Paweł Ścierski: Mistrzowskie złoto okupione kontuzją

0
261

Tyszanin Paweł Ścierski (MŚ Cycling & Dietetyka) został mistrzem Polski Juniorów w maratonie MTB, rozgrywanym w Srebrnej Górze. Przypomnijmy, iż przed rokiem wywalczył wicemistrzostwo Polski w kat. juniorów.

– To dla mnie olbrzymia radość i satysfakcja, że wygrałem najważniejszy start w tym roku czyli Mistrzostwa Polski XCM w Srebrnej Górze – mówi o swoim starcie. – Było dużo przygód, wywrotka, problemy z łańcuchem, skurcze na końcówce… Od początku wyłoniło się trzech najlepszych juniorów: Mateusz Szyszko, obecny mistrz Polski w XC Filip Brzóska i ja. Tak jechaliśmy przez większość wyścigu, zgodnie ze sobą współpracując. Każdy z nas myślał tylko o jednym – jak to się wszystko rozegrać, jak taktycznie rozwiązać te ostatnie kilometry.

Na 40. kilometrze Filip Brzóska popełnił błąd i się wywrócił. Paweł jako pierwszy wjechał na podjazd …

– Moc była kosmiczna. Na szczycie udało mi się zdobyć kilka sekund przewagi, którą sukcesywnie powiększałem na płaskim szutrze. Na szybkim zjeździe prawie dostałem zawału serca kiedy zobaczyłem, że łańcuch jakoś dziwnie wisi. Na szczęście po prostu tylko spadł, bo w głowie miałem myśl, że właśnie go zerwałem i mój wyścig się skończył. Szybko założyłem łańcuch i ruszyłem dalej. Miałem na tyle dużą przewagę, że wciąż prowadziłem. Na końcu ostatniego, najdłuższego podjazdu, kiedy myślałem już o koszulce mistrza Polski, złapały mnie skurcze. Ból był tak mocny, że zrobiło mi się ciemno przed oczami i zamiast w prawo poleciałem prosto, a tam czekała mnie… spora skarpa. Zaliczyłem piękny lot, a rower poleciał jeszcze dalej. Jakoś się pozbierałem i później jechałem już bardziej ostrożnie. Po 2 i pół godzinie wjechałem na metę jako nowy mistrz Polski! Oczywiście nie obeszło się bez wizyty w karetce, ale koniec końców to tylko kolejne zadrapania i już się do nich przyzwyczaiłem. Problem jednak w tym, że – jak się później okazało – podczas upadku złamałem dwie kości śródręcza. Dla mnie sezon się skończył, ale i tak było warto! Mój wynik to zasługa kilku, jak nie kilkunastu ludzi, a przede wszystkim rodziny. Dużo, motywacji dostarczają mi kibicie i znajomi, za co szczerze dziękuję.