Zyga Waleczne Serce – wspomnienie

0
446

Trudno wprost uwierzyć, że Zygmunt Hanusik nie żyje. Niedawno zadzwoniłem do Niego z prośbą o podzielenie się wspomnieniami o Ryszardzie Szurkowskim. Powiedział wtedy: – Ten nasz peleton kurczy się coraz bardziej. W zeszłym roku odszedł Staszek Gazda, z którym nie tylko się ścigałem, ale razem organizowaliśmy wyścigi – kryteria i wieloetapówki przez Tychy i Pszczynę. No, a teraz Rysiek…

Kilka dni temu Zygmunt Hanusik źle się poczuł, przeszedł zawał i dzień przed swoimi urodzinami, które przypadały 28 lutego, trafił do szpitala w Ochojcu. Późnym wieczorem, 4 marca zadzwoniła do mnie Jego żona, z informacją że Zygmunt zmarł. Miał 76 lat.

Był jednym z najwybitniejszych polskich kolarzy. Cztery razy startował w Wyścigu Pokoju, w czasach, kiedy była to najważniejsza impreza sportowa w kraju. W 1970 roku zajął w niej trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Był mistrzem Polski w 1970 i brązowym medalistą w 1972. Startował w Igrzyskach Olimpijskich w Meksyku w 1968 roku, mistrzostwach świata, w Tour de Pologne, a także w wielu wyścigach zagranicznych, m.in. wygrał wyścig Dookoła Algierii w roku 1970 i Tour du Loir et Cher w roku 1972. W roku 1971 zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej wyścigu Dookoła Bułgarii i w wyścigu o Wielką Nagrodę Annaby.

Miał duszę wojownika, olbrzymie serce do walki i wprost niespożyte siły. Tak było od początku, od chwili, kiedy jadąc rowerem na trening piłkarski Czułowianki, ot tak prześcignął na murckowskiej górce grupę kolarzy Górnika Lędziny. Pierwszy dotarł na metę w okolicach Wzgórza Wandy i wrócił do Tychów. To właśnie wtedy trener Jerzy Kuś zaproponował mu przyjście na treningi… I potem ten sam hart ducha, waleczność i zapał demonstrował w elitarnym gronie kolarskiego peletonu.

Zgolisz jak wygrasz

Zyga był człowiekiem niezwykle sympatycznym, lubianym przez kolegów i kibiców. Potrafił sobie zjednywać ludzi życzliwością, humorem i dowcipem. O jedynym „kolarzu z brodą” krążyło w peletonie wiele anegdot. Były trener reprezentacji Karol Madaj, powiedział mi kiedyś, że Hanusik był najzabawniejszym kolarzem z jakim przyszło mu pracować. Ta charakterystyczna broda pojawiła się podczas zgrupowania reprezentacji w Bułgarii. – Wszyscy wtedy zapuściliśmy brody – wspominał Hanusik. – Wyglądaliśmy komicznie. Na lotnisku zaczęły się problemy. Koledzy golili się przy odprawie, a mnie się udało. „Wracaj z brodą – powiedział do mnie wtedy trener Henryk Łasak. – Zgolisz ją jak wygrasz Wyścig Pokoju”. Wyścigu nie wygrałem, więc brody nie zgoliłem… do dziś.

Kolega Szurkowskiego

Zdarzają się przyjaźnie na całe życie. Jak mówił Hanusik, tak było w przypadku Jego i Szurkowskiego.

– Choć różniło nas wiele, jakoś tak skumplowaliśmy się z Ryśkiem, że bardzo często na wyścigach czy na zgrupowaniach mieszkaliśmy razem – opowiadał. – Zawsze mieliśmy o czym rozmawiać, często mu pomagałem, innym razem on mnie. Myślę, że tak powinno być w sportowym teamie. Pomogłem mu wygrać Wyścig Pokoju, a w tym samym roku on pomógł mi zdobyć mistrzostwo Polski, kiedy oddał mi swój zapasowy rower, którym dojechałem do mety. Nasza przyjaźń przetrwała próbę czasu. Spotykaliśmy się wiele razy. Jak jechał z Wrocławia do Warszawy to zawsze dzwonił, że wpadnie do mnie do Tychów na rolada i modro kapusta, jak mawiał. I gadaliśmy wtedy godzinami, a że zabierał ze sobą rower, jeździliśmy po mieście i okolicy. To symptomatyczne, że Zyga także na swój wieczny wyścig pojechał razem z Szurkowskim – zmarł ledwie kilka tygodni po nim…

Rodzina zawsze kibicowała Hanusikowi. W wywiadzie, który przeprowadziłem z nim przed kilku laty mówił: „Na Wartogłowcu mieliśmy gospodarstwo. Ojciec pracował na kolei, siostra na poczcie, matka zajmowała się domem. Mam także brata, który bardzo mi pomagał, bo jest mechanikiem samochodowym – to on przygotowywał mi rower na wyścigi. Ożeniłem się dość wcześnie, bo mając 23 lata, a żony nie szukałem daleko – także pochodzi z Wartogłowca. Od początku była przychylna kolarstwu mimo, że zarabialiśmy wtedy grosze i naprawdę trudno było z kolarstwa wyżyć”.

Będzie Memoriał

Poznałem Zygmunta Hanusika, kiedy karierę sportową miał już za sobą. Regularnie przyjeżdżał jednak z grupą młodych kolarzy, którymi się opiekował na organizowany swego czasu Wyścig „Wieczoru”. Przy okazji był też gościem honorowym, który dekorował zwycięzców. Dla młodych zawodników, którzy stawiali pierwsze kroki w kolarskim rzemiośle, odebranie pucharu z rąk Hanusika to było coś! Kilka lat później, z okazji jakiegoś jubileuszu „Dziennika Zachodniego”, poprosiłem Go o zorganizowanie imprezy kolarskiej dla najmłodszych. Zgodził się z ochotą. Zawody odbyły się na bieżni starego Stadionu Miejskiego, która do biegania już się właściwie nie nadawała, ale do jeżdżenia na rowerze, owszem. Wyścig australijski, który Zyga wtedy zorganizował, bardzo spodobał się uczniom tyskich szkół. Zresztą sam wsiadł na rower i… zostawił w tyle kilku nauczycieli.

Na sportowej emeryturze Zygmunt Hanusik nie chciał zajmować się wyłącznie pieczarkarnią, którą przez jakiś czas prowadził i swoją drugą wielką pasją czyli hodowlą gołębi. Nadal chciał być blisko kolarstwa. Założył w Tychach klub Amico, w którym ścigało się kilku znanych kolarzy, m.in. Sławomir Kohut (późniejszy zawodnik zawodowej grupy Amore e Vito i olimpijczyk z Aten), Marcin Gembicz czy Krzysztof Mermer. Potem był kolejny klub czyli Kolarskie Towarzystwo Sportowe. Organizował też wyścigi – najpierw wieloetapówkę „4 Asy Fiata”, która swego czasu była jedną z najważniejszych imprez w kalendarzu Polskiego Związku Kolarskiego, a potem Tyskie Kryterium Fiata.

Wiosna to właśnie był czas, kiedy Zyga Hanusik mocno działał, żył kolejną edycją Kryterium Fiata. Tak miało być również w tym roku, bo ta kolarska impreza jak zwykle znajdowała się w lipcowym kalendarzu. Prezes Śląskiego Związku Kolarskiego, Rafał Makowski powiedział: „Przygotowywał wyścig, zaplanowany na 17 lipca w Tychach. Miał być jego dyrektorem. W tej sytuacji zaproponowałem, by ta impreza była pierwszym Memoriałem Zygmunta Hanusika”.

Trudno doprawdy pogodzić się z tym, że Zygmunta Hanusika nie ma już wśród nas, że nie będzie Go w lipcu, na Kryterium.

I że nie usłyszę już w telefonie: „Kurde mole, no i co pan na to powie redaktorze …”