Przeszczep uratował mu życie

1
704
Pan Grzegorz podczas konferencji prasowej w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Mat. pras. ŚCCS

Pracownik tyskiego szpitala po ciężkim przejściu COVID-19 zyskał nowe płuca i szanse na nowe życie. Historia pana Grzegorza to chyba obecnie najgłośniejsza w Polsce historia związana z koronawirusem i może być ona przestrogą dla wszystkich, którzy zagrożenia nie traktują poważnie. Zdrowy 45-letni mężczyzna, pracownik Szpitala Megrez w Tychach zachorował na COVID-19 w czerwcu. Teraz dochodzi do siebie po pierwszym w Polsce przeszczepie płuc u pacjenta po tej chorobie.

Pan Grzegorz, szef sterylizatorni w jednoimiennym szpitalu zakaźnym w Tychach, 20 czerwca trafił do szpitala, w którym pracuje – jako pacjent. Czy do zakażenia COVID-19 doszło właśnie w pracy, to trudno stwierdzić. Po dziesięciu dniach hospitalizacji jego stan pogorszył się na tyle, że konieczne było przewiezienie go do Krakowa, gdzie przez miesiąc był podłączony do systemu ECMO – urządzenia pozaustrojowo wspomagającego natlenienie krwi. W tym czasie płuca pana Grzegorza były już prawie zupełnie zniszczone. Lekarze specjaliści uznali, że żeby uratować życie pacjenta, konieczny jest przeszczep. Z Krakowa trafił więc do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, gdzie – jako pierwszy w Polsce

pacjent po przejściu COVID-19 – miał wykonany obustronny przeszczep płuc. Był to trzeci w Europie i ósmy na świecie przeszczep płuc u pacjenta po tej chorobie.

Odbudowa od zera

Z panem Grzegorzem udało nam się porozmawiać telefonicznie podczas jego wizyty kontrolnej w zabrzańskim szpitalu. – Udało mi się właśnie przejść test wysiłkowy – mówi. – Taki test polega na tym, by w czasie 6 minut przejść jak najdłuższy dystans, oczywiście bez biegania. Gdyby były problemy, test jest przerywany. Ale mnie się udało go zaliczyć, chociaż czułem się po tym bardzo zmęczony.

Nowe płuca pana Grzegorza do wysiłku muszą przyzwyczajać się stopniowo. – Moja sprawność i wydajność jest teraz na poziomie około 30-40 procent w porównaniu ze sprawnością sprzed choroby – mówi. – Wynika to z tego że podczas tych prawie trzech miesięcy gdy leżałem kolejno w trzech w szpitalach, bardzo straciłem na wadze, około 25 kilogramów. Więc wydolności i sił bardzo mi teraz brakuje. Nie mam w tej chwili właściwie żadnych mięśni, trzeba to wszystko odbudować. No i odbudować kondycję, którą miałem przed operacją. Nie uprawiałem sportu wyczynowo, ale byłem aktywny; jeździłem na rowerze chodziłem po górach, zimą jeździłem na snowboardzie, brałem udział w maratonach MTB. Dzisiaj ta kondycja jest na bardzo niskim poziomie, muszę ją odbudować właściwie od zera. Taki trening to spacery przynajmniej dwa razy dziennie – około 3-4 kilometrów. Do tego dochodzą ćwiczenia oddechowe w domu, spirometria, kontrolowanie wydajności płuc, leki, inhalacje i jeszcze ćwiczenia na rowerku. Jest tych codziennych zajęć naprawdę sporo.

Najlepszy z możliwych

W przeddzień wyjścia ze szpitala, 7 września pan Grzegorz wziął udział w konferencji prasowej. Dr n. med. Mirosław Nęcki, pulmonolog ze ŚCCS, ocenił, że proces leczenia pana Grzegorza był „najlepszy z możliwych”. – My się dopiero uczymy leczyć tę chorobę – mówił specjalista. – Nie ma jednego skutecznego leku, jednej skutecznej szczepionki. Niestety, niektórzy pacjenci, mówiąc po ludzku, mają pecha w tym wszystkim i dochodzi do uszkodzenia płuc, czasem serca, nerek, innych narządów i zgonu. Nie wolno lekceważyć tego zagrożenia – podsumował.

Pan Grzegorz miał tego pecha. Na skutek choroby jego płuca zostały właściwie zupełnie zniszczone. Ale miał też szczęście, bo dzięki specjalistom z zabrzańskiego szpitala otrzymał nowe płuca i nowe życie.

Zaczęło się od temperatury

– Zaczęło się niewinnie, od podwyższonej temperatury – opowiada pan Grzegorz. – Najpierw było 37-38 stopni, potem 39. Nie miałem żadnych innych objawów. Nie było kaszlu, utraty smaku, tylko ta podwyższona temperatura i ogólne osłabienie organizmu. Duszności pojawiły się później, już w szpitalu, gdy płuca były już – jak się okazało – na poziomie 50 procent swojej wydolności, Potem ta wydolność spadła do około 10 procent. Wówczas przetransportowano mnie do Krakowa, gdzie spędziłem miesiąc podpięty pod ECMO, czyli tzw. płuco-serce. Nie miałem żadnych innych chorób, tak zwanych współistniejących. Nigdy wcześniej nie chorowałem na płuca. Niestety, u mnie choroba poszła w tym złym kierunku i skończyło się obustronnym przeszczepem płuc. Tak naprawdę dopiero dzisiaj dochodzi powoli do mnie to wszystko, co się wydarzyło. Początki tej choroby potraktowałem normalnie, jak grypę. Dzisiaj, po tym wszystkim pojawiają się różne myśli i pytania. Być może mogłem zrobić coś więcej, żeby się uchronić przed zakażeniem. Moje życie zmieniło się o 180 stopni i to już na zawsze. Poszedłem do szpitala jako zdrowy człowiek, tylko z temperaturą, a wyszedłem po prawie trzech miesiącach jako ciężko chory. Życie codzienne, praca, dieta, życie z rodziną – to wszystko się zmieniło i jest dzisiaj bardzo utrudnione. To dla mnie wciąż trudne do zaakceptowania.

Z otwartymi ramionami

Mariola Szulc, prezes szpitala Megrez zapewnia, że czeka na powrót do pracy pana Grzegorza. – Jeśli wyrazi chęć powrotu, przyjmiemy go z otwartymi ramionami – mówi. – Cieszę się, że mogłam w Śląskim Centrum Chorób Serca osobiście podziękować przedstawicielom szpitali w Krakowie i Zabrzu za uratowanie życia naszego pracownika. Jestem również dumna z profesjonalizmu zespołu medycznego Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii naszego szpitala pod kierunkiem doktor Izabeli Kokoszki-Bargieł. W efekcie wspólnych starań pan Grzegorz żyje. A my ze swojej strony oferujemy wszelką możliwą pomoc dla niego i jego rodziny.

 

 

 

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.