów celem miał być awans do I ligi, dla siatkówki i lekkoatletyki przewidziano cele skrojone na miarę możliwości – II liga. O zapaśnikach w referacie nie wspomniano, ale oni wtedy już należeli do krajowej czołówki. Trzeci etap, przypadający na lata następne, miał przynieść – oprócz sukcesów sportowych – także systematyczną pracę szkoleniową z młodzieżą szkół podstawowych i średnich oraz zaangażowanie do klubu wysokiej jakości trenerów. Prezes Wszołek potrafił przemawiać. Miał za sobą lata skutecznej działalności w Zagłębiu Sosnowiec, teraz rozpalał żar entuzjazmu wśród członków GKS-u.

Tu leży worek pieniędzy

Piłkarzy Górnika Wesoła nie zaproszono na założycielskie zebranie GKS-u. Bramkarz Stefan Anioł przypomina sobie, jak to po prostu usłyszeli przed treningiem, że właśnie przenoszą się do Tychów. Wkrótce odwiedził ich na treningu prezes Wszołek. Pogadali sobie w szatni. Działacz roztoczył przed nimi wspaniałe widoki na przyszłość, uderzył w wysokie tony. – Tu na podłodze leży worek pieniędzy – entuzjazmował się. Odezwał się na to gwiazdor zespołu Ginter Jendyczek, powoływany nawet do polskiej Kadry B: – Ja go tu nie widzę… – zaripostował. Jendyczek dał się namówić na grę w tyskich barwach, ale po kilku miesiącach stwierdził, że najlepiej mu będzie u siebie, w Wesołej. Kapitan Górnika Józef Pniok zareagował jeszcze szybciej i po prostu zakończył karierę sportową. Ale to były wyjątki. Większość graczy, szczególnie tych młodych, w nowym klubie dostrzegła dla siebie szansę rozwoju. I choć w następnym roku GKS-em rządził już nowy prezes, Tadeusz Czechowicz, to klub wywiązał się z obietnic. W zespole GKS większość stanowili zawodnicy z Wesołej i okolic. Postanowiono go wzmocnić doświadczonymi graczami z ekstraklasowym, a nawet reprezentacyjnym, doświadczeniem. W ten sposób w Tychach znaleźli się tak wartościowi zawodnicy jak Stefan Florenski z Górnika Zabrze (były reprezentant kraju, uczestnik finału europejskich pucharów), Edward Herman z Ruchu Chorzów, Aleksander Mandziara z Szombierek Bytom czy Ginter Piecyk z Zagłębia Sosnowiec. Pomogli drużynie na boisku, ale i poza nim. Przy okazji zgrupowań chłopcy z Wesołej chłonęli wspomnienia Florenskiego, który przeżył w Górniku najlepsze czasy polskiej piłki klubowej. Takie kontakty rozpalały wyobraźnię i prowokowały pytania: jemu się powiodło, to dlaczego nam nie ma prawa się udać? I po kilku latach Stefan Anioł, Jerzy Brzozowski, Henryk Tuszyński, Eugeniusz Cebrat czy Krzysztof Rasek zostali wicemistrzami kraju. Niektórzy z nich trafili nawet do reprezentacji, pojeździli po świecie, zarobili dobre pieniądze. I choćby nie wiem jak krzywili się na rzeczywistość, to musieli przyznać, że w Wesołej takich sukcesów by nie osiągnęli.

Sztuczne lodowisko pomogło

Z hokeistami było trochę inaczej. Drużyna Górnika Murcki corocznie plasowała się pod koniec I-ligowej stawki. Zawodnikom nie brakowało ambicji, ale barierą nie do przeskoczenia okazywało się lodowisko. Naturalna tafla w Parku Murckowskim była miejscem, w którym Górnik toczył epickie boje, ale kiedy topniała przy cieplejszej pogodzie, okazywała się hamulcem rozwoju. Gdy więc w sąsiednich Tychach w 1969 roku zbudowano sztuczne lodowisko, jasne stało się, że to będzie nowy dom murckowskich hokeistów. Nieżyjący już hokeista GKS-u Józef Zagórski podkreślał, że po zmianie klubowego szyldu w sekcji hokeja początkowo niewiele się zmieniło. Przy piłkarzach wyglądała ona dość biednie. Pierwsze lata GKS-u nie poprawiły sytuacji finansowej, ani sprzętowej zawodników. Dojeżdżali na mecze i treningi z Murcek, przebierali się w kontenerze obok lodowiska. Gdy na tyskim lodowisku rozpoczęły się prace nad jego zadaszeniem, musieli – jak dawniej – szukać lodu w pobliskich miastach. Tak naprawdę, dopiero po 1978 roku, kiedy oddany został do użytku nowoczesny Stadion Zimowy, hokej w Tychach dostał zielone światło. W ciągu tych 50 latach istnienia GKS nie wszystko oczywiście poszło idealnie, ale nowy klub zyskał tożsamość, wpasował się miejski organizm i w życie jego mieszkańców.

Piotr Zawadzki
Tyska Galeria Sportu

 

4 KOMENTARZE

  1. Panie Piotrze, dziękuję za artykuł, pamięć i przypomnienie tych zacnych nazwisk. Początki sportu w Tychach, jak widać, były trudne, ale i dynamiczne, … i stanowiły mocne fundamenty dla dalszego rozwoju sportu w mieście.
    Warto zaznaczyć, to co Pan napisał na początku artykułu, że w pewnym momencie młodzieży nie wystarczał już udział w lokalnych rozgrywkach, ale chęć zmierzenia się na szerszej arenie rywalizacji ponadlokalnych była silna – może także dzisiaj warto do tego częściej wracać.

  2. TYSZANIE kiedy w końcu zmienimy barwy klubu GKS Tychy na śląskie Złoto-Niebieskie, które tu obwiązywały od setek lat. Barwy zielono-czaro-czerwone to barwy gorolskie powszechnie obowiązujące w Sosnowcu, albo Wrocławiu zalanym przez ludność spoza dolnego-śląska. Chociaż w tym ostatnim jakieś nawiązanie do starej heraldyki śląskiej jest.

    Jesteśmy w końcu śląskim klubem czy napływowym gorolskim ?

    • napływowym
      🙂
      statystyki nie kłamią – 90% mieszkańców to ludzie z pozostałych terenów Polski a nie ze śląska górnego, a i sportowcy jakby też nie tylko z Górnego Śląska

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.