„Plandeki” w Sieci

0
261
Ważka z obrazu Mehoffera i disneyowska syrenka Ariel, to cytaty, jakie Żegalski wprowadza do swoich obrazów. Fot.: Materiały prasowe MGS OBOK

To była nietypowa, a zarazem wyjątkowa wystawa. Miejska Galeria Sztuki Obok zorganizowała pokaz obrazów Leszka Żegalskiego – kontrowersyjnego artysty malarza – bez udziału publiczności. Wszystko odbyło się online. Relację z wydarzenia wciąż można obejrzeć na facebookowym profilu galerii. Placówka ta dotychczas zorganizowała aż cztery wirtualne wystawy i już szykuje kolejne.

Na ścianie i na ekranie

– Leszka Żegalskiego gościliśmy w naszej galerii początkiem roku – mówi Wojciech Łuka, kurator Miejskiej Galerii Sztuki Obok w Tychach. – To artysta wyjątkowy, bardzo aktualny, wręcz skrojony na nasze czasy. Jego sztuka przyciąga widzów, czego dowodem może być sukces lutowej wystawy, którą tyszanie mogli jeszcze zwiedzić osobiście. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale gdy prace Leszka opuściły galerię, miałem przeczucie, że to jeszcze nie koniec, że zabrakło kropki nad „i”. Kiedy wybuchła pandemia, zaczęliśmy rozszerzać naszą działalność w Sieci. Wtedy pomyślałem, że to dobry czas, by wrócić do Żegalskiego i ponownie uruchomić wystawę. Tym razem online – wyjaśnia Wojciech Łuka.

Przez cały sierpień na facebookowym fanpage’u tyskiej galerii publikowane były obrazy artysty, jakie składały się na wystawę „Plandeki”. Powstał także film, z którego można dowiedzieć się, dlaczego Żegalski maluje akurat na tak niecodziennym podłożu. Aby to zrozumieć, musimy przenieść się w czasie do lat 80.

Wielki format z betoniarni

Wszystko szaro-bure: bloki z wielkiej płyty, betonowe chodniki i górująca nad miastem kopalnia–żywicielka. W kiosku dwie gazety na krzyż, w telewizji dwa kanały, a na murach i słupach ogłoszeniowych jedynie propagandowe plakaty wielkości metr na metr. Na sztukę nie było za dużo miejsca, a przecież także wówczas byli artyści. Młodzi, szaleni, zbuntowani i z głową pełną pomysłów. Tylko jak tu się wyrazić?

– Chcieliśmy tworzyć ogromne obrazy, które poruszą i zmienią świat, ale problem był z płótnem. Nie wiedzieliśmy skąd je wziąć, ani też gdzie je zaprezentować – wspomina Leszek Żegalski malarz i autor wystawy. – Wielkoformatowe malarstwo prawie nie istniało. Aż pewnego dnia, przechodząc z kolegami w pobliżu betoniarni, zauważyliśmy te wielkie plandeki. Był to jedyny dostępny materiał o odpowiednim rozmiarze, więc przekupiliśmy stróża, a potem malowaliśmy. Tak to się zaczęło – wspomina.

Bo mogę!

Żegalski zachowuję się tak, jakby wszystko było mu wolno i to zarówno na płótnie jak i w życiu. Przykładowo, gdy jeszcze jako student, wyjechał do Paryża i zwiedzał Luwr, to na ścianie jednej z toalet ukradkiem porozwieszał swoje pejzaże. Potem mógł się chwalić, że jego obrazy eksponowano w najznamienitszym muzeum świata. Podobnie było w Kolonii, gdy „powiesił się” obok prac Georges’a Braque’a. Heca trwała kilka dni – tyle czasu potrzebowali muzealnicy, by zorientować się, że mają na stanie nadprogramowy obraz. Malarz podpisał się też pod manifestem, w którym krakowską Akademię Sztuk Pięknych określono jako „trupa sztuki”. Czy po latach Żegalski spokorniał? W sztuce na pewno nie.

– Leszek Żegalski pamięta o przeszłości, ale nie przeszkadza mu to kpić z naszego dzisiaj. Jego malarstwo wzbudza skrajne emocje: jednych oburza, innych zachwyca. I bardzo dobrze. Tak ma być. Najważniejsze, by nie pozostać obojętnym – kwituje Wojciech Łuka.

Choć formalnie wystawa „Plandeki” dobiegła końca, to obrazy artysty można oglądać cały czas.

Agnieszka Kijas