O tym, czy każdy potrzebuje terapii, jak rozmawiać z osobami chorującymi na depresję i odzwierciedleniem czego jest zachowanie dziecka, porozmawialiśmy z Anetą Piskorek – psycholożką, interwentem kryzysowym i terapeutką TSR. Warto pochylić się nad tematem zdrowia psychicznego, ponieważ ma on bezpośredni wpływ na jakość naszego życia.
Twoje Tychy: Kiedy warto skorzystać z terapii?
Aneta Piskorek: Są takie momenty, kiedy chcemy, żeby w życiu było inaczej. W większości jesteśmy w stanie wprowadzić te zmiany bez pomocy z zewnątrz, ale zdarza się jednak, że robimy coś, a efekt tego działania jest taki sam. Dla mnie, jako psychologa, jest to sygnał, że ktoś działa według określonego schematu. To tak, jakby nasz mózg się zapętlił. Podejmowanie ciągle tych samych działań, nie przyniesie wszak odmiennych efektów. Właśnie wtedy warto zgłosić się po fachową pomoc – specjaliści są w stanie dostrzec, co w naszym postępowaniu może być problemem. Czasem wystarczy jedno czy dwa spotkania, by zmienić swój punkt widzenia i uwolnić się z tego schematu.
TT: Czy rzeczywiście kondycja psychiczna polskiego społeczeństwa jest w tak złym stanie?
AP: Spojrzałabym na ten problem z innej strony. Jako społeczeństwo coraz wyraźniej aspirujemy do bycia szczęśliwym. Poprzednie pokolenia w znacznej mierze nie miały możliwości, by o tym w ogóle marzyć. Ten trend się zmienia. A skoro wiemy, że chcemy być szczęśliwi, to zaczynamy szukać przyczyn porażek i tego, co może nam stanąć na drodze do osiągnięcia celu. Zwiększa się więc świadomość tego, jak ważne jest, by przyglądać się swoim emocjom.
TT: Tylko młodsze pokolenia walczą o swoje?
AP: Na terapii spotykam się zarówno ze starszymi, jak i młodszymi pacjentami – nie ma reguły. Grupa seniorów, którzy podejmują terapię, nie jest tak liczna, ale prawdopodobnie wynika to z faktu, że trudniej jest im znaleźć specjalistę, który będzie odpowiadał ich doświadczeniu. W końcu trudno jest czerpać z wiedzy i doświadczeń osoby młodszej od samej siebie. Sama fachowa wiedza z zakresu psychologii i dyplom może zwyczajnie nie wystarczyć. Starsze osoby częściej zwracają się z prośbą o konkretną poradę, zwykle wystarczy im mała „iskierka”, by mogły iść dalej przez życie.
TT: 10 września obchodziliśmy Dzień Zapobiegania Samobójstwom.
AP: To bardzo trudny i jednocześnie bliski mi temat, ponieważ jestem też interwentem kryzysowym. To niezwykle duża odpowiedzialność. Interwencja kryzysowa różni się od terapii. Osobiście pracuję w nurcie skoncentrowanym na rozwiązaniach, w którym wspólnie z klientem współtworzymy nową, bardziej chcianą, rzeczywistość. Dzieje się tak dzięki temu, że przyglądamy się problemowi z różnych perspektyw, a ja odpowiadam za to, by zadawać pytania, które to umożliwią. Wybór, czy klient zechce skorzystać z tego innego spojrzenia, to wyłącznie jego decyzja. Natomiast w interwencji kryzysowej jest inaczej. Znacznie większa odpowiedzialność spada na specjalistę. Człowiek, który doświadcza bólu, często nie potrafi podejmować racjonalnych decyzji. W tej roli częściej udzielam bezpośrednich rad, a czasem konieczne jest po prostu wezwanie pogotowia. Niekiedy rozmowa ze specjalistą jest ostatnią szansą, jaką dają sobie osoby w kryzysie. Problem przede wszystkim polega na tym, że depresji czy myśli samobójczych nie widać gołym okiem. Zdarza się więc, że przychodzi do mnie uśmiechnięty i pewny siebie pacjent, by w trakcie wywiadu wyznać, że nie wie, czy chce żyć dalej… Przychodzą też młode, radosne osoby, jednak okazuje się, że to tylko pozory. Choroby, takie jak depresja, można spróbować wytłumaczyć w obrazowy sposób. Każdy z nas ma swoją wewnętrzną życiową ścieżkę, natomiast emocje są naszym kompasem. Jeśli za bardzo oddalimy się od tej drogi, to następuje utrata energii życiowej. Jednym z zadań psychologa w takim momencie, jest przypomnienie osobie znajdującej się w kryzysie, czego pierwotnie chciała od życia. To jak powrót na właściwy szlak, tor myślenia. Proces jest jednak dużo bardziej skomplikowany i długotrwały niż mogłoby się wydawać.
TT: Na jakie sygnały płynące z zachowania bliskich powinniśmy być uważni, by móc zauważyć, że coś złego dzieje się w ich życiu?
AP: Na co dzień może być naprawdę ciężko zauważyć, że coś złego się dzieje w życiu bliskiej osoby, ponieważ to cały proces oddalania się, który może skutkować naszą utratą czujności. Właśnie takie zamykanie się w swoim świecie, urywanie relacji, bycie „nieobecnym” jest sygnałem alarmowym. Innym symptomem będzie porządkowanie swoich spraw. Zdarza się, że ktoś, kto znajduje się w kryzysie emocjonalnym i ma myśli samobójcze, najpierw stara się dotrzymać swoich zobowiązań zawodowych, formalnych czy finansowych. Inaczej, bo impulsywnie, działają młodsze osoby. Schemat zachowania dzieci i młodzieży to często akcja – reakcja.
TT: Gdzie szukać pomocy?
AP: W sytuacjach ekstremalnie kryzysowych, nie wahajmy się dzwonić na numer alarmowy 112. Kiedy w człowieku jest totalna pustka, tylko tak można mu pomóc. Nasza czynna reakcja może być dla kogoś dosłownie ostatnią deską ratunku. Istnieją też telefony zaufania. Do mojego gabinetu trafiają często sami bliscy osoby chorującej na przykład na depresję. Warto brać udział nie tylko w terapiach indywidualnych, ale też terapii par. W końcu na przykład zachowanie dzieci i wynikające z niego problemy, są odzwierciedleniem nieprzepracowanego problemu, który tkwi głębiej – w najbliższym otoczeniu. Kryzys małżeński, a nawet zwykła obojętność małżonków na siebie nawzajem, nie mogą pozostać obojętne dla dziecka.
TT: Jak powinniśmy zachowywać się wobec osoby w kryzysie emocjonalnym? Czy są jakieś zwroty, których nie powinniśmy używać?
AP: Na pewno nie można umniejszać czyimś problemom, bagatelizować ich. Ważniejsze od słów są jednak czyny. Można powiedzieć komuś „jestem przy tobie”, ale on i tak nam nie uwierzy, bo nasze zachowanie będzie prezentowało co innego. Chodzi o naszą postawę, przysłowiowe „serce na dłoni”, gotowość do pomocy i bliskość drugiego człowieka. Dopiero za tym może iść fachowa i profesjonalna pomoc. Osoby w kryzysie zwykle czują się nieważne, zapomniane, niewysłuchane, dlatego tak ważne jest obdarowanie ich uwagą i wyrażenie „widzę cię. Jesteś dla mnie ważny/a. Będę przy tobie” i przeniknięcie przez maskę pozornego szczęścia, którą przywdziewają.
TT: Jesteś psychologiem od kilku lat, wcześniej pracowałaś w korporacji. Skąd taka zmiana?
AP: Sama doświadczyłam skutków psychoterapii, poczułam jej magię. Kiedy zaszły we mnie zmiany, inni zaczęli to dostrzegać i sami zaczęli dbać o swoje zdrowie psychiczne. To był taki łańcuch. Pomyślałam wtedy, że byłoby cudownie móc pomagać innym na co dzień. Rozmawiam z jedną osobą, a przekaz nie kończy się tylko na niej. Właśnie dlatego zdecydowałam się na studia i rewolucję w życiu zawodowym.
TT: Jakie jest twoje największe marzenie jako psycholożki?
AP: Darmowa pomoc psychologiczna, z której każdy miały równą szansę skorzystać. Obecnie sytuacja w Polsce jest bardzo trudna i często zdarza się, że na terapię mogą sobie pozwolić osoby zamożniejsze. Kolejki do specjalistów są zdecydowanie za długie, a na zmiany systemowe niestety trzeba czekać. Fundacja Marwari może wkrótce stać się takim miejscem – bezpieczną przystanią z bezpłatną pomocą. Wnioskowaliśmy o liczne granty i dotacje, czekamy na wynik. Na ten moment zarówno ja, jak i druga „fundacyjna” psycholożka – Anna Rachfalska – jesteśmy dostępne dla zainteresowanych konsultacjami i poradami psychologicznymi, a także psychoterapią dorosłych, nastolatków, par oraz psychoedukacją czy coachingiem. Zapraszamy do poznania szczegółów mailowo: aneta.chceinaczej@gmail.com, rachfalska.anna@gmail.com lub telefonicznie: 505703750 to mój numer, a 733724222 to kontakt do Ani. Przy okazji chciałabym wspomnieć, że w siedzibie Marwari przy ulicy Charlesa de Gaulle’a 12 w piątki między 16 a 18 odbywa się klub seniora – zapraszamy!
TT: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Natalia Słomianny.