Hokej: Niewykorzystane okazje

0
50

Dopiero po rzutach karnych wyłoniono zwycięzcę drugiego meczu finału Polskiej Hokej Ligi. Niestety tyszanie po loterii, jaką są karne musieli zejść z lodu, jako przegrani. Rywalizacja zaczyna się od nowa i na nieszczęście tyszan zaczyna się ona od dwóch spotkań w Sanoku.
Hokeiści GKS Tychy od pierwszego gwizdka mieli wyraźną przewagę na lodzie. Już w pierwszych minutach mieli okazję na otworzenie wyniku, jednak z wielkim szczęściem bronił John Murray. Przez większość czasu tyszanie przebywali w tercji obronnej przeciwnika, gdzie raz po raz straszyli podkarpacki zespół groźnymi strzałami. Niestety, nawet grając w przewagach trójkolorowi nie potrafili znaleźć drogi do bramki. Gości stać było tylko na parę akcji, które można policzyć na palcach jednej ręki. Tyszanie kontrolowali grę, wymieniali wiele podań i bez problemu zamykali przeciwników w ich tercji. Sanoczan było stać tylko na szukanie zaczepki i prowokowanie bójek, przez co trafiali na ławkę kar. W pierwszej odsłonie bramka dla GKS zdecydowanie wisiała w powietrzu, jednak nie chciała spaść na ziemie, przez co hokeiści schodzili do szatni, przy bezbramkowym remisie.
Początek drugiej części gry nie odbiegał wizualnie od części pierwszej. Wciąż tyszanie byli częściej przy krążku i stwarzali sobie dogodne sytuacje do zdobycia bramki. Sanoczanie za to znów łapali kary, dzięki czemu trójkolorowi bez problemu mogli szukać drogi do bramki. Tą drogę znalazł w końcu Łukasz Sokół, który pięknym strzałem z okolic niebieskiej linii, pokonał po raz pierwszy „Jaśka Murarza”. Ta bramka tak jakby obudziła gości z podkarpacia. Zaczęli utrzymywać się przy gumie i zagrażać tyskiemu bramkarzowi. Próby sanoczan jednak na nic się nie zdały, a Stefan Zigardy mógł dopisywać kolejne minuty bez straty bramki. Mimo „pobudki” gości, to wciąż trójkolorowi narzucali tempo gry, lecz nadal brakowało im skuteczności. Tercja mogła zakończyć się wynikiem 4:0 lub 5:0, lecz trójkolorowi hokeiści do szatni schodzili z tylko jedno bramkową zaliczką.
W trzeciej tercji do odrabiania strat ruszyli goście. Przez pierwsze parę minut robili to bardzo nieskutecznie, a wszystko przez to, że tyska obrona znów zagrała bardzo solidnie. Mimo błędów i niefrasobliwości sanockich napastników, zdołali oni wyrównać. Jeden z napastników gości strzelił na bramkę Zigardego, krążek niefortunnie odbił się do stojącego przed bramką obrońcy, co zmyliło tyskiego bramkarza. Do gumy dopadł Robert Ćwikła i wykorzystał przypadkowe odbicie krążka. Zawodnicy GKSu po straconej bramce mieli trochę problemów, żeby wrócić na właściwe tory, głównie było to spowodowane osłabieniami, jednak zaraz po tym udało im się znów wbić we właściwy rytm. Ponownie utrzymywali się dłużej przy krążku, dzięki czemu kontrolowali przebieg spotkania. W drugim finałowym spotkaniu od pierwszej do ostatniej minuty tyscy kibice, co parę minut łapali się za głowy, ponieważ skuteczność ich ulubieńców była rażąca. Tylu sytuacji niewykorzystanych tyszanie nie mieli w ciągu całego sezonu. Z trybun było słychać raz po raz jęk zawodu. Tyszanie nie potrafili znaleźć sposobu na bramkarza przyjezdnych, a ten z wielkim fartem odbijał lecące w jego stronę krążki. Do końca regulaminowego czasu gry, ani jednym ani drugim nie udało się zdobyć bramki, która zapewniłaby im zwycięstwo. Potrzebna więc była pięcio minutowa dogrywka.
Dodatkowe minuty również nie przyniosły bramek, lecz przyniosły wiele emocji. Tyszanie przez dwie minuty musieli radzić sobie w 3 na 4 i poradzili sobie bardzo dobrze, nie pozwalając przeciwnikom na tworzenie groźnych akcji. Po powrocie Adama Bagińskiego z ławki kar, tyszanie mieli szanse na zakończenie rywalizacji. Najlepszą okazję miał Mikołaj Łopuski, krążek po jego strzale już był w bramce, lecz „Murarz” w ostatnim momencie zdołał wybić gumę nad bramkę. Karne, jak wiadomo to loteria. Więcej szczęścia mieli dziś Sanoczanie, a właściwie Robert Ćwikła, który jako jedyny wykorzystał swoją okazję, dzięki czemu Sanoczanie wygrali to spotkanie i wyrównali stan rywalizacji. Najlepszymi zawodnikami według trenerów zostali wybrani John Murray i Łukasz Sokół. Teraz rywalizacja przenosi się do Sanoka. Wszystkim zainteresowanym przypominam, że spotkania będą transmitowane w telewizji.
Zdjęcia: Michał Giel