Północ w obiektywie

0
178
fot. Ireneusz Kapler

Spółdzielczy Dom Kultury Tęcza jest miejscem kolejnej wystawy fotografii. Ich autorem jest Ireneusz Kapler, który w swoich niebanalnych kadrach ujął piękno Islandii. Artysta, który jest członkiem Tyskiego Towarzystwa Fotograficznego, odbył aż cztery podróże do tego kraju na przestrzeni pięciu lat, stąd obszerny zbiór materiału, który pokazuje surowe i zarazem piękne oblicze Islandii. Wystawę pod tytułem „Północ” można oglądać w SDK Tęcza do końca wakacji.

Twoje Tychy: Co najbardziej zdziwiło Pana w czasie podróży na Islandię? Bezkresne krajobrazy, surowość klimatu, a może usposobienie ludzi?

Ireneusz Kapler: Zawsze się śmieje i żartobliwie mówię, że z Islandią jest trochę tak, jak z zorzą polarną – można pokochać albo znienawidzić. Islandia ma w sobie dużą nieprzewidywalność – pogoda potrafi się zmienić z godziny na godzinę i słoneczny, mroźny poranek może w dosłownie chwilę przerodzić się w ulewę i wiatr tak silny, że trudno iść prosto. W okresie wakacyjnym ilość turystów i odwiedzających wyspę może zniechęcić i to bardzo – szczególnie w miejscach „koniecznych do zobaczenia” według przewodników. Pamiętajmy, że cała wyspa to 1/3 wielkości naszego kraju – więc to naprawdę mały kawałek na ziemi.

Z drugiej strony – niesamowite widoki, wulkany (uśpione, jak i te aktywne), lodowce, szczyty wpadające prosto do morza czy oceanu, pola lawowe jakby przeniesione z Marsa. Poza tym gorące źródła, gejzery, strzeliste i kaskadowe wodospady.

Mieszkańcy Islandii to bardzo mili i pomocni ludzie, którzy lubią opowiadać o swoim kraju, o tak zwanych „sagach islandzkich”. Co ciekawe – na Islandii największą grupą emigracyjną są Polacy i często można usłyszeć rodzimy język. Kuchnia to też integralna część wyspy, dla której warto przyjechać. Przepyszne zupy z baraniny czy ryb, a także inne, głównie rybne dania. Dla bardziej odważnych – kiszony rekin (Hakarl) czy Svid – gotowana głowa owcy.

To są elementy, które złożone w całość potrafią sprawić, że człowiek zakocha się w tej wyspie lub po prostu stwierdzi „to nie dla mnie”.

TT: Jak łączyć przeżywanie i zbieranie wspomnień w czasie podróży z fotografowaniem, które przecież też jest bardzo absorbujące?

IK: To jest chyba największy problem fotografowania, na który należy sobie odpowiedzieć jeszcze przed wylotem w każdą podróż, a nawet w każdy wyjazd, nawet ten po kraju. Czy jadę fotografować? Czy może jadę poznać kawałek świata i utrwalić go na zdjęciach? Tym się właśnie różni wyjazd fotograficzny od bardziej reporterskiego.

Oczywiście można utknąć w jednym miejscu na cały dzień czy tydzień i polować na te idealne warunki do kadru. Ja wybrałem bardziej podróżniczy wariant… może trochę reporterski. Moje zdjęcia może nie są idealne i perfekcyjne pod względem fotograficznym, bo staram się pogodzić ze sobą moją pasję fotografowania z pasją poznawania ludzi i okolicy. Jeśli mam możliwość to staram się uwiecznić trochę więcej niż krajobrazy. Także ciekawostki kulinarne czy ludzi. Dla siebie znalazłem pewien kompromis i tego staram się trzymać. Chyba moja połówka „ciekawskiego człowieka” bierze górę nad idealnym kadrowaniem o odpowiedniej „złotej godzinie” fotografii krajobrazowej. Aparat mam zawsze – jak nie w plecaku, to w telefonie. Technologia rozwinęła się tak bardzo że smarfony robią naprawdę dobre zdjęcia, choć przyznaję, że najlepiej patrzy mi się przez wizjer.

TT:  Islandia może wydawać się „mono-kolorowa” – biel zimy lub głęboka czerń i otaczająca ją zieleń. Jak jeszcze można opisać ten krajobraz?

IK: To dość złudne na pierwszy rzut oka. Gdy przystaniemy, weźmiemy parę głębszych oddechów i przestaniemy zaliczać atrakcje turystycznie, a zaczniemy cieszyć się podróżą możemy się bardzo zdziwić, jak kolorowa jest Islandia.  Biały śnieg – tak jest biały, ale przy zachodzie słońca robi się purpurowo – błękitny, później przechodzi w zabarwienie czerwono-pomarańczowe od zachodzącego słońca. Lodowiec – jest jasno błękitny, nie jest biały – i też zmienia kolor w zależności od pory dnia i słońca. Na mojej wystawie jest parę zdjęć z diamentowej plaży – bardzo wiele osób widzi na jednym ze zdjęć kształt ryby. Wydawałoby się że to tylko wielki kawal lodu, który oderwał się od lodowca i wpadł do słonej morskiej wody. Woda go wyrzeźbiła na swój sposób. Kawałek lodu – a ile kolorów? To samo jest z polami lawowymi, wulkanami, szczytami – te kolory się przeplatają, czerwona lawa, czarne jęzory lawowe, do tego zielony mech. Ocean – wydawało mi się że woda ma tylko jeden kolor… no właśnie nie. Ocean potrafi być szary, ale również jasno zielony czy błękitno – niebieski. Odnoszę wrażenie że na Islandii właśnie można podziwiać grę wszystkich kolorów, bo w dużej mierze są to tereny pozbawione ludzkiej ingerencji. Tam nie popsuje nam widoku szpaler reklam, neonów i innych „turystycznych gadżetów”

TT: Czy można wskazać „top 3” miejsc na Islandii?

IK: To bardzo trudne pytanie. Każdy ma swoje preferencje, ale gdybym to ja miał wrócić na Islandię ponownie to na pewno zobaczyłbym jaskinię lodową Katla (Mýrdalsjökull). To naprawdę niesamowita formacja. Sama podróż na miejsce samochodami terenowymi, bo tylko tak się można tam dostać i później krótka wspinaczka to niezapomniane przeżycie. Poza tym Półwysep Sneafellsnes i obowiązkowa „instagramowa góra” Kirkjufell. Chyba najbardziej malowniczy zakątek Islandii, jeśli chodzi o ostre i strzeliste szczyty. Na deser Lodowiec Jokulsarlon i diamentowa plaża – myślę, że warto zobaczyć jak cielący się lodowiec i oderwane bryły lodu potrafią się przeistoczyć w różnorakie lodowe formacje, popuścić wodze fantazji i szukać ciekawych kształtów. Oprócz tego jestem zakochany w zorzy. Jeśli tylko warunki i pogoda sprzyja – polecam polować na zorzę. Wiem, że teraz i w Polsce można ja zobaczyć, ale proszę mi wierzyć, na północy ona zupełnie inaczej wygląda. Dla mnie jest warta nieprzespanej nocy.

TT: Jakie plany fotograficzne ma Pan na najbliższy czas?

IK: Najbliższe – dalsze to Norwegia i Lofoty, czyli dalej północ, dalej podobne klimaty i przyroda. W sumie to północ na zawsze znalazła miejsce w moim sercu i każda propozycja wyjazdu na północ spotka się z rozważeniem „czy starczy urlopu”?

Były też plany na koniec roku na wschód, dokładniej na Bliski Wschód, ale ostatnie wydarzenia i sytuacja geopolityczna na chwilę obecną trochę mnie wyhamowała. Piękny kierunek, lubię ryzyko i adrenalinę – ale nie koniecznie za wszelką cenę.

TT: Dziękujemy za rozmowę!