Dlaczego utopca bijemy lewą ręką?

0
552

Gościem „Salonu Słowa” w Pasażu Kultury Andromeda był w sobotę (27.04) Marcin Melon.    -To pierwsze spotkanie autorskie w mieście, w którym na co dzień pracuję – mówił. A takich spotkań było już wiele, bo cykl o przygodach Komisorza Hanusika doczekał się czterech tomów, a jego pierwsza część – kilku dodruków i audiobooka.

Marcin Melon to autor pierwszych na rynku wydawniczym kryminałów pisanych po śląsku. Melon był kilkakrotnie nagradzany w konkursie na jednoaktówkę po śląsku. Przedstawienia według nagrodzonych tekstów wystawia w różnych miastach Śląska bieruński „Teatr dla Dorosłych”. Do niedawna był też felietonistą portalu silesion.pl oraz nauczycielem języka angielskiego w tyskiej Szkole Podstawowej nr 37, gdzie prowadzi zajęcia z edukacji regionalnej i Klub Odkrywców Tajemnic Śląska. Pokazuje swoim uczniom (burząc mity zbudowane przez serial „Święta wojna”), że śląskość może być atrakcyjna i nowoczesna. Historię i legendy Śląska przybliża im m.in. poprzez gry planszowe i multimedia.

Marcin Melon jest pasjonatem śląskiej kultury w ogóle, ale w szczególności śląskiej demonologii. I to właśnie z niej czyni klucz do wyobraźni swoich odbiorców. – Nad Śląskiem unosi aura sensacyjności – mówi. – Skoro młodzi ludzie lubią Tolkiena, znają trolle i gobliny, to czemu nie mieliby chcieć poznać połednic i utopców? Przecież na Paprocanach jest większa szansa na spotkanie z utopcem niż z trollem. Wtedy warto wiedzieć jak się przed nim bronić.

I wszyscy uczniowie już podobno wiedzą, że utopca bijemy zawsze lewą ręką, bo gdy bijemy go prawą, tylko dodajemy mu siły… Z pewnością wie to również bohater serii „Komisorz Hanusik” bo i on często musi mierzyć się z zagrożeniami nie z tego świata. Jest to bowiem kryminał z dreszczykiem. O wyjątkowym talencie Melona do łączenia śląskiej demonologii z popkulturą może też świadczyć sztuka napisana dla szkolnego teatru „Bombon” pt. „Monster haja w SP 37”.

Autor, który z takim zapałem pisze po śląsku, przyznaje że jego śląski nie jest dobry. – Jest dwa razy gorszy od śląszczyzny moich rodziców, cztery razy gorszy od śląszczyzny dziadków. Ale staram się rozwijać językowo – mówił podczas spotkania w Andromedzie.

Często opowiada, że jest z pokolenia, które w domu owszem, słyszało ślonsko godka, ale mówić kazano mu po polsku, żeby nie było problemów w szkole. – Osób mówiących po śląsku jest coraz mniej, dlatego ważne jest, żebyśmy mówili i pisali jak najwięcej – mówi Marcin Melon. – Samorządy powinny inwestować w edukację regionalną, bo gdy rozbudzi się w dzieciach miłość do śląskości, to może wartościowe, inteligentne jednostki zostaną tutaj zamiast wyjeżdżać w świat za lepiej płatną pracą.

Publiczności zebranej w Andromedzie Melon opowiadał też dlaczego zaczął pisać po śląsku. – Zaczęło się od tego, że wielki autorytet językowy prof. Jan Miodek powiedział kiedyś, że po śląsku nie da się pisać – mówił. – W mniej niż dekadę udowodniliśmy, że to nieprawda. Bo to nie tylko ja, jest już wielu młodych autorów piszących śląszczyzną.

Prawdziwym wyzwaniem było jednak napisanie pierwszej powieści. – Sztuka teatralna to co innego, ona jest oparta na dialogach, a to w rozmowach mamy na co dzień kontakt ze ślonskom godkom. Powieść to większe wyzwanie. Chciałem sprawdzić czy dam radę. Bo są przecież fenomenalne historie, zasłyszane od naszych rodziców i dziadków, które można opowiedzieć tylko po śląsku.

Spotkanie poprowadziła pomysłodawczyni i organizatorka cyklu „Salon Słowa” Agata Cichy.

Foto: SW