TT: Zyskamy złotówki, stracimy miliony

0
56

Bycie radnym nie oznacza wyłącznie dbania o to, by mieszkańcy – którzy powierzyli mu mandat i pozwolili pobierać co miesiąc z naszych podatków dwóch tysięcy złotych tytułem diety – ponosili jak najmniejsze daniny. Bycie radnym, to także odpowiedzialność za budżet gminy, z którego każdego roku realizowane są inwestycje i działania, które tym mieszkańcom służą i czynią ich życie w Tychach lepszym i wygodniejszym. O tym najwyraźniej radni PiS i klubu Tychy Naszą Małą Ojczyzną oraz kilkoro innych radnych – nie wiedzą lub w swoim populistycznym amoku zapomnieli.
Stawki podatku od nieruchomości są co roku ustalane przez Radę Miasta na wniosek prezydenta. Ten zaś tworzy propozycję tychże, bazując na „widełkach” określanych przez ministra finansów i biorąc pod uwagę m.in. plany inwestycyjne, rozwojowe miasta. Dotychczas tyszanie płacili górne dozwolone stawki podatku od nieruchomości, które dawały roczną kwotę średnio rzędu kilkudziesięciu złotych (kilka do kilkunastu złotych miesięcznie). Miasto mogło jednak dzięki temu realizować szereg inwestycji, ułatwiających tyszanom życie lub czyniących otoczenie, w którym żyjemy ładniejszym, bardziej przyjaznym, kolorowym.
Podatki miały być niższe
To, że tyszanie w kolejnych wyborach obdarzali zaufaniem prezydenta Andrzeja Dziubę, niejednokrotnie wybierając go już w pierwszej turze, świadczy m.in. o tym, że wizja rozwoju miasta, a w tym sposób tworzenia i dysponowania budżetem Tychów, odpowiada ich oczekiwaniom. Że nie gniewają się za to, że płacą gminie podatki, bo widzą ile gmina także dla nich robi.
Proponując określone stawki podatku od nieruchomości na rok 2017, prezydent Dziuba miał z pewnością bardziej komfortową niż wcześniej sytuację, gdyż mógł do uchwały wpisać stawki niższe od tegorocznych. Ustalone w ministerstwie finansów „widełki” zostały zmniejszone, przez co podatnicy w Tychach też płaciliby w przyszłym roku mniej. Tymczasem w szeregach opozycji spod znaku PiS i TNMO udzielił się radnym nastrój radosnego rozdawnictwa, przykład którego przyszedł do nich pewnie z góry. Postanowili zatem być jeszcze cudowniejsi niż minister i prezydent Dziuba razem wzięci i storpedowali propozycje, zapewne skrupulatnie wyliczone wcześniej przez służby finansowe w Urzędzie Miasta. Poczęli przeto każdą stawkę podatkową radośnie obniżać, nie troszcząc się zapewne o kondycję przyszłorocznego budżetu. Nie jestem bowiem aż tak śmiały, by sądzić, że są takimi ignorantami, iż skutków budżetowych wcześniej nie policzyli i nie zdawali sobie sprawy co czynią.
Komu zrobili dobrze?
A co uczynili? Spowodowali wyrwę w przyszłorocznych dochodach miasta w prognozowanej kwocie ok. 7 milionów 600 tysięcy złotych! Tych pieniędzy na coś w roku 2017 zabraknie. Na co? Może zabraknie na remont jakiejś drogi, który był zapisany w planie Miejskiego Zarządu Ulic i Mostów, może na realizację oświetlenia, o które monitują mieszkańcy? Może na remont w którejś ze szkół czy przedszkoli? Może mniej będzie trzeba przeznaczyć na komunikację? A może na kulturę?
Oczywiście, może pan radny Chełstowski i jego rezygnujący lekką ręką z miejskich dochodów koledzy powiedzieć: zabierze się z utrzymania Stadionu Miejskiego, zabierze się urzędnikom, nie będzie się wyrzucać pieniędzy na kosztowne imprezy dla mieszkańców. Ale to już są granice demagogii, których przekraczać nie radzę. Bo a nuż pojawi się pomysł, żeby obniżyć lub w ogóle zlikwidować dwutysięczne, w większości nie opodatkowane diety dla radnych, bo przecież kosztują podatników też całkiem sporo…
Państwo radni, którzy podnosili ręce za proponowanymi przez Jakuba Chełstowskiego poprawkami do uchwały podatkowej, będą też musieli żyć ze świadomością, że tak naprawdę to nie zrobili wcale przysługi mieszkańcom Tychów, ale… wielkim firmom tu działającym. Tak naprawdę bowiem to nie indywidualni
podatnicy – właściciele nieruchomości, czyli mieszkań, działek czy domów zyskują na pomysłach opozycji najbardziej. Z prognozowanego ubytku dochodów budżetowych, tylko niespełna 1,5 miliona pozostanie w kieszeniach zwykłych tyszan. Reszta opozycyjnych obniżek, czyli ponad 6,1 miliona złotych to korzyść dla osób prawnych i fizycznych prowadzących w Tychach działalność gospodarczą.
Wystarczyło zapytać
Przykład? Proszę bardzo. Nie chwalę się, jak niektórzy, że „specjalizuję się w dziennikarstwie śledczym”, ale postarałem się o symulację korzyści, płynących z czwartkowej decyzji RM, dla poszczególnych rodzajów podatników. I co się okazuje? Otóż dzięki PiS-owi i TNMO właściciel 50-metrowego mieszkania w bloku zyskuje na podatku… 12 złotych rocznie, czyli złotówkę miesięcznie. Właściciel 150-metrowego domu na działce o powierzchni 300 m.kw. zyska 42 zł, czyli niespełna 4 zł miesięcznie. Tymczasem dzięki „hojności” państwa radnych w kasach piątki największych tyskich firm pozostanie… niemal 2,5 miliona złotych, czyli setki tysięcy w skali miesiąca. Sklepy wielkopowierzchniowe „zarobią” na tym ponad 208 tysięcy, a ze Specjalnej Strefy Ekonomicznej wpłynie do naszego budżetu półtora miliona mniej!
To w czyim interesie działają wybrani przez tyszan radni? Czy w interesie mieszkańca, który zyska 12 złotych, ale straci szansę na remont parkingu pod swoim blokiem? Czy może w interesie firmy (często z właścicielem mieszkającym daleko od polskich granic), która zyskuje setki tysięcy, a nie traci nic?
Zdobycie tych wyliczeń nie było trudne. Z pewnością poznaliby je także radni podczas czwartkowej sesji, gdyby zapytali. Ale, jak pokazali, konsekwencje swoich decyzji mają gdzieś. Jedynie radny Sławomir Sobociński, który zresztą głosował przeciw poprawkom opozycji, zapytał Skarbnika Miasta o przewidywane skutki podjęcia uchwały. Ale zapytał… po głosowaniu, czyli dużo za późno!
Prawo nas nie dotyczy
W swym zapamiętaniu w nabijaniu sobie przed wyborami punktów u mieszkańców, poszli radni jeszcze dalej. Radny Jakub Chełstowski z TNMO zgłosił bowiem poprawkę do uchwały określającej taryfę zbiorowego zaopatrzenia w wodę, wyliczoną przez RPWiK, choć prawo nie przewiduje takiej możliwości. Rada może jedynie zatwierdzić lub nie zatwierdzić taryfę, nie może jednakowoż jej zmienić. Tymczasem Chełstowski – licząc na to, że wyborcy dadzą mu za to więcej głosów za dwa lata – chciał obniżyć stawki. Nie pomogły tłumaczenia naczelniczki wydziału UM, nie pomogła ekspertyza prawnika, nie pomogło rozstrzygnięcie wojewody mazowieckiego w identycznej sprawie, który uznał decyzję rady z Tarczyna z niezgodną z prawem i uchylił ją – Chełstowski będzie taryfę obniżał, a potem się zobaczy – może wojewoda uchyli, a może nie uchyli niezgodną z prawem uchwałę.
Na szczęście przewodniczący RM Maciej Gramatyka postanowił nie poddawać niezgodnej z prawem poprawki Chełstowskiego pod głosowanie. Obrażona opozycja nie wzięła udziału w głosowaniu nad projektem uchwały.
Foto: WW