Jak dźwięk wpływa na człowieka?

0
189

W czwartek 10 października, w Miejskim Centrum Kultury w Tychach, z okazji Światowego Dnia Zdrowia Psychicznego odbył się koncert relaksacyjny zatytułowany „Spotkanie z dźwiękiem i wibracją instrumentów archaicznych” prowadzony przez Anitę Gertych, osobę zajmującą się muzyką relaksacyjną od 8 lat.

Koncert relaksacyjny to zupełnie inna kategoria muzycznego przedsięwzięcia, niż wydarzenia wypełnione muzyką klasyczną czy elektroniczną. Towarzyszy temu poczucie przebywania w naturalnym środowisku.

— Podstawowa różnica między koncertem relaksacyjnym, a zwykłym, polega na ilości herców (Hz – częstotliwość drgań na sekundę). Większość artystów korzysta z instrumentów dostrojonych do częstotliwości 440 Hz. Ja wykorzystuje sprzęt, który wydobywa z siebie dźwięki o poziomie 432 Hz. Odgłosy spadającego deszczu, wiejącego wiatru czy śpiewu ptaków posiadają taką samą wartość, a w naturalnym otoczeniu, czujemy się zrelaksowani  — wyjaśnia Anita Gertych.

Każdy taki koncert jest wyjątkowy. Od odbioru drgań zależy aktualne samopoczucie, emocje czy zmęczenie. To doświadczenie może również zmienić… stary uraz.

— Nie ma dwóch takich samych koncertów. Przychodzimy z różną energią, nastrojem czy emocjami. Bywa, że potrzebujemy uwolnić się z czegoś, przykładowo ze złości, ale jeśli przyjdziemy z napięciami, to wystarczy chwila, by poczuć się lepiej. Ciało może również dawać pewne oznaki, które przypomną o dawnej dolegliwości. Pamiętam mężczyznę, około 30 lat, który opowiedział mi, że w trakcie koncertu poczuł ogromny ból w ręce, którą złamał, jak był mały. Wytłumaczyć to można faktem, że gdzieś został przerwany układ nerwowy, fala dźwiękowa próbuje się przedostać i napotyka opór. Dlatego w tym miejscu czujemy dyskomfort — tłumaczy Anita Gertych.

Nie ma w tym żadnej „magii”, efekty koncertów relaksacyjnych potwierdzają badania naukowe, a tzw. duchowość, to jedynie dodatek.

— Działanie koncertu relaksacyjnego głównie można wytłumaczyć nauką. W przypadku instrumentów, jakim są misy stalowe, zostały przeprowadzone badania i ustalono, że podczas masażu tworzą się nowe ścieżki neuronalne, a kiedy jest ich więcej, nasz organizm funkcjonuje lepiej. Podkreślam jednak, że całość ma formę terapii wspomagającej i po jednym koncercie nie wyleczymy wszystkiego. Występuje również pewien element duchowości, bo kiedy wchodzimy w fazę relaksu, to się uzdrawiamy, ale to wszystko bierze się z głowy. Jeśli nasze myśli są chaotyczne czy porozrzucane, to takie samo jest nasze zdrowie — podkreśla Anita.

Takowy koncert jest również o tyle specyficzny i nietypowy, że osoby uczestniczące, zasypiają na nim.

— Zdarzało się ludziom zasnąć podczas moich koncertów. W trakcie występuje tzw. wynurzanie i zanurzanie, czujemy się wtedy, jakbyśmy mieli za chwilę spać. Ta cienka granica sprawia, że ludzie poddają się uczuciu i ostatecznie zasypiają, jednak taki sen jest dla nas bardzo dobry, ponieważ ciało jest bardziej rozluźnione i fala dźwiękowa ma lepsze pole działania. Trudno jednak zasnąć na koncercie, a potem go zachwalać — mówi z uśmiechem Anita.

Po koncercie faktycznie można odczuć pewien spokój, chwilę ulgi po kontakcie z dźwiękami, które dały poczucie obecności w lesie, górach czy nad morzem.

— Widzę, jak dźwięk wpływa na mnie i najbliższe otoczenie. Pomaga mi w codziennym życiu, przy każdym stresie czy napięciu — kończy Anita Gertych.