Babskie sprawy: Praca, rodzina, pasja

0
310

Mamy różne drogi życiowe, rożne pasje i zainteresowania. Niektóre z nas poświęcają się rodzinie, niektóre pasji i pracy zawodowej. Często udaje się łączyć te dwa światy, chociaż nie jest to łatwa sztuka… Dzisiaj, 8 marca, z okazji Dnia Kobiet przedstawiamy sylwetki trzech pań: silnych, ale i wrażliwych. Potrafiących zadbać o rodzinę, ale i realizować swoje marzenia. A przy okazji składamy wszystkim naszym Czytelniczkom najlepsze życzenia!
Elżbieta Kaloch
Za kierownicą autobusu
Pani Elżbieta zaczęła pracę w PKM Tychy w maju zeszłego roku. Nie miała wcześniej doświadczenia jako kierowca. Miała jednak wiele determinacji, by zacząć uprawiać zawód, o którym w głębi duszy marzyła od dzieciństwa.
– Z wykształcenia jestem fryzjerką – mówi. – Ale życie ułożyło się tak, że założyłam rodzinę i poświęciłam się wychowaniu dzieci. Gdy już podjęłam na nowo pracę, była to praca na bazarze w Katowicach, głównie w godzinach nocnych. Dzięki temu w ciągu dnia nadal miałam czas dla dzieci. Ale dzieci dorosły, są już samodzielnymi, dorosłymi ludźmi. Pomyślałam więc, że czas zrobić coś dla siebie.
Taki moment zdarza się pewnie w życiu każdej kobiety, ale rzadko która postanawia wtedy zostać kierowcą autobusu… – Ja odziedziczyłam te geny po ojcu – mówi pani Elżbieta. – Tata był kierowcą i mechanikiem, za kierownicą spędzał dużo czasu, a ja w dzieciństwie często mu towarzyszyłam. Bardzo mi się to podobało. Jednak w Katowicach, gdzie mieszkam, widywałam za kierownicą autobusów tylko mężczyzn, przez lata nawet nie myślałam o tym że kobieta też może wykonywać ta pracę. A któregoś dnia zobaczyłam w autobusie za kierownicą kobietę. I od razu pomyślałam „no to teraz czas na mnie”.
Wciąż pracując na bazarze, pani Elżbieta przystąpiła do realizacji swojego zamiaru. – Trzeba było zrobić prawo jazdy, kwalifikacje, jeden egzamin za drugim – mówi. – Udało mi się zdać wszystko za pierwszym podejściem. Pewnie to te geny – śmieje się.
Potem zaczęło się szukanie pracy, co wcale nie okazało się łatwe. Wydawało mi się, że na kierowców jest duży popyt, ale w Katowicach kazano mi czekać. Po dwóch tygodniach tego czekania postanowiłam spróbować w PKM Tychy. Spotkałam się z prezesem, panem Ryszardem Cichym, powiedziałam mu wprost, że nie mam doświadczenia ale bardzo chcę się uczyć. I jestem mu bardzo wdzięczna za to, że dał mi szansę.
Pierwszy miesiąc to było wprowadzenie; praca na warsztacie i przetoku, oswajanie się z pojazdami. Potem przyszedł czas na pierwszą jazdę z pasażerami. – Byłam bardzo przestraszona, nie chciałam nikomu zrobić krzywdy – opowiada pani Ela. – Jechałam tak ostrożnie, że moje opóźnienie wynosiło około 10 minut. Ale z biegiem czasu nabrałam wprawy. Opóźnień już nie ma. Co nie znaczy, że już nie ma stresu. Do każdego kursu przygotowuję się solidnie. Jestem ambitna i nie chciałabym, żeby pasażerowie musieli zwracać mi uwagę, że zrobiłam coś źle.
– Bardzo polecam ta pracę – dodaje pani Ela. – Ona daje wiele przyjemności i satysfakcji. Ja jestem osoba otwartą, pozytywnie nastawioną do życia i do ludzi. I ludzie to widzą. Uśmiecham się do nich, witam się z nimi gdy wchodzą do autobusu, a oni za to przymykają czasem oko na moje gwałtowne hamowanie. Jestem dumna z tego co robię i szczęśliwa.
W PKM Tychy wśród 263 kierowców jest 20 kobiet.

Aleksandra Szymanek
Zawsze na posterunku
– To moja pierwsza praca i mam nadzieję że ostatnia. Po 12 latach wciąż przychodzę do niej z przyjemnością – mówi Aleksandra Szymanek, młodszy inspektor w Straży Miejskiej w Tychach. – Trenowałam kick-boxing, a sporty walki zawsze kojarzyły mi się z mundurem. Dlatego wybrałam ten zawód – dodaje.
Czy to trudna praca dla kobiety? – Nigdy nie wiadomo co nas dzisiaj czeka, na jaką interwencję pojedziemy, jaka będzie reakcja ludzi. Za każdym razem jest inaczej.
Pani Aleksandra pracuje na dwóch stanowiskach: jako dyżurna i w patrolu. – Przy odbieraniu zgłoszenia ważny jest czas reakcji i sprawne przekazanie informacji patrolom – mówi. – Z kolei na patrolu dużym wsparciem jest partner, na którym można polegać. Gdy się ma takie oparcie, to wtedy płeć nie ma znaczenia. Jest nas w jednostce kilka kobiet i nie mamy ze strony przełożonych z tego tytułu żadnej taryfy ulgowej. Nie ma czegoś takiego, że nie pojadę na daną interwencję bo jestem kobietą. Albo, że nie biorę drugich zmian, bo jestem matką. Wszyscy jesteśmy funkcjonariuszami i mamy te same obowiązki.
Z jakimi sprawami mierzą się na co dzień funkcjonariusze Straży Miejskiej? – Wachlarz tych spraw jest bardzo różnorodny, od spraw porządkowych, poprzez zakłócanie spokoju, do zdarzeń drogowych – mówi Aleksandra Szymanek. – Naszej pomocy często potrzebują zwierzęta, ale oczywiście priorytetem są ludzie. Czasem telefon do Straży Miejskiej jest dla mieszkańców jak ostatnia deska ratunku. Ostatnio dzwoniła pani, której zalewało mieszkanie, a nie mogła dodzwonić się do administracji. Przez te dwanaście lat pracy spotkałam się z naprawdę bardzo różnymi sytuacjami. Zabrzmi to jak slogan, ale tym co najbardziej kocham w tej pracy jest właśnie możliwość pomocy ludziom.
W powszechnej opinii, praca w służbach mundurowych łączy się z dużym stresem. Ale pani Aleksandra wcale tak nie twierdzi. – To kwestia przyzwyczajenia się do pewnych spraw, nauczenia się w jaki sposób rozmawiać z ludźmi i rozwiązywać te problemy, których oni sami nie potrafią już rozwiązać – mówi. – Poza tym w tak małej jednostce jak nasza panuje atmosfera jak w rodzinie. Ludzie którzy tu pracują i ich wsparcie sprawia, że chce się przychodzić do pracy.

Marta Huget-Skiba
Pierwsze skrzypce w AUKSO
– Moja przygoda z muzyką rozpoczęła się właściwie w dzieciństwie – mówi skrzypaczka Marta Huget-Skiba. – Nauczycielki w przedszkolu powiedziały rodzicom, że jestem muzykalna i poradziły, żeby spróbowali zapisać mnie do szkoły muzycznej. Tak też się stało i rozpoczęłam naukę gry na skrzypcach.
Po szkole muzycznej I stopnia było liceum, a następnie studia na Akademii Muzycznej w Katowicach. – Tam spotkałam pana Marka Mosia, był moim profesorem kameralistyki. Na trzecim roku studiów, czyli w 2001 r. dostałam od niego zaproszenie do orkiestry. Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z AUKSO – mówi Marta.
Tak stała się członkiem zespołu i pierwszymi skrzypcami w orkiestrze uznawanej dziś za jedną z najlepszych orkiestr kameralnych w Europie. Razem z AUKSO występowała w najsłynniejszych salach koncertowych na świecie, współpracowała z muzykami najwyższej światowej klasy.
– Najciekawszą chyba przygodą była wyprawa do Chin – wspomina Marta. – Graliśmy tam dwa koncerty na zaproszenie Instytutu Adama Mickiewicza. Już samo zetknięcie się z zupełnie inną kulturą i rzeczywistością pozostawiło ogromne wrażenie. Do tego graliśmy tam z Leszkiem Możdżerem, Januszem Olejniczakiem i Michałem Urbaniakiem, a więc to był również świetny wyjazd od strony muzycznej. Przed laty mieliśmy też niezapomniany wyjazd na Ukrainę – dodaje. – Na lotnisku w Kijowie baliśmy się, że część z nas nie przejdzie kontroli. Tamtejsze służby sprawdzały każdy instrument, każdy papier. Zupełnie na tym nie znali, ale trzeba było się im wytłumaczyć z każdego szczegółu. To było zetknięcie z zupełnie innym światem niż w podróżach na zachód.
Jak mówi skrzypaczka, podróże i koncerty nie wypełniają jej jednak całego czasu. – Mimo codziennych prób, myślę że mam dużo czasu dla moich dzieci – mówi. – Obowiązków jest sporo, ale przy wsparciu rodziny, na które zawsze mogę liczyć, udaje się to wszystko pogodzić. Oczywiście zdarzają się wyjazdy, ale teraz gramy głównie w Polsce. Mamy regularne koncerty w NOSPR w Katowicach, a teraz podobnie będzie i w Tychach, bo po 18 latach mamy w końcu swoje miejsce, salę koncertową (w Mediatece – przyp. SW).
Muzyka to w rodzinie Marty popularna profesja. – Mój ojciec gra na gitarze, jest samoukiem – mówi skrzypaczka. – Brat jak ja gra na skrzypcach. Mój mąż Grzegorz Skiba jest gitarzystą flamenco. 11 marca gramy razem koncert: mój zespół Sonos Kwartet, do tego Grzegorz na gitarze i Krzysztof Nowakowski na perkusji. Będzie to koncert na inaugurację konkursu „Gitara w muzyce kameralnej” w szkole muzycznej. To jeden z naszych projektów poza orkiestrą.
Muzyczny talent po rodzicach odziedziczyły rzecz jasna dzieci. Ola jest w drugiej klasie szkoły muzycznej – gra na skrzypcach. Mateusz pójdzie do szkoły za rok i chociaż waha się jeszcze pomiędzy trąbką a perkusją, również chce zostać muzykiem.


Foto: Sylwia Witman