Okazuje się, że taniec daje nie tylko szereg korzyści zdrowotnych. To przede wszystkim lek dla duszy – często samotnej, odizolowanej, spragnionej towarzystwa. Kursy tańca to także lekcja samoakceptacji i nieustanny proces pracy nad swoim ciałem i charakterem. O tanecznych emocjach porozmawialiśmy z jednym z twórców Przytulaśnej, czyli wyjątkowej szkoły tańca, która znajdującej się przy ul. Dąbrowskiego 21.
Twoje Tychy: Jak wygląda historia Przytulaśnej?
Mario: Koncepcja stworzenia takiego miejsca, w którym możemy się spotkać, pojawiła się mniej więcej rok temu. Razem z moją partnerką Kasią organizowaliśmy już wcześniej różne wydarzenia taneczne na Śląsku, regularnie uczyliśmy, zapraszaliśmy na warsztaty i festiwale zarówno z polskimi, jak i zagranicznymi instruktorami. Szukaliśmy więc miejsca, które stałoby się swoistym domem dla grupy ludzi, która zaczęła się wokół nas tworzyć. Początkiem Przytulaśnej jest luty tego roku. Na otwarciu pojawiło się ponad 350 osób, co było dla nas ogromnym – pozytywnym – zaskoczeniem. Nasza szkoła to miejsce stworzone z myślą o tych, którzy taniec traktują nie tylko jako rozrywkę, ale też swoje hobby czy sposób na życie i rozwój osobisty. Taniec sprawia bowiem, że bardzo się zmieniamy.
Skupiamy się na tańcu socjalnym, a więc nastawionym na integracje i zabawę. Z Kasią uczę głównie kizomby i konpy. Są to style o korzeniach afrykańskich. Oprócz tego oferujemy między innymi zajęcia bachaty, salsy, tańca użytkowego, latino solo, lady styling czy high heels. Ponadto w naszej ofercie są zajęcia fitness, zumba oraz joga. Przygotowujemy się do poszerzenia oferty o tango argentyńskie, taniec brzucha, taniec intuicyjny, współczesny i jazz, także sporo pracy przed nami. Naszym założeniem jest, by za pomocą zajęć tanecznych, pozwolić ludziom zrzucić z siebie ciężar codziennych problemów i stresu. To prawdziwa podróż, w którą chcemy zabrać uczestników, która polega na byciu „tu i teraz”. Organizujemy również praktisy i imprezy taneczne, często z muzyką na żywo, co zdecydowanie wpływa na jeszcze lepszą atmosferę. Pragniemy stworzyć społeczność, ponieważ taki jest taniec – łączy, a nie dzieli.
TT: Cofnijmy się do początków twojej tanecznej przygody. Jak daleko musimy przenieść się w czasie?
M: Wbrew pozorom nie tak daleko, choć tańczę od… zawsze. Do każdego rodzaju muzyki, do której da się tańczyć – od klubowych rytmów, przez disco polo po reggae. Jednak zawsze chciałem podejść do tego bardziej profesjonalnie. Okazja do nauki – początkowo salsy – nadarzyła się w czasie mojego pobytu w Norwegii w 2015 roku. Zawodowo przez wiele lat związany byłem z budownictwem, co jest dziedziną odległą od tańca, ale czasem bywa tak, że pasje realizujemy dopiero po obowiązkach zawodowych. Na pierwszych kursach zaszczepiłem w sobie miłość do tańców latino, bardzo spodobał mi się też sposób, w jaki funkcjonuje środowisko tancerzy. Potem była bachata, co jest naturalną kontynuacją, kizomba, a także tango argentyńskie.
W miarę upływu czasu, coraz częściej słyszałem podpowiedzi bliskich, że może sam zacząłbym uczyć. Dostrzegali we mnie predyspozycje dobrego nauczyciela. Był to trudny okres w moim życiu prywatnym. Taniec okazał się jednak wentylem bezpieczeństwa dla niełatwych emocji, mogłem tam skupić swoją energię. Z czasem zacząłem stawiać pierwsze kroki jako instruktor. Aby się rozwijać, wyjechałem z ówczesną partnerką do Portugalii, gdzie mieliśmy szansę przez pół roku uczyć się w szkole tańca, która cieszy się doskonałą renomą. Było to inspirujące doświadczenie, które wymagało nakładów ciężkiej pracy. Potem trafiliśmy na Islandię, gdzie przez blisko dwa lata prowadziliśmy zajęcia. Nasze drogi się rozeszły. Poznałem jednak wówczas Kasię, która była powodem mojego powrotu do Polski. Pochodzę z województwa kieleckiego, ona z Rudy Śląskiej.
Wybraliśmy Tychy, ponieważ znaleźliśmy mieszkanie, które bardzo nam się spodobało. Spokojna okolica, dużo zieleni, przestrzeń – Tychy moim zdaniem są bardzo fajnym miejscem do życia. Ciekawym doświadczeniem było także granie w islandzkim serialu – zanim na stałe osiedliliśmy się na Śląsku, w „międzyczasie” miałem okazję spróbować swoich sił w roli aktora. To rewelacyjne doświadczenie, które wykorzystuje dzisiaj w pracy jako instruktor.
TT: Miałeś okazje zwiedzić kawał świata. Jak do tańca podchodzą ludzie różnych kultur?
M: To prawda, że prowadziłem nieco „cygańskie życie”. Cenię przede wszystkim naturę, dlatego w moim sercu na zawsze pozostanie Islandia, Skandynawia czy Madera. Duże wrażenie zrobił na mnie Nowy Jork, w którym miałem szansę prowadzić warsztaty. To miasto zupełnie inne niż polskie czy nawet europejskie metropolie. Ogrom budynków, ulic i tej przestrzeni może być inspirujący – jeśli zwykły człowiek jest w stanie tego dokonać, to znaczy, że ja też mogę wszystko – takie myśli pojawiały się w czasie tej wizyty w Stanach. Sam wychowałem się na wsi. Taniec w każdym miejscu jest nieco inny. Dla latynosów, jak i mieszkańców Afryki, jest niemal nieodłączną częścią ich kultury, mówi się, że mają go po prostu we krwi. To zupełnie inne, płynne ruchy, osadzone szczególnie w dolnej partii ciała. Europejczycy skupiają się na innych aspektach tańca i jego społecznej roli. Tutaj tańczymy i poruszamy się bardziej elegancko i dumnie wyprostowani. Jeszcze innymi ludźmi są mieszkańcy Islandii – tam bliskość nie jest tak naturalna, dlatego przełamywanie tanecznych lodów trwa zdecydowanie dłużej. Na koniec dnia wszystko jednak sprowadza się do tego, że taniec każdemu może sprawić radość, dać upust emocjom i pozwolić na chwilę bezstresowej beztroski.
TT: Jakie inne korzyści możemy osiągnąć poprzez taniec?
M: Taniec zmienia życie w kilku dziedzinach. Dla każdego efekty tej podróży będą inne. Taniec jest celem samym w sobie, ale równie istotne są wszystkie elementy wokół. Największa korzyść to zdrowy ruch, nieobciążający stawów i nieforsujący organizmu. Jest to szczególnie istotne dla seniorów czy pracowników biurowych. Taki zastrzyk endorfin pozwala na relaks, a przy okazji przyjemny trening. Drugą kwestią jest redukcja stresu. Będąc na zajęciach czy imprezie tanecznej, jesteśmy w danym miejscu, a problemy i stres możemy zostawić na zewnątrz. Charakter tańca improwizowanego sprawia, że nie możemy się rozpraszać. To rodzaj medytacji, specyficznego skupienia. Taniec to także sposób na ćwiczenie pamięci – tworzy bowiem nowe ścieżki neuronowe. Można więc zachować nie tylko sprawne ciało, ale i umysł.
Kolejna sprawa to praca nad pewnością siebie. Wielu ludzi czuje się niekomfortowo ze sobą, swoim wyglądem i ciałem. Przychodząc na zajęcia, po pierwsze uczymy się samoakceptacji. Każdy z nas jest inny, ale każdy też może się równie dobrze bawić. Bynajmniej nie chodzi o stagnację i zaprzestanie pracy nad swoim ciałem i zdrowiem. Taniec pomaga budować zdrową pewność siebie i zdrowe poczucie własnej wartości. To także solidna nauka wytrwałości, która może przenieść się na inne dziedziny życia. To ciekawe doświadczenie, kiedy jako instruktorzy możemy obserwować, jak na przykład kobieta z przysłowiowej szarej myszki, zaczyna emanować kobiecą, pozytywną energią i otwiera się na świat.
Lekcje tańca to także okazja do poznania nowych ludzi. Wyjście ze swojej bańki, otwarcie się na innych, zbudowanie nowych relacji – to szereg wymiernych korzyści. Taniec jest swoistym lekiem na samotność. Nie tylko wśród młodych, którzy często prowadzą swoje życie bardziej przez telefon niż w rzeczywistości, ale też wśród seniorów, dotkniętych odejściem małżonka. Izolacja społeczna jest procesem, który trwa od jakiegoś czasu, szczególnie rozwiniętym w czasie pandemii. Społeczeństwo się zmieniło, niektóre rzeczy nie wróciły do swojego stanu sprzed roku 2020. Lekcje tańca są jednak niezobowiązujące, więc mogą być pierwszym krokiem, by na nowo otworzyć się na ludzi. A kiedy przejdziemy tę drogę, otworzymy się, zaakceptujemy, to będziemy w stanie pokazywać w tańcu prawdziwe emocje i czerpać z niego jeszcze więcej.
TT: Na koniec powróćmy jeszcze do intrygującej nazwy – Przytulaśna. Skąd ten pomysł?
M: Taniec, którego uczę z Kasią – kizomba – jest tańcem w bliskim objęciu. Jeszcze zanim otworzyliśmy szkołę, organizowaliśmy wydarzenia i festiwale, szukaliśmy więc sentencji, pewnego wyróżnika, który by nas i naszą pracę z ludźmi określał. Tak powstało hasło „Przytulamy bez litości”. Choć można je potraktować z przymrużeniem oka, jako grę słów, to ma głębsze dno. W pracy z kursantami staramy się być bardzo otwarci, dbamy o savoir vivre, przekazujemy, jak traktować się z szacunkiem.
Chodzi o bliski kontakt, ale nieobarczony seksualnością. Bliskość, kiedy można po prostu odpuścić, zrzucić ciężar codzienności, nie jest łatwa, ale jest zwyczajnie bezcenna. Od hasła było już blisko do nazwy – to było naturalne określenie komfortu, jaki chcemy dać ludziom. Wyznaczamy pewne standardy, nie tylko w podejściu do ludzi, ale też pod kątem wysokiej jakości nauczania, zaplecza i infrastruktury, którą dysponuje szkoła. Mało tego – od września stopniowo będziemy poszerzać naszą ofertę również dla seniorów i dzieci, na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Wszystkie informacje oraz grafik zajęć dostępne są na naszej stronie https://przytulasna.pl.