Spotkanie w TGS: Antoni Piechniczek

0
107

Tyska Galerii Sportu organizuje spotkania ze znanymi sportowcami i trenerami, którzy związani byli lub są z naszym miastem. W minionym tygodniu kibice mieli okazję spotkać się z Antonim Piechniczkiem, a pretekstem była książka „Piechniczek. Tego nie wie nikt”, autorstwa Pawła Czado i Beaty Żurek.
Długo czekaliśmy na pierwszą książkę o Antonim Piechniczku, jednym z najsłynniejszych polskich trenerów, który dwukrotnie prowadził biało-czerwonych w finale mistrzostw świata, a w Hiszpanii w 1982 r. drużyna pod jego kierunkiem wywalczyła brąz. Rok temu, kiedy zdecydował się opowiedzieć o tym „czego nie wie nikt”, czasami wahał się – jak mówią autorzy – czy wypada o wszystkim napisać.
– Pan Antoni odpowiadał na wszystkie nasze pytania, ale nie zawsze chciał, by odpowiedzi znalazły się w książce. Na szczęście jego małżonka Zyta mówiła wówczas do niego: „To nie jest książka o świętym Antonim, tylko o Antonim – człowieku z krwi i kości”. I właśnie taka jest ta książka – powiedziała Beata Żurek.
Klątwa Antoniego
Kibice pytali o wiele wątków z bogatej kariery szkoleniowca. Zaczęło się od najczęściej zadawanego mu pytania – o „klątwę Piechniczka”.
– Po przegranym meczu 0:4 z Brazylią podczas Mundialu w Meksyku w 1986 roku odpadliśmy z mistrzostw i wylała się na nas fala krytyki. Byłem głównym celem tych nieprzychylnych komentarzy, mnie dostało się najbardziej. Cała ta sytuacja po prostu mnie przybiła, byłem rozgoryczony i podczas konferencji powiedziałem, że życzę swoim następcom co najmniej takich samych rezultatów. Przypomniałem, że cztery lata wcześniej w Hiszpanii zdobyliśmy trzecie miejsce, teraz w Meksyku była 1/8 finału. Stwierdziłem, że pewnie upłyną lata zanim jakiś trener powtórzy mój wynik. A Boniek, który był ze mną, dodał: „Pewnie ze 20 lat…
I Polska czekała na kolejny finał 16 lat, a nadal czekamy, żeby biało-czerwoni wyszli z grupy.
Wyskocz z ancuga
Jedna z tajemnic Antoniego Piechniczka podczas mistrzostw świata w Hiszpanii dotyczyła jego stroju. Zaczął mistrzostwa na trenerskiej ławce w garniturze.
– Zremisowaliśmy 0:0 z Włochami i Kamerunem i aby grać dalej, musieliśmy wygrać z Peru. Przed meczem rozmawiałem z żoną: – Antek, na Hucie Batory ludzie powiedzieli bratu, że jak będziesz dalej chodził ubraniu, to bramki nie strzelicie. A potem dobitniej: Antek, wyskakuj z tego ancuga i łoblykej dres. Posłuchałem i pomogło! Wygraliśmy w Kamerunem 5:1, a potem na każdy mecz zakładałem dres i doszliśmy do trzeciego miejsca.
Boniek i… „warszawka”
Na pytanie czy „Orły Piechniczka”, czyli drużyna z Mundialu w Hiszpanii to była rzeczywiście zgrana drużyna, czy ekipa z jednym liderem – Bońkiem, który wszystkim rządził, Antoni Piechniczek odpowiedział.
– Wielką rolę Bońka dorobiono po mistrzostwach świata. Była grupa ludzi, która po prosty chciała zdyskredytować ten sukces. I szukano „kwadratowych jaj”. Wszystko było na nie – że zabrałem tego, a nie innego piłkarza, że jestem przywiązany do nazwisk, że nie dokonywałem takich zmian, jakich powinienem, że Boniek narzucał styl, itd. Boniek był wybitnym piłkarzem i inteligentnym człowiekiem i tak jest do dziś. Muszę przyznać, że były wtedy niesamowite naciski, żeby po dwóch zremisowanych meczach, Bońka w ogóle nie uwzględniać w składzie. Zibi miał już podpisany kontrakt z Juventusem i słyszałem z każdej strony, że gra na pół gwizdka, że się oszczędza, boi się kontuzji i w ogóle myślami jest już w Turynie. Gryzłem się z tym długo, bo po dwóch remisach, kolejne spotkanie było dla nas kluczowe. Pomyślałem, że jeśli wygram bez Bońka, to przyznam rację tym opiniom i będzie to miało fatalny wpływ na jego reprezentacyjną karierę i nawet jak go wystawię w kolejnym meczu, niewiele to pomoże. Z kolei, jeśli dam mu szansę z Peru, z pewnością zrobi wszystko, by wygrać, a jak w meczu będzie grał słabiej, to zawsze go mogę zmienić np. po 15 minutach czy po godzinie. I Boniek zagrał bardzo dobry mecz z Peru, a po spotkaniu pobiegł, gdzie siedzieli polscy dziennikarze i pokazał im „gest Kozakiewicza”.
– Podczas hiszpańskiego Mundialu w Polsce był stan wojenny i nie mieliśmy telefonicznej łączności z krajem. Jednak dzięki radiowcom, którzy prowadzili transmisje, mieliśmy łączność radiową z rodzinami. Dlatego dobrze wiedzieliśmy, jakie w Polsce są komentarze, co piszą w gazetach. „Warszawka” po prostu nie mogła pogodzić się, że jakiś trener z Chorzowa ma tupet powtórzyć sukces Kazimierza Górskiego.
Kiedy bliżej złota?
– Wiele osób uważa, a potwierdzają to sami piłkarze, jak Władek Żmuda czy Grzegorz Lato, że bliżej do złotego medalu mistrzostw świata byliśmy w Hiszpanii niż Niemczech – opowiadał dalej trener Piechniczek. – W Hiszpanii wystarczył nam remis z Włochami i szukanie szansy w karnych. A naszym atutem był Józek Młynarczyk, który w wielu meczach, w tym Widzewa z Juventusem bronił karne. Ale to jest oczywiście teoretyzowanie. Pierwsza z mistrzowskim sukcesem była drużyna Kazimierza Górskiego i trzeba jej oddać chwałę i wielkość.
Tyskie wątki
Podczas spotkania z kibicami nie zabrakło rzecz jasna tyskich wątków, a wspomnienia Antoniego Piechniczka uzupełniali Kazimierz Szachnitowski i Jerzy Kubica. Warto zatem przypomnieć, iż w 1981 r., czyli niespełna rok przed Mundialem, GKS pokonał w sparingu reprezentację Polski 1:0. Trener wspominał także rywalizację z GKS Tychy, gdy w sezonie 1973/74, jako trener BKS Stal Bielsko-Biała walczył z tyszanami o awans do ekstraklasy. Krytycznie wyraził się natomiast o obecnej drużynie GKS, której stworzono znakomite warunki bazowe.
– Czasami trudniej jest zbudować drużynę niż stadion – powiedział. – Ale za 5 lat będziecie grać w ekstraklasie.
– Ale chyba jak pan będzie trenerem – powiedział ktoś z sali.
– To raczej niemożliwe, co najwyżej… dyrektorem sportowym – odpowiedział Piechniczek.
Podczas spotkania z kibicami trener poruszał wiele wątków osobistych, rodzinnych. Rozmawiano o szkoleniu młodzieży, obecnej reprezentacji Polski i piłkarzach. Antoni Piechniczek wspominał m.in. Pohla, Wilimowskiego, Cieślika, Lubańskiego, Bońka i całkiem sporą grupę tyskich piłkarzy, z którymi pracował.
Na zdjęciu: Trener Antoni Piechniczek z autorami książki – Beatą Żurek i Pawłem Czado (z prawej). Z lewej Piotr Zawadzki, koordynator projektu Tyska Galeria Sportu.
Foto: Leszek Sobieraj