Kuba opowiada o kulisach MasterChefa

0
1192

12-letni Kuba Tomaszczyk z Tychów zdobył drugie miejsce w finale pierwszej edycji programu MasterChef Junior Polska i został najlepiej gotującym chłopcem w Polsce. Jak wspomina program, czy finał był trudny, jakie ma plany na przyszłość – m.in. o tym rozmawiamy z młodym kucharzem i jego mamą, Izabelą Tomaszczyk.
Twoje Tychy: Jak wspominasz MasterChefa? Co szczególnie zapadło Ci w pamięć?
Kuba Tomaszczyk: To była wielka przygoda i wspaniałe przeżycie. Zapamiętałem wszystkich uczestników z tej najlepszej czternastki. Z wieloma z nich zdążyłem się zaprzyjaźnić. Utrzymujemy kontakt do dziś. Nawet finał programu oglądałem wspólnie z Alkiem. Fajne było też to, że nie traktowaliśmy siebie nawzajem jako rywali. Raczej każdy traktował to jako wspaniałą przygodę i świetną zabawę. Jurorzy okazali się bardzo sympatyczni. Najbardziej chyba polubiłem Michela. Często razem graliśmy w piłkarzyki w przerwach między nagraniami. Ale Mateusz i Ania też byli ok. Nie są wcale surowi. Oceniali wszystkich bardzo sprawiedliwie.
TT: Jak wyglądał dzień na planie?
KT: Na początku, gdy przyjeżdżaliśmy z hotelu do studia był make-up. Potem rozpoczynaliśmy nagrania, czyli gotowanie, potem były setki (indywidualne wywiady przed kamerą – przyp. ES), potem werdykt jurorów i znowu setki. Generalnie można powiedzieć, że na planie byliśmy cały dzień. Czasem było to męczące, ale nikt nie narzekał, bo atmosfera była super. Chciałbym podziękować wszystkim, całej ekipie programu, także tym, których nie było widać w obiektywach kamer. Wszyscy byli naprawdę super.
TT: Jak było na planie z perspektywy rodzica?
Izabela Tomaszczyk: Było bardzo fajnie. Powiem szczerze, ja przeżyłam razem z nim tą przygodę. Wiadomo, że rodzic denerwował się bardziej. Ale też tylko do czasu. Potem jak widziałam, jak świetnie Kuba się tym wszystkim bawi, to już nerwów miałam mniej (śmiech). Najbardziej oczywiście się cieszyłam z jego sukcesów. Bardzo się też wzruszałam. Oczywiście w telewizji to wszystko ogląda się zupełnie inaczej. Razem z mężem jesteśmy z Kuby bardzo dumni. Nie tylko dlatego, że tak dobrze mu poszło w programie. Ale przede wszystkim z jego postawy i zachowania. Pokazał się bardzo fajnie. Takim jakim jest na co dzień. Byłam dumna z niego szczególnie w finale, gdy dowiedział się, że nie wygrał. Zachował się bardzo na poziomie. Pogratulował Natalce i przyjął werdykt jurorów ze spokojem.
TT: Kuba, jakie były twoje najfajniejsze momenty w programie?
KT: Było tego całe mnóstwo. Staram się wszystko pamiętać (śmiech). Podobał mi się odcinek z Magdą Gessler. Cieszę się, że ją poznałem. Było też fajnie w odcinku wielkanocnym, gdy rozbijaliśmy młotkami ogromne jajo. Śmiesznie było jak Mateusz i Michel w strojach rybaków wnieśli ogromnego tuńczyka. Nigdy w życiu też nie widziałem takiej ogromnej pizzy, jaką mieliśmy okazję zjeść w kuchni MasterChefa. Dużo śmiechu też było, gdy na talerzach znaleźliśmy głowy jurorów. To wszystko to były mega fajne niespodzianki. Ale takie najfajniejsze chwile dla mnie, to były trzy. Jak dostałem się do najlepszej czternastki i potem wiadomość o tym, że jestem w finale. Tego się nie spodziewałem. Chociaż zająłem drugie miejsce, to jestem bardzo, bardzo szczęśliwy. Ten program jeszcze bardziej pogłębił moją miłość do gotowania. No i trzeci fajny moment, to była konkurencja, w której gotowałem razem z moją babcią. Było super. Gotowaliśmy razem tak, jak często robimy w domu.
TT: Który odcinek był dla Ciebie najbardziej stresujący?
KT: Trudnym odcinkiem i takim przełomowym momentem dla mnie było wtedy, jak robiliśmy podroby. Trochę przełamałem złą passę. Bo wcześniej, jak był ring i moja drużyna przegrała konkurencję, to trochę się załamałem. Ale jak wygrałem z Alkiem, to potem już było tylko do przodu. Bardzo się rozwinąłem i z odcinka na odcinek jurorzy zaczęli doceniać moje dania. Bardzo trudny był też finał. Zwłaszcza, trudno było jak robiłem tiramisu malinowe, bo miałem już bardzo mało czasu. Zdążyłem dosłownie w ostatniej chwili wyznaczonego czasu. Oczywiście, w każdym odcinku stresujące było oczekiwanie na werdykt jurorów. Zastanawiałem się co powiedzą, czy będzie im smakowało. Jak podchodziłem do nich z talerzem, to myślałem, czy wszystko dobrze zrobiłem, czy o niczym nie zapomniałem (śmiech). Ale do tego stresu też można było się przyzwyczaić. Pamiętam też mały stres jak pierwszy wszedłem do kuchni MasterChefa. Momentami nie mogłem uwierzyć, że jestem tam naprawdę i że przede mną stoją prawdziwi jurorzy (śmiech).
TT: Czy zmieniło się twoje życie po MasterChefie?
Kuba: No trochę się zmieniło (śmiech) i to na lepsze. Mam teraz trochę spotkań z różnymi ludźmi, wywiadów. Jestem zapraszany na warsztaty kulinarne. Gotowałem dla uczniów i przedszkolaków w kilku szkołach i przedszkolach. To wszystko jest bardzo miłe.
Izabela: Zmieniło się również to, że Kuba teraz gotuje jeszcze więcej. Już przed programem dużo gotował, ale teraz cały wolny czas spędza w kuchni (śmiech). Jak wyjaśnia, chce się coraz bardziej rozwijać w tym kierunku.
Kuba: Tak. Nie chcę poprzestać na tym, co już umiem. Chcę się uczyć nowych rzeczy, poznawać nowe kuchnie, bo z tym wiążę swoją przyszłość.
TT: A co lubisz gotować najbardziej?
KT: Hmm. Wszystko. Ale tak najbardziej to chyba jednak owoce morza i mięsne dania. Tort jak muszę też upiekę, ale szczególnie za tym nie przepadam.
TT: Czy jesteś rozpoznawany na ulicy?
KT: Tak (śmiech). W sklepie czy na przystanku autobusowym zdarza się, że ludzie do mnie podchodzą, pytają czy to ja jestem ten Kuba z MasterChefa (śmiech). Gratulują mi, mówią, że kibicowali mi od samego początku, proszą o zrobienie wspólnego zdjęcia. To naprawdę bardzo miłe. Zdarzyło mi się też rozdawać autografy. Często jestem zapraszany do znajomych w popularnym portalu społecznościowym. W tym roku kończę szkołę podstawową i teraz szukam dla siebie gimnazjum, więc chodzę do różnych szkół na dni otwarte. Tam też się zdarza, że podchodzą do mnie uczniowie i pytają czy ja, to ja (śmiech). Bardzo miło powitali mnie też koledzy, koleżanki i nauczyciele z mojej szkoły (Szkoła Podstawowa nr 6 w Tychach – przy. ES). Zorganizowali dla mnie event. Dostałem mnóstwo fajnych prezentów. To miłe, że inni potrafią się tak pięknie cieszyć razem ze mną.
IT: Tak, to naprawdę bardzo miłe, że tak wiele osób, zwłaszcza z naszego miasta, tak mocno kibicowało Kubie. Dziękujemy za każde słowa wsparcia i liczne gratulacje.
KT: Jak mogę jeszcze to chciałabym na Waszych łamach podziękować wszystkim za wszystkie gratulacje i wyrazy sympatii. Szczególnie dziękuję moim rodzicom i całej rodzinie. Mamo, tato dziękuję, że cały czas we mnie wierzyliście.
TT: Na co przeznaczysz wygrane 10 tys. zł?
KT: Na razie zostawiam sobie te pieniądze. Jak skończę 18 lat, to wtedy je na coś wykorzystam. Może dołożę do mojego pierwszego samochodu (śmiech).
TT: Ciężko było w czasie emisji programu utrzymać w tajemnicy fakt, że Kuba zaszedł tak daleko i dostał się do finału?
KT: Na początku tak (śmiech). Koledzy próbowali mnie podpytywać, jak mi poszło. Ale z czasem było coraz łatwiej. W końcu stałem się jak głaz milczący z kamienną twarzą. To też było nawet śmieszne, tak ciągle gryźć się w język (śmiech).
TT: Jakie masz plany na przyszłość?
KT: Gotowanie, gotowanie i gotowanie (śmiech). A tak poważnie, to za kilka lat chciałbym wziąć udział w MasterChefie dla dorosłych. W przyszłości chciałbym otworzyć własną restaurację. To chyba moje marzenie numer jeden, bo mam ich całe mnóstwo (śmiech).
Na zdjęciu: Kuba z mamą Izabelą i siostrą Mają.
Foto: Ewa Strzoda