Twoje Tychy: Historyczny wyczyn w cieniu tragedii

0
444

Niełatwo uświadomić sobie czym jest zdobycie szczytu w Himalajach zimą. Mrozy dochodzące do minus 50 stopni, huraganowe wiatry, brak tlenu, krańcowe wyczerpanie organizmu – oto z czym trzeba się zmierzyć. Jest to jedno z największych wyzwań himalaizmu i… specjalność Polaków. „Lodowi Wojownicy” – taki termin przylgnął do nich w środowisku wspinaczkowym – w zeszłym tygodniu zdobyli kolejny, niepokonany wcześniej zimą szczyt. Dwóch zapłaciło za to życiem.
W wyprawie na podbój Broad Peak – do zeszłego tygodnia jeden z trzech niezdobytych zimą ośmiotysięczników – wzięli udział dwaj młodzi i utalentowani wspinacze z Tychów. Adam Bielecki (29 lat) ma już na koncie cztery ośmiotysięczniki, z czego na dwa wszedł zimą jako pierwszy zdobywca. Dla Artura Małka (33 lata), doświadczonego taternika, Broad Peak to pierwszy zdobyty ośmiotysięcznik, ale już historyczny wyczyn.
Niestety nie jest im dane cieszyć się z sukcesu. Gdzieś powyżej 7900 m zostało dwóch ich kolegów, Tomek Kowalski i Maciej Berbeka. Zaginęli podczas zejścia ze szczytu. Nigdy nie dotarli do namiotu w obozie IV na wysokości 7400 m.
Jak wynika z relacji przekazywanych przez kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego, cała ekipa wyruszyła do ataku na szczyt około godz. 5.15, we wtorek, 5 marca. Trudności, jakie napotkali przy pokonywaniu szczelin w okolicach przełęczy na 7900 m oraz potem, na grani szczytowej sprawiły, że zamiast w południe – jak pierwotnie zakładał Wielicki – na szczycie stanęli pomiędzy godziną 17. a 18. Zapadała noc i rozpoczął się szybki odwrót. Grupa rozdzieliła się. Bielecki dotarł z powrotem do namiotu około godz. 21. Małek dołączył do niego ok. 2. w nocy. Berbeka i Kowalski nie pojawili się w obozie.
Trudna ocena
Jak mówi Jacek Jawień, tyski himalaista, uczestnik zimowych wypraw na ośmiotysięczniki K2, Shisha Pangma i Nanga Parbat, to, że zespół się rozdziela, nie jest niczym nadzwyczajnym. – Czasem wystarczy, że ktoś wyjdzie później z namiotu i już wszystko rozkłada się w czasie – mówi. – Po drugie każdy ma swoje tempo poruszania się. To wynika z kondycji, czasem z taktyki, bo każdy sam ocenia jak rozłożyć siły.
Kiedy i w jakich okolicznościach himalaiści rozdzielili się? Czy idąc w grupie mieliby większe szanse na bezpieczny powrót ze szczytu? A może mniejsze? Artur Hajzer, twórca i szef programu „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015”, 50-letni himalaista i zdobywca siedmiu ośmiotysięczników, powstrzymuje się od oceny. – Można zakładać, że ostatni raz widzieli się na szczycie, jednak moim zdaniem takie spekulacje są teraz niepotrzebne – mówi. – Trzeba poczekać aż wrócą i poznamy szczegóły.
Jacek Jawień wyjaśnia, że w warunkach, jakie panują zimą na tej wysokości, ewentualna pomoc może mieć wymiar tylko psychologiczny. – Po takim wyczynie, jakim jest wejście na osiem tysięcy zimą, człowiek sam ma problemy, żeby bezpiecznie i z uwagą dojść do obozu – mówi. – Nie ma żadnej szansy żeby kogoś wziąć pod rękę albo na plecy. Trzeba pamiętać, że to jest teren stromy i oblodzony, a w partii szczytowej nie ma żadnych lin poręczowych. Pomoc bezpośrednia jest niemożliwa.
Lodowe piekło
– Latem w Karakorum, w bazie, temperatura potrafi dochodzić do plus 20 stopni, oczywiście w dzień – dodaje Jawień. – Można wysuszyć ubrania, wziąć prysznic. Za to zimą nie ma w bazie ani jednego miejsca, w którym byłoby cieplej niż minus 20 stopni. W nocy jest w okolicach minus 30-35 stopni. A im wyżej, tym zimniej. W wysokich obozach temperatura minus 40-50 stopni jest normą. Do tego dochodzi wiatr, który wzmaga odczucie zimna. Wyprawy trwają dwa, trzy miesiące, przez ten czas ciągle jest się narażonym na bardzo niskie temperatury, do tego brak tlenu, stres i słaba dieta. To ciągła walka, by ogrzać ręce, stopy. Dlatego po wysiłku, jakim jest wejście na szczyt, zmęczenie jest nieporównywalne do niczego. Trudno to sobie wyobrazić, bo nikt z nas w tzw. codziennym życiu nie doświadczył stanu krańcowego wyczerpania organizmu. Nawet jeśli ktoś przebiegnie maraton i upada na mecie, jest to mimo wszystko wysiłek krótkotrwały, po którym organizm szybko wraca do siebie. W wysokich górach jest inaczej. Człowiek dochodzi absolutnie do krańców swoich możliwości i jeżeli przekroczy tą cienką linię, nie przeżywa tego wysiłku.
Co zatem ciągnie ludzi w to „lodowe piekło”? – To jest ostatnia rzecz do zdobycia w Himalajach i Karakorum, dzięki której można się zapisać w historii – mówi Jawień. – Nie ma tam nic więcej nowatorskiego do zrobienia. Na każdą górę wchodzono latem, jesienią, różnymi drogami, szybko, wolno… Została tylko zima.
Bez ryzyka ponad miarę
Dla rodziców Adam Bieleckiego, była to jedna z najtrudniejszych wypraw. Podczas poprzedniej – zimowego wejścia na Gasherbrum w 2012 roku – w bazie wyprawy była siostra Adama, Agnieszka, z którą rodzice mieli kontakt niemal bez przerwy. To pomagało przeżyć trudne chwile, bo i podczas tej wyprawy ich nie brakowało. Teraz, chwile oczekiwania na wieści z Broad Peak, dłużyły się znacznie bardziej…
– Wiadomość, że dwóch z czterech himalaistów, którzy weszli na szczyt zaginęło, była dla nas wstrząsem, bo przecież początkowo nie było przecież wiadomo, o kogo chodzi – mówi Romuald Bielecki, tata Adama. – Z drugiej jednak strony mam pełne zaufanie do Adama, znam jego możliwości, umiejętności i doświadczenie, ale przede wszystkim wiem, że nie należy do osób, które ryzykują ponad miarę. Zawsze ma określony moment, do którego może iść i jeśli zaistniałaby taka sytuacja, że trzeba byłoby dokonać wyboru, Adam zawróciłby nawet kilka metrów od szczytu.
Z Adamem rodzice rozmawiali 7 marca, niemal natychmiast, kiedy dotarł do bazy. – Zadzwonił do nas. To była bardzo krótka rozmowa, raptem kilka zdań. Powiedział tylko, że jest bezpieczny i dobrze się czuje. Fizycznie wszystko było w porządku, nie ma odmrożeń. I to wszystko. Po tym, co się zdarzyło na Broad Peak, wszyscy inaczej przeżywamy tę wyprawę. Dla nas jest to przede wszystkim radość, że Adam szczęśliwie wrócił do bazy, ale z drugiej strony – olbrzymi smutek i przygnębienie, że nie wszyscy zeszli z góry. To, że zdobyto zimą kolejny ośmiotysięcznik, że ta wyprawa ma też wymiar sukcesu, jest w tle, na dalekim planie.
Koszmar oczekiwania
Renata Niezbecka, dziewczyna Artura, mimo że dzieli z nim pasję wspinaczkową i miłość do gór – wspólnie zdobyli m.in. Island Peak (6189 m n.p.m.) w Himalajach – o tych kilku dniach, gdy na Broad Peak trwała akcja górska, mówi jednym słowem: koszmar.
– Najpierw było oczekiwanie na informacje czy bezpiecznie zeszli ze szczytu. Była noc, mieli duże opóźnienie, więc nie było to spokojne czekanie. Powtarzałam mu w myślach „Dasz radę, jeszcze trochę…”. Potem nadeszła wiadomość, że Artur ma zostać w obozie IV na kolejną noc i czekać na zaginionych. Miałam kontakt z Arturem Hajzerem i zapytałam go: „Dlaczego on tam zostaje?” Otrzymałam odpowiedź: „Jest silny”. Byłam przerażona. Duma oczywiście jest. Jako jeden z tych mniej doświadczonych w zespole (nie mówię tu o doświadczeniu wspinaczkowym, bo to ma bardzo duże, ale o wysokogórskim) poradził sobie. Schodząc ze szczytu pokonał najtrudniejszy odcinek nocą i prawdopodobnie sam, bo z komunikatów wynika, że ekipa już wtedy się rozdzieliła. Ale trudno tak naprawdę mówić o dumie czy jakichkolwiek pozytywnych uczuciach, gdy dwóch chłopaków zginęło. Oczywiście to była wielka radość, gdy otrzymałam wiadomość że Artur jest cały i zdrowy w bazie. Ale to co przeżyłam ja i cała rodzina, było koszmarem. Mam nadzieję, że podczas kolejnych wypraw nie będziemy musieli przechodzić przez coś takiego.
Najwyższe góry świata często żądają najwyższej ceny za ludzką śmiałość. W marcu 2012 r., gdy Adam Bielecki i Janusz Gołąb zdobywali Gaszerbrum I, rywalizowała z nimi międzynarodowa ekipa himalaistów. Trzech jej członków, którzy wyruszyli do ataku na szczyt, nigdy nie powróciło. Lata 80. czyli „złota era” polskiego himalaizmu to nie tylko kumulacja wielkich osiągnięć, ale i śmiertelnych wypadków – zginęło wówczas kilkunastu wybitnych polskich wspinaczy.
Zimowe K2?
Dla Adam Bieleckiego himalaizm to sposób na życie. Czy będzie gotowy na kolejną wyprawę zimową? – Myślę, że tak, bo tak było do tej pory. Jakiekolwiek nasze nalegania i perswazje nie mają sensu. Jedyne, co możemy zrobić, to go wspierać – mówi Romuald Bielecki.
Zostały już tylko dwa niezdobyte zimą ośmiotysięczniki: Nanga Parbat (8126 m n.p.m.) i K2 (8611 m n.p.m.). Czy są do zdobycia? – Co do Nanga Parbat, jeśli pojedzie tam mocny zespół, jest to góra do zdobycia – ocenia Jawień. – Jeśli chodzi o K2, cóż… gdyby trafił się sezon bez silnych huraganowych wiatrów, jest to teoretycznie do zrobienia. Ale obecnie nie widzę nikogo, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, kto mógłby tego dokonać.
Obecnie Adam Bielecki i Artur Małek wraz z Krzysztofem Wielickim schodzą z gór. Trwa kilkudniowa przeprawa przez lodowiec Baltoro. Ich powrót do kraju jest planowany na ok. 20 marca.
współpraca: Leszek Sobieraj
Na zdjęciu: Artur Małek (z lewej) i Maciej Berbeka w drodze do obozu III. Zdjęcie zrobione przez Adama Bieleckiego.
źródło: polskihimalaizmzimowy.pl
***
5 marca na szczycie Broad Peak stanęli:
Adam Bielecki – leader kilkudziesięciu wypraw w góry na pięciu kontynentach. Zdobywca wyróżnienia w konkursie Kolosy 2000 za dokonanie w wieku 17 lat samotnego wejścia na Khan Tengri (7010 m) w stylu alpejskim. Jesienią 2011 roku zdobył piąty szczyt świata Makalu bez użycia tlenu. 9 marca 2012 wraz z Januszem Gołębiem dokonał pierwszego zimowego wejścia na Gasherbrum I. W lipcu 2012 r. wszedł na K-2. Ma 29 lat. Pochodzi z Tychów, mieszka w Krakowie.
Artur Małek – ma na swoim koncie zimowe wspinaczki zarówno na Kazalnicy Mięguszowieckiej jak i na Alpa Mayo (5947 m). Jesienią 2012 r. podczas wyprawy na Lhotse osiągnął wysokość 8000 m. Ma 33 lata. Mieszka w Tychach.
Maciej Berbeka – nestor polskiego himalaizmu. Dokonał dwóch pierwszych zimowych wejść na ośmiotysięczniki, wytyczył trzy nowe drogi. Zdobył w sumie 5 szczytów ośmiotysięcznych. W 1988 roku był bliski zimowego zdobycia szczytu Broad Peak, zatrzymał się na przedwierzchołku o wysokości 8027 m. Zginął po zdobyciu szczytu Broad Peak 5 marca 2013 r. Miał 58 lat, mieszkał w Zakopanem.
Tomasz Kowalski – organizator i uczestnik kilkunastu wypraw górskich w m.in Alpach, Andach, Alasce oraz Pamirze i Tien-Shanie. W 2010 r. przeszedł stukilometrowy trawers masywu Mount McKinley. W 2011 r., w ciągu jednego sezonu zdobył 4 siedmiotysięczniki leżące na terytorium byłego Związku Radzieckiego. Zginął po zdobyciu szczytu Broad Peak 5 marca 2013 r. Miał 27 lat. Pochodził z Dąbrowy Górniczej, mieszkał w Poznaniu.
***
Kalendarium zimowej wyprawy na Broad Peak, 2012/2013:
23 stycznia: zespół w składzie: Krzysztof Wielicki – kierownik, Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek dociera do bazy położonej na wysokości 4900 m n.p.m.
17 lutego: pierwszy zespół szturmowy – Adam Bielecki i Artur Małek – rusza do ataku na szczyt. Docierają do wysokości 7820 m n.p.m., gdzie zatrzymuje ich szczelina i podejmują decyzję o wycofaniu się.
18 lutego: próbę zdobycia szczytu podejmują Maciej Berbeka i Tomek Kowalski. Z powodu nasilającego się wiatru zawracają.
3 marca: kolejne „okno pogodowe”. Z bazy wychodzą wszyscy czterej: Adam Bielecki, Artur Małek, Maciej Berbeka i Tomek Kowalski.
5 marca, godz. 5.15: czteroosobowy zespół rusza do ataku szczytowego z obozu IV na 7400 m. Warunki pogodowe bardzo dobre.
Godz. 12.30: Maciej Berbeka i Adam Bielecki docierają do przełęczy na wysokości 7900 m. Małek i Kowalski są nieco za nimi.
Godz. 17.-18: wszyscy czterej docierają kolejno na szczyt i od razu rozpoczynają zejście. Jest późno, pokonywanie szczelin w okolicach przełęczy o kilka godzin opóźniło wejście na szczyt, planowane początkowo na godz. 12.
Godz. 21: Adam Bielecki dociera do namiotu w obozie IV.
6 marca, godz. 2. w nocy: do obozu dociera również Artur Małek.
Godz. 6.30: ostatnia łączność przez radio z Tomkiem Kowalskim.
Godz. 13: Karim Hayyat dociera do szczelin na wysokości ok. 7700 m. Nie znajduje Polaków. Kierownik wyprawy oficjalnie uznaje Macieja Berbekę i Tomasza Kowalskiego za zaginionych.
Godz. 21.30: Adam Bielecki dociera do bazy na wysokości 4900 m. W tym samym czasie zejście rozpoczynają też Artur Małek i Karim Hayyat, oczekujący do tej pory na zaginionych w obozie IV.
7 marca: Małek i Hayyat docierają do bazy. Pakistańczycy Amin Ullah i Shaheen Baig ostatni raz ruszają w górę, by wypatrywać zaginionych.
8 marca: Krzysztof Wielicki podejmuje decyzje o zakończeniu wyprawy i opuszczeniu bazy. Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zostają uznani za zmarłych.
na podst. polskihimalaizmzimowy.pl
***
Pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki:
Mount Everest (8848 m n.p.m.) – Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki, luty 1980 r.
Manaslu (8156 m n.p.m.) – Maciej Berbeka i Ryszard Gajewski, styczeń 1984 r.
Dhaulagiri (8167 m n.p.m.) – Andrzej Czok i Jerzy Kukuczka, styczeń 1985 r.
Czo Oju (8201 m n.p.m.) – Maciej Berbeka i Maciej Pawlikowski, luty 1985 r.
Kanczendzonga (8586 m n.p.m.) – Jerzy Kukuczka i Krzysztof Wielicki, styczeń 1986 r.
Annapurna (8091 m n.p.m.) – Artur Hajzer i Jerzy Kukuczka, luty, 1987 r.
Lhotse (8516 m n.p.m.) – Krzysztof Wielicki, grudzień 1988 r.
Sziszapangma (8013 m n.p.m.) – Piotr Morawski i Simone Moro (Włochy), styczeń 2005 r.
Makalu (8463 m n.p.m.) – Simone Moro i Denis Urubko (Kazachstan), luty 2009 r.
Gaszerbrum II (8035 m n.p.m.) – Simone Moro, Denis Urubko i Cory Richards (USA), luty 2011 r.
Gaszerbrum I (8068 m n.p.m.) – Adam Bielecki i Janusz Gołąb, marzec 2012 r.
Broad Peak (8047 m n.p.m.) – Adam Bielecki, Artur Małek, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski, marzec 2013
Niezdobyte zimą pozostały:
K2 (8611 m n.p.n.)
Nanga Parbat (8126 m n.p.m.)