Królewskie sarkofagi odzyskują blask w tyskiej pracowni

0
1230

Siedemnastowieczne miedziane sarkofagi króla Władysława IV Wazy i jego żony Cecylii Renaty Habsburżanki wróciły niedawno na swoje stałe miejsce w krypcie na Wawelu. Skąd wróciły? Z Tychów, z pracowni konserwacji zabytków prowadzonej przez Agnieszkę i Tomasza Trzosów, gdzie zostały poddawane gruntownej renowacji. Nie są to pierwsze sarkofagi z katedry wawelskiej, które trafiły do tyskiej pracowni.

– Pierwsze były u nas sarkofagi wojewody krakowskiego Gabriela Tarnowskiego i jego żony Ewy z Warszyckich. Następnie był sarkofag cynowy króla Stefana Batorego, potem pięć kolejnych: króla Zygmunta Augusta, królowej Anny Jagiellonki (żony Stefana Batorego), Anny Habsburżanki, Aleksandra Karola, Barbary Zapolyi i królewny Anny Marii – wylicza Agnieszka Trzos.
– Później pracowaliśmy przy sarkofagach Wazów: Zygmunta II Wazy, jego drugiej żony Konstancji z Habsburgów, królowej Ludwiki Marii Gonzagi, księcia Jana Zygmunta. W kolejce czeka sarkofag Augusta Mocnego i dwa sarkofagi dziecięce. Będziemy się nimi zajmować w przyszłym roku. Także sarkofag marszałka Józefa Piłsudskiego przechodził u nas renowację.

Ratowanie zabytków

Jak to się stało, że ratowaniem bezcennych skarbów z tak wyjątkowego dla polskiej historii miejsca, zajęła się właśnie tyska pracownia? – Cóż, nie ma wielu specjalistów w tej dziedzinie – odpowiada Agnieszka Trzos. – Właściwie jesteśmy jedyną pracownią w Polsce z takim doświadczeniem. Można powiedzieć, że znaleźliśmy sobie niszę. Agnieszka i Tomasz Trzos w zaczęli swoją „przygodę” z renowacją sarkofagów w 2007 r.
– Pracowaliśmy przy sarkofagach rodu Promnitzów z krypty grobowej kościoła pw. Wszystkich Świętych w Pszczynie – mówi Agnieszka Trzos. – One były w bardzo złym stanie, z niektórych niewiele już zostało. Co innego sarkofagi wawelskie, które były wcześniej poddawane renowacji i zawsze o nie dbano. Niemniej, w przypadku cynowych sarkofagów, był to ostatni moment żeby uratować polichromie i złocenia. Tlenki podsadzały już warstwy malarskie, za chwilę po prostu by ich nie było.

Sarkofagi królewskie zaczęły więc przyjeżdżać do Tychów. Tutaj Agnieszka i Tomasz Trzos wraz z zespołem pracują nad przywróceniem im świetności. – Zaczynamy od sesji fotograficznej – opowiada Agnieszka Trzos. – Później musimy dokładnie zapoznać się z techniką i technologią wykonania takich obiektów. One nie są jednorodne. Powstawały w różnych okresach i różnych warsztatach. Nie da się tutaj zastosować jednej metody, żadnego ramowego działania.

Po dokumentacji fotograficznej demontowane są aplikacje, jeżeli to oczywiście możliwe. Potem następuje ważny moment; działanie chemiczne i usunięcie tlenków. – Wtedy naszym oczom ukazują się inskrypcje, kolory i złocenia – opowiada Agnieszka Trzos. – W przypadku sarkofagów cynowych bardzo istotne jest wykonanie wewnętrznej konstrukcji usztywniającej, bo cyna „płynie”.
Umieszczamy w sarkofagach konstrukcję wewnętrzną, dostosowaną do potrzeb danego obiektu. Robimy to tak, by nie wiercić dodatkowych otworów, wykorzystujemy elementy pierwotne. Gdy mamy już wszystko usztywnione, przychodzi najprzyjemniejsza faza, czyli konserwacja estetyczna. Uzupełniamy złocenia nadlewamy cynę, rzeźbimy w niej jeżeli czegoś brakuje, złocimy, srebrzymy.

Dawni mistrzowie rzemiosła

Sarkofagom Władysława IV Wazy i jego małżonki Cecylii Renaty mieliśmy okazję przyjrzeć się w momencie, gdy złocone aplikacje były już na nowo montowane do miedzianych burt i wieka.
– To miedziane sarkofagi, a nie cynowe jak większość, którymi się zajmowaliśmy – wyjaśnia Agnieszka Trzos. – Mają zupełnie inną budowę technologiczną, występują tu inne zagadnienia konserwatorskie. Zdobienia są wykonane z miedzi złoconej ogniowo. To nie są odlewy tylko bardzo wysokiej klasy repusowanie. Wzór jest wybijany na miękkim kowadle. Żaden współczesny repuser nie jest w stanie tak głęboko wybijać z blachy. Oryginalne złocenie było wykonane techniką ogniową, której się już nie używa. To dodatkowa trudność, bo współczesne złocenie galwaniczne daje już inne efekty.

Praca nad renowacją sarkofagu trwa zazwyczaj kilka miesięcy, chociaż – jak mówią tyscy specjaliści – optymalnym okresem byłby rok. Jedna kalendarz „dotacyjny” rządzi się swoimi prawami… – Zazwyczaj o przyznaniu dotacji dowiadujemy się w maju, a odbiór urzędnicy chcą mieć na listopad – mówi Agnieszka Trzos. – To wymaga naprawdę szybkiego tempa, co nie do końca jest dobre dla samego obiektu i dla nas oczywiście też. Tym bardziej, że my nie ułatwiamy sobie pracy. Na przykład nie rozcinamy cynowych burt sarkofagu. Kierujemy się zasadą, że chcemy zachować jak największą ilość pierwotnych połączeń. Chociaż utrudnia nam to działanie, obiekt jest po takiej konserwacji bardziej wiarygodny niż pocięty na kawałki i później lutowany.

Zagadki historii

Jakie to uczucie, gdy własnymi rękami dotyka się cennego zabytku, a następnie trzeba go rozłożyć na części i dokonywać na nim tych wszystkich operacji? – Oczywiście są to emocje – przyznaje Agnieszka Trzos. – To podwójnie przyjemna praca, bo bawimy się też trochę w detektywów. Tak było zwłaszcza w przypadku sarkofagów pszczyńskich. Nie znaliśmy osób, które leżały w tych sarkofagach, nie każdy był podpisany, a jeśli miały inskrypcje, to tak zabrudzone że dopiero w trakcie pracy mogliśmy je odczytać. W przypadku wawelskich sarkofagów także rozwikłaliśmy kilka tajemnic. Tak więc obok zwykłej technicznej i estetycznej pracy, jest to też praca tropiciela.

Sarkofagi to oczywiście nie jedyne zabytki, jakimi zajmują się państwo Trzosowie. Te najcenniejsze nie trafiają jednak do tyskiej pracowni; są to malowidła ścienne w kościołach.

– Mamy w dorobku trzy średniowieczne malowidła, które sami znaleźliśmy – mówi z dumą Agnieszka Trzos. – Nie były wcześniej znane, dopiero my wydobyliśmy je spod warstw tynku. To freski w kościołach w Karchowicach, Lubecku i Sadowie. Co ciekawe, Śląsk był uważany za rejon gdzie tego typu obiekty nie występują. A okazało się że trzeba uważniej szukać…

Ta niezwykła przygoda ze sztuką i historią trwa już wiele lat. – Studiowaliśmy z mężem w Krakowie – wspomina Agnieszka Trzos. – Gdy po studiach wróciliśmy do Tychów, wszyscy nas pytali „co wy tam będziecie robić, konserwować bloki?”. Cóż, konserwujemy królewskie sarkofagi z katedry na Wawelu.