Praca jak żadna inna

0
542

Bóg się rodzi, moc truchleje…. W chwili gdy na Pasterce będziemy śpiewać słowa kolędy, w innym miejscu, w którym ta niezwykła chwila jaką są narodziny zdarza się każdego dna i każdej nocy wiele razy, trwać będzie zwykła, codzienna praca.
Rutyna? W pewnym sensie tak, w końcu to już 26 lat pracy. Ale to wciąż wielkie wzruszenia – mówi Ilona Janda, położna na Oddziale Ginekologiczno-Położniczym w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Tychach.
TT: Wykonuje Pani bardzo szczególny zawód. Dla swoich pacjentek przez te kilkadziesiąt minut z ich życia jest Pani najważniejszą osobą na świecie. Wie Pani o tym?
Ilona Janda: Tak, wiem i zawsze staram się jak tylko mogę pomóc, ulżyć, spełnić ich oczekiwania.
Wzrusza się Pani przyjmując na świat dziecko?
Im bardziej wzrusza się kobieta rodząca, tym bardziej my się wzruszamy. Szczególnie wtedy gdy poród jest trudniejszy. Takich chwil można nam, położnym, naprawdę pozazdrościć. Tylko my mamy okazję to przeżywać. To bardzo piękny zawód. Dla mnie to pasja, to moje życie. Nie wyobrażam sobie pracy gdzie indziej, bez porodówki. Moja starsza siostra, która wprowadziła mnie do zawodu, kocha tę pracę tak samo. Myślę że wszystkie to kochamy.
Pamięta Pani jakieś szczególnie wzruszające chwile?
Gdy po latach pracy po raz pierwszy przyjmowałam poród do wody i poród w pozycji kolankowo-łokciowej. W tej pozycji dziecko rodzi się właściwie bez żadnej ingerencji, a nasza rola polega tyko na tym by je przechwycić.
A dzisiaj ile już dzieci przyjęła Pani na świat?
– Dzisiaj troje, ale mieliśmy też dwa cięcia cesarskie. Teraz tych cięć jest niestety coraz więcej. Mówię niestety, bo jako położna jestem zwolenniczką naturalnych porodów. Dla mnie satysfakcją jest gdy kobieta urodzi sama, gdy wszytko przebiegnie zgodnie z naturą. Jeżeli do tego urodzi tak jak to sobie wymarzyła i uda się zminimalizować jej ból, jest to dla mnie ogromna radość.
Cieszę się, że pracując tu przez lata z profesorem Ryszardem Porębą miałyśmy możliwość próbowania nowatorskich technik porodowych, przyjmowania porodów wertykalnych i porodów w wodzie. Na Śląsku byliśmy w tej dziedzinie pionierami. Teraz mamy już też znieczulenie zewnątrzoponowe i gaz rozweselający. To wszystko są metody łagodzące ból porodowy.
Przez tyle lat pracy z pewności zdarzyło się Pani pełnić dyżur w Wigilie i Boże Narodzenie. Czy na porodówce panuje wtedy szczególna atmosfera?
Wigilia to jest szczególny czas, który kojarzy się z rodziną, z ciepłem, z przebaczeniem. Na pewno jest wtedy smutek, gdy trzeba zostawić rodzinę i iść do pracy. A dyżur jest jak każdy, pracujemy tak samo jak zwykle, wszystko trzeba wykonać tak samo rzetelnie. Staramy się oczywiście by było bardziej uroczyście niż zwykle. Ozdabiamy salę, z radia lecą kolędy, by tym pacjentkom, które akurat wtedy do nas trafiają było trochę przyjemniej. Oczywiście w wigilię łamiemy się opłatkiem i składamy sobie życzenia, także z pacjentkami. Jest to szczególny czas, ludzie są trochę inni, bardziej ciepli, każdy bardziej się wzrusza. A pacjentki oczywiście cieszą się że mają Dzieciątko pod choinkę. Chociaż one też wolałyby ten dzień spędzić w domu z najbliższymi a urodzić po świętach.
Dawniej, gdy pracowałam na oddziale i gdy w szpitalu była jeszcze kuchnia, robiłyśmy wspólną wigilijną kolację. W jednej sali składałyśmy stoły, wszyscy się zbierali, personel i pacjentki, przychodził też ksiądz, kapelan szpitalny. Było bardzo uroczyście.
A w tym roku dyżuruje Pani w święta?
W Wigilię rano kończę nocną zmianę, a potem mam jeszcze trzy nocki z rzędu. Więc w Wigilię będę spała, ale postaram się też spędzić trochę czasu z rodziną. Przez lata można przywyknąć do takiego trybu pracy.
Foto: Sylwia Witman