Być mamą to szczęście ale i wyzwanie

1
666

Dziś Dzień Matki! Z tej okazji składamy wszystkim mamom najlepsze życzenia. I przypominamy artykuł z aktualnego wydania Twoich Tychów, w którym o blaskach i cieniach macierzyństwa opowiadała Bożena Milińska, mama pięciorga dzieci.

Przy nich znów przeżywam dzieciństwo  

Zawsze pragnęłam mieć dużą rodzinę – opowiada Bożena Milińska. – Ja sam miałam rodzeństwo dużo starsze i brakowało mi towarzyszy zabaw w podobnym wieku. Gdy poznałam Michała, bardzo podobało mi się to, że on ma aż sześcioro rodzeństwa.

Bożena i Michał Milińscy pobrali się w 2007 r. Marzenia o licznej rodzinie szybko zaczęli realizować. Oczywiście te marzenia musiały się skonfrontować z rzeczywistością. – Nie zawsze jest tak różowo jak sobie człowiek wyobrażał – przyznaje Bożena Milińska. – Na pewno musiałam zmodyfikować swoje standardy jeżeli chodzi o utrzymanie porządku w domu. Przy tylu osobach jest bardzo dużo prania, prasowania, czasem trzeba coś po prostu odpuścić, bo się zwyczajnie już nie da tego zrobić. Ale nadal jestem zwolenniczką zasady “the more, the merrier” (im więcej tym weselej – red.). No i wesoło rzeczywiście jest, nigdy nie jest tak, że nic się nie dzieje.

Pani Bożena nieprzypadkowo ucieka się do angielskiego przysłowia. Z zawodu jest anglistką, chociaż z pracy zawodowej na pełen etat zrezygnowała po urodzeniu drugiego dziecka. – Coś trzeba poświęcić – przyznaje. – Ale najbardziej odczuwałam to przy pierwszej dwójce. Było mało było czasu na doszkalanie się, szlifowanie warsztatu, co dla językowca jest bardzo ważne. Potem zaczęłam wynagradzać to sobie mówiąc do dzieci po angielsku. Zamawiałam książki, czytaliśmy razem po angielsku, śpiewaliśmy piosenki, co łączyłam od razu z przygotowaniem się do korepetycji, których udzielam. Oczywiście mając taką gromadkę dzieci nie ma się zbyt wiele czasu na rozwój zawodowy i na pasję. Coś trzeba poświęcić. Ale macierzyństwo odziera z egoizmu i myślenia o sobie. Dzieci potrzebują naszego czasu i uwagi, każde z nich.

Gromadka państwa Milińskich to Natalia (11 lat), Dorota (9), Karol (7), Justyna (5) i najmłodszy, zaledwie roczny Krzyś.

– W domu jest dużo radości, dzieci często same świetnie się sobą zajmują, my jesteśmy tylko moderatorami tej zabawy – opowiada mama tej gromadki. – Cudowne jest to, że młodsze dzieci wyzwalają w tych starszych opiekuńczość, troskliwość, delikatność. Dziewczynki gdy czasem widzą, że nie mogę spokojnie zjeść obiadu, bo mi Krzysiek przeszkadza, to zabierają go, zabawiają, żeby dać mi chwilę. Uczą się zauważać nie tylko siebie ale i potrzeby innych. Konflikty też oczywiście są, pewnie więcej niż w typowej rodzinie. Czasem jest chaos i trudno to okiełznać, ale uczymy się na błędach.

Życie codzienne w licznej rodzinie jest pełne wyzwań. – Mamy jedną łazienkę więc np. mycie bardzo długa trwa – mówi pani Bożena. – Całe popołudnie odkąd wrócę z pracy, jest zajęte, cały czas jest się czym zajmować – dodaje jej mąż Michał.

Jednak zawsze znajdzie się czas na wspólną zabawę. – Staramy się dużo rzeczy robić razem, budujemy wulkany, jakieś plansze dydaktyczne. Dla mnie to jest takie powtórne przeżywanie dzieciństwa, to naprawdę duża frajda – opowiada mama licznej gromadki. – Stosujemy zabawy oparte na pedagogice Montessori, na przykład pisanie liter w rozsypanym piasku, w piance do golenia, układanie ich z patyczków. Dlatego tu jest taki bałagan, bo mamy dużo tych pomocy dydaktycznych.

W salonie państwa Milińskich nie ma natomiast telewizora. – I bez tego jest wystarczająco dużo hałasu – żartuje pani Bożena. – Telewizor to złodziej czasu, świadomie zdecydowaliśmy żeby go nie mieć. Mamy oczywiście internet, to nie jest tak, że dzieci w ogóle nie oglądają bajek. Ale to jest już takie bardziej świadome, sami wybieramy co oglądamy i kiedy.

Trudne momenty też oczywiście są. Przede wszystkim choroby. – Zdarzały się serie chorób, na przykład ospa, gdzie każde dziecko po kolei chorowało, jedno za drugim. Mijały tygodnie a ja praktycznie nie wychodziłam z domu. Wtedy było mi bardzo ciężko. Ale w takich chwilach nieoceniona jest pomoc dziadków, naprawdę na wagę złota. Dzięki tej pomocy jakoś dajemy sobie radę nawet w trudnych sytuacjach. Na co dzień staram się też rozdysponować jak najwięcej zadań pomiędzy dzieci. Mamy tablicę z przypiętymi karteczkami, z podziałem obowiązków. Te z prac domowych, z którymi dzieci mogą sobie poradzić, staram się im zlecać – na przykład opróżnianie zmywarki, wieszanie prania itp. Razem jakoś sobie z tym wszystkim radzimy.

Foto: SW

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.