Rodzina z drugiego końca świata

0
595

Na cały rok opuszczają swoich bliskich, by wyjechać do obcego kraju i poznawać jego kulturę. Delfina, Ariel, Gabriela i Fernando (uczestnicy wymiany młodzieżowej Rotary International) od września uczą się w Zespole Szkół nr 1 i mieszkają u tyskich rodzin, które w tym czasie zastępują im rodzinny dom. Spędzą tutaj także święta.
Piękna architektura starych miast, różnorodność kulturowa Europy, gościnność polskich gospodarzy i pierogi – oto co czwórce nastolatków z Ameryki Łacińskiej spodobało się tu najbardziej. Delfina Grasso pochodzi z Argentyny. Ariel Sepulveda i Gabriela Wanzuit – z Brazylii, a Fernando Bahena Gonzales z Meksyku. Jak mówią, Europa to dla nich zupełnie inny świat. Bo chociaż Buenos Aires od Mexico City dzieli odległość większa niż Gibraltar od Murmańska, to ludzie mówią tam tym samym językiem i są do siebie podobni. – Tutaj, w Europie kraje są blisko siebie, a jednocześnie bardzo się od siebie różnią – mówi Delfina. – Można szybko i łatwo podróżować pomiędzy nimi, a po przekroczeniu każdej granicy znajdujemy się w zupełnie innym państwie, z innym językiem i kulturą. Tym różni się Europa od Ameryki Południowej.
Polska to wyzwanie
Całą czwórka trafiła do Polski w ramach wymiany młodzieży, organizowanej przez międzynarodową organizację Rotary. Uczestnicy długoterminowej, rocznej wymiany przyjeżdżają do wybranego kraju na rok, chodzą do szkoły, uczą się języka i pracują jako wolontariusze. Mieszkają w tym czasie u miejscowych rodzin, poznając tym samym zwyczaje i codzienne życie.
Bardzo chciałam przyjechać do Europy i miałam możliwość wyboru spośród sześciu krajów – mówi Delfina. – Polska była jednym z nich. Pomyślałam, że to może być interesujący kraj, coś zupełnie innego. Polska nie jest tak często wybierana przez studentów, jak np. Niemcy, Francja czy Włochy. Ja wybrałam Polskę m.in. dlatego, że nic nie wiedziałam o tym kraju, chciałam poznać jego historię i kulturę. A tutejszy język to na pewno wyzwanie.
Mam w Polsce przyjaciół, którzy byli na wymianie w Brazylii. Oni opowiedzieli mi wiele o Polsce, więc gdy miałam możliwość wyboru kraju chciałam przyjechać tutaj – mówi Ariel.
Mój brat był na wymianie w NIemczech pięć lat temu – opowiada Fernando. – Przyjechał wtedy do Polski i opisał mi ją jako bardzo fajny kraj. Odwiedził stare miasta; Toruń, Wrocław, Bydgoszcz i opisał je jako bardzo piękne, ze starą, historyczną architekturą. Ja miałem do wyboru Niemcy, Czechy, Belgię i Polskę. Trafiłem do Polski i jestem bardzo zadowolony. Byłem zaskoczony, bo opowiadał mi, że Niemcy to ludzie raczej z dystansem i chłodni w relacjach. Pomyślałem, że pewnie w Polsce będzie podobnie. W ogóle zawsze myślałem, że Niemcy, Polacy Rosjanie i wszystkie północne kraje Europy to są podobni do siebie ludzie. Ale kiedy przyjechałem tutaj, zostałem bardzo pozytywnie przyjęty, bardzo szybko wprowadzony w życie rodziny, przedstawiony wszystkim znajomym. To bardzo miłe.
Europejczycy w ogóle są przez nas postrzegani, jako ludzie chłodni w relacjach – dodaje Delfina. – A Polacy okazali się bardzo serdeczni, więc to był wspaniały wybór.
Delfina zamieszkała w domu Iwony i Piotra Ciepał. Ich syn Miłosz także jest w tej chwili na wymianie młodzieży w Meksyku. – Przed przyjazdem Delfiny otrzymaliśmy instrukcję, by traktować ją jak członka rodziny, nie jak gościa. By miała tu także swoje obowiązki i zadania. I tak staramy się robić – mówi Iwona Ciepał.
Musi po części zastąpić Miłosza, który wyjechał – dodaje Piotr Ciepał.
Pierogi i yerba mate
Ponieważ spędzają razem kilka miesięcy, wybór zarówno kraju, jak i rodziny nie jest losowy, lecz poprzedzony szczegółowym kwestionariuszem dotyczącym trybu życia i zainteresowań. – Musimy po prostu do siebie pasować – mówi Iwona. – Delfina nie jest pierwszą osobą, której aplikację otrzymaliśmy, tak samo jak Miłosz nie wybrał pierwszej destynacji, jaką nam zaproponowano – Rodziny są dobierane na zasadzie zainteresowań naszych i dziecka, obie strony muszą się sobie spodobać.
I w tym przypadku wyraźnie się spodobały. Delfina szybko zaprzyjaźniła się z młodszą siostrą Miłosza – Igą, polubiła też niektóre zwyczaje, które na początku były dla niej zaskoczeniem. – Na przykład zdejmowanie butów w domu – opowiada Iwona. – W Argentynie nie ma tego zwyczaju, więc i Delfina tego nie robiła. Ale gdy pora roku zmieniła się na zimową, zaczęła jednak zostawiać buty przy wyjściu. Teraz mówi, że gdy wróci do siebie, wprowadzi taką zasadę w domu.
Ze swoją polską rodziną, Delfina świętowała też swoje 17. urodziny. – Próbowałyśmy z tej okazji razem przygotować potrawy argentyńskiej kuchni i nawet co nieco nam wyszło – wspomina Iwona. – Ale Delfina i tak najbardziej lubi kotlety i pierogi. Pierogi to druga rzecz, którą na pewno będę próbowała robić w domu – mówi Delfina.
Ona sama z kolei nauczyła swoich gospodarzy pić yerba mate.
Wigilia na plaży
Razem spędzą także święta Bożego Narodzenia. – Jestem bardzo ciekawa jak będzie to wyglądało – mówi Delfina. – Chciałabym zobaczyć białe święta, ze śniegiem. U nas świętuje się trochę inaczej. Przede wszystkim inna jest pogoda. My mamy lato, więc 24 grudnia świąteczną kolację jemy z rodziną w ogrodzie lub na plaży. Co do potraw, są to głównie zimne dania lub dania z grilla. Potem o północy mamy toast, młodsze dzieci idą spać – żeby Święty Mikołaj jak najszybciej przyniósł prezenty – a starsi spotykają się z przyjaciółmi i świętują. Jest muzyka, alkohol, fajerwerki. Następnego dnia spotykamy się znów z rodzinami na uroczystym posiłku i to w zasadzie koniec świętowania. 26 grudnia to już nie jest świąteczny dzień. Choinkę ubieramy także, zawsze 8 grudnia – w dzień Marii Dziewicy – i ona stoi do 8 stycznia.
Pogoda i językowe kłopoty
Tutejsza pogoda to coś, co daje się we znaki gościom z Ameryki Południowej. – U nas zimą bywają temperatury około zera, ale nigdy nie ma tak zimnego wiatru jak tutaj – mówi Delfina.
Mnie jest ciężko wytrzymać tę pogodę – mówi Fernando, pochodzący z gorącego Meksyku. – Tu jest naprawdę bardzo zimno jak dla mnie. I ciemno. Tu się robi ciemno już o 4. po południu, właściwie mam wrażenie że cały czas jest ciemno.
Cała czwórka przyznaje też, że oprócz pogody, problemem było też nawiązanie przyjaźni z rówieśnikami z Polski. – Mimo, że ludzie są mili, to trzeba wiele wysiłku włożyć w to, by nawiązać z nimi kontakt i porozmawiać – mówi Ariel. – W naszym kraju gdy ktoś przyjeżdża z zagranicy wszędzie go zapraszamy, staramy się cały czas z nim rozmawiać, upewniać się że rozumie. Tutaj jest trudno znaleźć takich ludzi, chociaż nie jest to niemożliwe,
Myślę, że tym co utrudnia ten pierwszy kontakt jest to, że ludzie w Polsce wstydzą się rozmawiać po angielsku – mówi Delfina. – Obawiają się, że nie znają języka zbyt dobrze, że powiedzą coś źle. Ale gdy przełamie się pierwsze lody to już wszystko jest ok. Z moją klasą w szkole rozmawia się już super.
Dla nas to także jest trudne, bo angielski to przecież tak samo obcy język dla nas – dodaje Gabriela. – Ale ponieważ po hiszpańsku i portugalsku nikt tutaj nie mówi, musimy rozmawiać po angielsku. Też popełniamy wiele błędów. W naszej klasie już to wiedzą i nie boją się już z nami rozmawiać.
Gdy przyjechałem tutaj, mój angielski był fatalny – przyznaje Fernando – Ale gdy się codziennie rozmawia jest już znacznie lepiej.
Bariera językowa daje się jednak we znaki podczas lekcji. – Nauczyciele prowadzą swoje zajęcia po polsku, rozmawiają z uczniami po polsku. My znamy już podstawowe zwroty po polsku, potrzebne w codziennym życiu, ale podczas lekcji, gdy nauczyciele i uczniowie mówią szybko, często nic nie rozumiemy. Siedzimy wtedy znudzeni i mamy poczucie, że tracimy czas – mówi Gabriela. – Języka uczymy się znacznie więcej na wolontariacie, gdzie jesteśmy zmuszeni rozmawiać po polsku np. z dziećmi, którymi się zajmujemy.
Poza szkołą często spotykają się z młodzieżą z wymiany Rotary z innych miast. – Razem przygotowujemy różne prezentacje, przedstawimy je polskiej młodzieży, która jest zainteresowana wymianą – mówi Delfina – Dużo też podróżujemy, po Polsce i po Europie. Pracujemy też jako wolontariusze – uczymy polskie dzieci angielskiego i hiszpańskiego, bawimy się z nimi.
W wolnym czasie z przyjaciółmi lub swoimi polskimi rodzinami poznają miasto i okolice, korzystają z dostępnych tu atrakcji. – W Tychach podobają nam się Paprocany, lodowiska, Plac Baczyńskiego, Rynek i Stare Tychy – mówi Fernando.
Ale bardziej lubimy Katowice, więcej się tak dzieje i tam spędzamy więcej czasu – dodaje Gabriela.
Rozmowy przez ocean
Ze swoimi rodzinami kontaktują się głównie za pośrednictwem internetu. – W każdą niedzielę rozmawiam z rodziną na FaceTime’ie, a na co dzień przez WhatsApp i e-maile – mówi Delfina. Tak samo Piotr i Iwona Ciepał kontaktują się ze swoim synem Miłoszem.
Jest z tym pewien kłopot, bo mamy 9 godzin różnicy czasu – mówi Iwona. – Więc gdy my mamy czas wieczorem, to on spieszy się do szkoły. I odwrotnie, gdy on ma czas, to my biegamy i przygotowujemy się do pracy i szkoły.
Oczywiście było to dla nas trudne, zdecydować się na roczną rozłąkę z synem – przyznaje Iwona. – Wiedzieliśmy co prawda, że te dzieci nie trafiają do przypadkowych rodzin, bo mieliśmy przykład jak dokładnie nas prześwietlono. Wiemy, że Miłosz trafił do dobrej rodziny, że jest bardzo zadowolony i bardzo szybko wrósł w środowisko. Dostał się do szkolnej drużyny futbolu amerykańskiego, ma lekcje hiszpańskiego po szkole i lekcje w szkole po hiszpańsku. W Ensenadzie, miejscowości w której mieszka, jest razem z nim 20 osób z wymiany. Często się spotykają, spędzają razem czas i to im pomaga przetrwać ten rok z dala od domu. To samo widzimy w przypadku Delfiny, która często spotyka się z innymi osobami z wymiany. Mimo, że są z różnych krajów, ta sama dola ich zbliża.
Foto: Sylwia Witman