W Teatrze Konesera: Przypowieść o Barabaszu

0
92

W sobotę, na scenie Teatru Małego dwukrotnie (o17.00 i 20.00) wystąpiła jedna z najciekawszych grup twórczych w kraju – Teatr im. St. I. Witkiewicza z Zakopanego.
Harmonogram tyskiego Teatru Konesera sprawił, że przedstawienie „Barabasz” wg P. Lagerkvista, w reżyserii Andrzeja Dziuka, oglądaliśmy tuż przed trzecią niedzielą adwentu. Nadało to widowisku dodatkowych konotacji, być może mocniej zabrzmiały stawiane w nim pytania: o istotę wiary, potrzebę wiary i brak wiary.
Prostota
Spektakl nie zaczyna się tradycyjnie. Przede wszystkim ograniczona do 90. osób widownia znajduje się na scenie, w bezpośredniej bliskości aktorów. Zasiadając na krzesłach widzowie już uczestniczą w misterium; zza kotar dochodzi chór głosów wielokrotnie wypowiadających psalm 54. zaczynający się od słów: „Boże…Moje serce drży przed śmiercią. Przychodzą na mnie strach i drżenie i przerażenie mną owłada (…)”. Przestrzeń teatralna spowita jest dymami, jeszcze zanim pojawią się aktorzy. Uderzająca jest prostota scenografii; to zaledwie dwie-trzy przesuwalne i funkcjonalne metalowe ramy, płachty płótna, szmaty, powrozy. Kilka zaledwie akcentów kolorystycznych – biel, czerwień i przedziwna, pastelowa i dominująca szarość.
Dramat
W tej scenerii rozegra się dramat człowieka, którego na zawsze naznaczył fakt uwolnienia z więzienia w chwili, gdy na krzyżu śmierć ponosił Jezus. Od tego momentu Barabasz, cierpiący dotąd na całkowity zanik empatii, zaczyna poszukiwać sensu swego istnienia i sensu istnienia świata. Nie może pojąć ofiary Syna Bożego, nie rozumie istoty wiary, choć jej potrzebę ma ogromną. W scenie przesłuchania u prokuratora Judei na pytanie: czy wierzy, odpowiada z rozpaczą – chcę wierzyć. A to nie jest przecież łatwe. Roztańczeni i beztroscy mieszkańcy Jerozolimy, już następnego dnia po wydarzeniach na Golgocie, poddają w wątpliwość fakty tam zaistniałe. Twierdzą, że nie widzieli nagle zapadłych ciemności, nie czuli drżenia ziemi, nie słyszeli gromu. „Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu.” (Mt.13.14.15. Biblia Tysiąclecia). Podobno ten, którego ukrzyżowano posiadał moc uzdrawiania i przywracania życia, ale to musi być nieprawda – twierdzą. Najtrudniejszym do zrozumienia dla Barabasza jest fakt, że Jezus umarł także właśnie za niego. Odrzuca tę oczywistość, nie może żyć z taką świadomością, nie wierzy. Bo jakże to? Ukrzyżowany był Synem Bożym a pozwolił się zabić? Dla Barabasza wydarzenia na Golgocie są wstrząsem, szokiem. Był naocznym świadkiem Jasności i Ciemności ale – choć bardzo chce – nie potrafi pojąć istoty przesłania. Jezus umarł przecież nie tylko zamiast Barabasza ale także za Barabasza. Jezus cię kocha – ta prosta prawda nie mieści się w aparacie pojęciowym Barabasza. Dlatego też w ostatniej scenie pozostaje sam. Jest tylko on i Ciemność.
Współczesność
Jest też w tle dramatu drugie dno. To konflikt idei z opresyjnym państwem. Prokurator Judei zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jakie niesie przesłanie Syna Bożego. Człowiek przestaje być niewolnikiem, chce świadomie służyć boskiej idei i jej przesłaniu – miłości. Jeśli wyprzesz się wiary, ocalisz życie. „Zachowałeś się rozsądnie” – mówi Prokurator do Barabasza, który unika odpowiedzi na pytanie, czy wierzy. Natomiast Apostoł zostaje skazany na śmierć, bo wygłasza swoje credo. Państwo dysponuje środkami przymusu, steruje myślami, zaprzecza faktom. Baw się, korzystaj z życia, nie zaprzątaj sobie głowy pytaniami. Jeśli myślisz inaczej niż władza, spodziewaj się kary. Nic, co nie pochodzi bezpośrednio od władzy, nie może zyskać akceptacji. Barabasz żyje w czasach zaskakująco nam współczesnych – w czasach kwestionowania wiary. Na szczęście, lub na nieszczęście – zarówno wtedy, jak teraz człowiek chce znać sens istnienia siebie i świata. Bez wiary, nadziei i miłości – tego sensu nie ma.
Na zdjęciu: Po spektaklu w teatralnej kawiarni odbyło się spotkanie z twórcami sztuki.
Fot. M. Ciszak