Czy rewolucja cyfrowa zabiła fotografię zakładową?

2
482
Jarosław Deka prezentuje jeden z aparatów ze swojej kolekcji. Fot. Kamil Peszat

Muzeum Miejskie w Tychach zainicjowało nowy cykl spotkań „Zakład stoi”, który porusza tematykę fotografii zakładowej. Pierwszym gościem Eweliny Lasoty był Jarosław Deka zastępca cechmistrza Krajowego Cechu Fotografów oraz właściciel zakładu „Foto u Jarka” w Żywcu. Kolejne spotkanie dobędzie się 21 kwietnia, a gościć na nim będzie dr Anna Sielska wykładowca ASP.

Prowadząca rozmowę przybliżyła rys historyczny tyskich zakładów fotograficznych. Po przeszukaniu zbiorów tyskiego muzeum początek fotografii zakładowej w Tychach sprowadza się do czterech fotografii, czterech nazwisk. Fotograf o nazwisku G.J. Süßmann w latach międzywojennych przyjeżdżał do Tychów i wykonywał fotografie zbiorowe oraz okolicznościowe. Wówczas Tychy nie miały jeszcze zakładu fotograficznego. W 1934 r. w Tychach Hans Swoboda, właściciel trzynastu zakładów na Śląsku, otwiera filię przy ul. Damrota. W tym zakładzie terminuje Lucyna Wysocka, która w 1937 r. odłącza się i otwiera swój własny zakład na Rynku już pod nazwiskiem Kozyra. Hans Swoboda zamyka tyską filię i w naszym mieście działa jeden zakład Foto-Kozyra. Po zakończeniu II wojny światowej zakład przenosi się na ulicę Kościuszki, zaś schedę po matce przejmuje córka Mirosława Dyrda, której fotografie sygnowane są pieczęcią Foto-Mira. – Historia fotografii w Tychach pisana jest nie tylko przez samych fotografów, ale również przez posiadaczy zdjęć. Cykl ten ma też na celu rozpocząć dialog z mieszkańcami Tychów, którzy w swoich domowych archiwach posiadają fotografie cenne dla muzealników – mówiła Ewelina Lasota.

Dalsza część spotkania skupiła się na zaproszonym gościu. Jarosław Deka prowadzi swój zakład fotograficzny od blisko 40 lat. Jest również nauczycielem i pedagogiem, który przysposabia studentów i uczniów do zawodu fotografa. Przede wszystkim jednak jest pasjonatem rzemiosła fotograficznego. – Fotografią interesuję się od dziecka, od kiedy otrzymałem swój pierwszy aparat DRUH. Duży wpływ na mój rozwój miały praktyki zawodowe, gdzie uczyłem się fachu od doświadczonych rzemieślników. Z tej wiedzy korzystałem później w całym moim życiu zawodowym. Nie chciałem pracować na państwowej posadzie, bo… tam się mało pracowało – przyznał szczerze.

Rozmówcy poruszyli wątek kluczowych momentów w fotografii zakładowej. – Fotografowie byli poniekąd wynalazcami – mówiła Ewelina Lasota. – Doskonalili swój sprzęt, aby wykonywać jak najlepsze fotografie w jak najtańszy sposób. Jednym z takich wynalazców był André Adolphe Eugenè Disdéri, który wynalazł aparat z czterema obiektywami. Pozwolił na wykonanie 8 fotografii na jednej kliszy, co spopularyzowało tzw. carte de visite czyli małe fotografie, głównie portretowe – przybliżyła prowadząca. – W naszej niedalekiej przeszłości pomysł ten skopiował Polaroid – dodał Jarosław Deka. – Wypuścił na rynek aparat do zdjęć identyfikacyjnych dla fotografów zawodowych, który również miał cztery obiektywy, dzięki czemu za jednym razem wykonywaliśmy cztery fotografie. Oszczędność, ekonomia i a czasem zwykłe lenistwo to potężne motywacje, które mają ogromny wpływ na postęp technologiczny, nie tylko w fotografii. Największym skokiem technologicznym oczywiście było wprowadzenie fotografii cyfrowej, która absolutnie zmieniła rynek. Spowodowało to, że każdy nagle mógł stać się fotografem bez wykształcenia zawodowego. Rezultaty naszych poczynań były widoczne na wizjerze aparatu, można było natychmiast wprowadzić korektę ekspozycji i poprawić popełnione błędy. To niestety spowodowało ogromny wysyp fotografów i zmieniło podejście do fotografii. Kiedyś każda fotografia musiała być wywołana, aby mogła zaistnieć jako zdjęcie. Dziś ilość osób, która wywołuje zdjęcia, stanowi znikomy procent – kreślił ponurą sytuację, jaka panuje na rynku zakładów fotograficznych.

Ewelina Latosa zauważyła, że dziś, aby otworzyć zakład czy studio fotograficzne, nie trzeba mieć wykształcenia ani tytułu cechowego. – W 1982 r. otrzymałem dyplom technika fotografii, wówczas wciąż nie miałem prawa otworzenia zakładu. Musiałem dostać pozytywną opinię cechu, dopiero wtedy izba rzemieślnicza zatwierdzała wniosek o wydanie tzw. dyspensy oraz zgodę na prowadzenie zakładu fotografii. Co ciekawe, żeby zamknąć zakład, choćby na dzień, też musiałem otrzymać odpowiednie pozwolenia – przypomniał gość.

W dalszej części rozmowy poruszono sporo kwestii technicznych, dotyczących fotografii zakładowej takich jak oświetlenie, dobór tła czy postprodukcja. Całość rozmowy dostępna jest w mediach społecznościowych Muzeum Miejskiego w Tychach. Spotkanie zakończyło się prezentacją szerokiej kolekcji aparatów i sprzętu fotograficznego, jaki ze sobą przywiózł Jarosław Deka.

Podczas następnego spotkania z omawianego cyklu poruszone zostaną tematy związane z artystyczna stroną fotografii, a dokładnie dr Anna Sielska opowie o cienkiej granicy między rzemiosłem fotograficznym i sztuką.

 

 

2 KOMENTARZE

  1. Smutne czasy nastały dla fotografii „papierowej”. Zniknęła magia i albumy iwybieranie do nich zdjęć i rodzinne oglądanie. Ramki elektroniczne, zdjęcia w telefonach, w chmurach 🙁

  2. Ja zaczynałem takze w latach 70-tych od DRUHA,SMIENY, ZORKI 4K … oczywiscie swiatłomierz LENINGRAD 4 , powiekszalnik KROKUS …. koreks do wywoływania filmów ,maskownica itp , takie były czasy .Wszystkie negatywy mam do dzis w albumie .
    Stare,dobre czasy .

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.