Sto lat to za mało

0
500
Anastazja Marecka w tym roku skończyła 100 lat. Fot. Kamil Peszat

Zastępca prezydenta Tychów Igor Śmietański odwiedził Anastazję Marecką, która 21 lutego skończyła 100 lat. Z okazji urodzin prezydent Śmietański wręczył jubilatce bukiet kwiatów oraz upominek w imieniu swoim oraz całego tyskiego samorządu.

Pani Anastazja cieszy się nie najgorszym zdrowiem i pogodą ducha. – Szanowna pani Anastazjo. Z okazji tego wyjątkowego jubileuszu setnych urodzin proszę przyjąć moje wyrazy szacunku oraz najserdeczniejsze życzenia zdrowia, pomyślności i pogody ducha. Gratuluję osiągnięcia tak pięknego wieku, który dla nas wszystkich jest cennym dziedzictwem. Pani wiedza i doświadczenie są bez wątpienia skarbnicą wiedzy dla kilku pokoleń. Niech ten szczególny dzień przyniesie pani wiele satysfakcji i miłych chwil spędzonych w gronie najbliższych a czas kolejne wspaniałe i długie lata życia w zdrowiu – życzył Igor Śmietański.

Sposób na długowieczność.

Pani Anastazja urodziła się w Michałkowicach i jest owocem związku Norberta i Łucji Marcekich. Imię, którym posługuje się do dziś, otrzymała w wyniku błędu urzędnika, bowiem na chrzcie otrzymała Ana, zaś na drugie Stazja. Niefrasobliwy urzędnik, wietrząc błąd w zapisie, połączył oba imiona w jedno – Anastazja. Taką historie usłyszeliśmy. W Michałkowicach skończyła szkołę podstawową i często bywała w klasztorze. To tam nauczyła się ogrodnictwa i fachu krawieckiego, którym się przez całe życie. W zeszłym roku zrobiła 22 poduszki. – Jako dzieci wszyscy byliśmy zdrowi, a było nas dwunastu. W drodze do szkoły lubiłam zahaczyć o pola i zebrać na przykład trochę marchewek. Jadłam na miejscu, po wcześniejszym otarciu o ciuchy. Tak się jadło i nikt nie chorował. W tamtych czasach to jedliśmy kapustę kiszoną i kartofle i byliśmy zadowoleni. Dzisiaj taki dobrobyt mamy a wszyscy chorzy. To od tej chemii w jedzeniu. Już wtedy uczyłam się oporządzać młodsze rodzeństwo. Nie było pralek i innych takich, wszystko trzeba było ręcznie robić – wspomina jubilatka.

Przymusowe prace.

Kiedy we wrześniu 1939 roku wybuchła wojna, pani Anastazja trafiła do Niemiec na przymusowe prace. – To był bardzo ciężki okres. Pracowaliśmy codziennie na gospodarstwie bez dnia wolnego przez trzy i pół roku. Gospodarz powiesił się w stodole zaraz po wybuchu wojny, zostawiając żonę z dwoma córkami. Musiałam opiekować się trzodą chlewną, a było tego sporo. 50 krów czy 300 świń musiało dostać żreć. Wstawałam o 4 rano i kładłam się spać późnym wieczorem. Nawet umyć się nie mieliśmy gdzie, a karmiono nas zupą. Kiedy miałam wolną chwilę to szyłam sobie odzież i bieliznę ze skrawków materiału, które znalazłam. Gdy moja matka zachorowała zawrócili mnie do Polski i w Siemianowicach pracowałam jako elektroszwajserka (spawacz). Szwajsowałam beczki z prochem, krany i rozmaite takie tam. Ale przynajmniej płacili jakieś pieniądze za tę ciężką pracę po dwanaście godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu – wspomina.

Diagnoza zgon.

Po wojnie pani Anastazja osiadła w Katowicach, gdzie poznała swojego męża. Co ciekawe, mając 26 lat pani Anastazja otarła się o śmierć podczas porodu. Straciła tyle krwi, że miała ledwo wyczuwalny puls. Lekarz stwierdził zgon i… trafiła do kostnicy. Tam obudziła się w nocy wśród nieboszczyków i ze strachu zaczęła krzyczeć. Na szczęście w tym samym czasie przywieziono kolejnego nieboszczyka. Pielęgniarka, słysząc wołanie w środku nocy z kostnicy, uciekła przestraszona po pomoc. – To mi uratowało życie. Ciekawa jestem jaką miałby minę ten lekarz, gdyby się dowiedział, że pomylił się o co najmniej 74 lata – śmieje się solenizantka.

Teraz jest dobrze.

Po czterech latach w Katowicach przeprowadzili się do Tychów za większym mieszkaniem. – Przeprowadziliśmy się w 1954 r. Mąż był kierowca, a ja doglądałam dzieciaków. Kiedy dzieciaki szły spać to szydełkowałam i szyłam. Lubiłam to bardzo. Sama robiłam zasłony, firany, obrusy, odzież dla dzieci czy sukienki. Również szyłam dla sąsiadów to zawsze jakiś grosz wpadł. I tak zleciało mi to 100 lat. Teraz mogę powiedzieć, że jest dobrze – dodaje.

Aktualnie pani Anastazja mieszka z córką Beatą i jej mężem. Doczekała się 5 wnucząt i 9 prawnucząt.