Na odpadach już się nie zarabia

8
1364
Mieczysław Podmokły (z lewej) i Krzysztof Setlak tłumaczą dlaczego podwyżka opłat za odbiór odpadów była konieczna. Fot. Master

Podwyżki opłat za odpady to tylko szczyt góry lodowej, jaką jest walka z coraz większą ich ilością, którą produkujemy. Drastyczny wzrost wysokości opłaty tzw. marszałkowskiej, coraz wyższe koszty energii, brak spalarni w regionie i walka o to, by jak najmniej składować a jak najwięcej przetwarzać – to wyzwania, jakim muszą sprostać przedsiębiorstwa przetwarzania odpadów, takie jak firma Master Odpady i Energia.

Wzrost opłat za odbiór i zagospodarowanie odpadów, wprowadzony uchwałą Rady Miasta Tychy z dnia 29.10 wzbudził, co zrozumiałe, raczej negatywne emocje wśród mieszkańców. Jak już pisaliśmy w „Twoich Tychach”, główną przyczyną podwyżki jest konieczność dostosowania systemu do nowych przepisów prawa. Firmy startujące w przetargach na odbiór odpadów ponoszą coraz wyższe koszty. O tym, jakie to koszty i z czego wynikają, rozmawialiśmy z przedstawicielami zarządu spółki Master Odpady i Energia: prezesem Mieczysławem Podmokłym i wiceprezesem Krzysztofem Setlakiem.

„Twoje Tychy”: Zacznijmy od podstawowego pytania: Dlaczego tak drogo?

Krzysztof Setlak: – Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że to nie Master, tylko gmina, poprzez uchwałę Rady Miasta, ustala opłatę dla mieszkańców i swój system odbioru odpadów. Jeśli gmina wprowadzi do systemu nowe zapisy, ma to swój oddźwięk w kalkulacji, którą my, jako spółka prawa handlowego, proponujemy w postępowaniu przetargowym.

A z drugiej strony wasza kalkulacja cenowa ma wpływ na opłatę, jaką ustala gmina.

Krzysztof Setlak: – Sytuacja w tym roku była trochę inna od lat poprzednich, bo zmieniły się przepisy. W poprzednich latach gminy dopłacały do systemu, nie chcąc podnosić opłat dla mieszkańców. Teraz przepisy obligują gminę do tego, by system się bilansował, czyli budżet, jaki gmina ma dzięki opłatom od mieszkańców, ma pokryć koszty systemu. Przy stawce, jaka obowiązywała dotychczas, nie było na to szans.

Mieczysław Podmokły: Gdyby gminy podnosiły opłaty „na bieżąco”, wraz ze stopniowym wzrostem kosztów systemu odbioru i zagospodarowania odpadów, nie byłoby takiego skoku, jaki mamy teraz. Ale trzeba zaznaczyć, że Tychy nie są jedyna gminą, która stanęła wobec konieczności znacznej podwyżki. Nawet Poznań, posiadający własną spalarnię i uchodzący do tej pory za wzór na skalę ogólnopolską, od stycznia podnosi stawkę na 25 zł. Są w Polsce gminy, gdzie ta stawka wynosi ponad 30 zł. Wszyscy mierzą się z tymi samymi wyzwaniami i kosztami.

To, że inni mają drożej, albo tak samo drogo, to jednak niewielka pociecha dla mieszkańców Tychów. Wielu nie rozumie, czemu to aż tyle kosztuje.

Krzysztof Setlak: – Kalkulacja cenowa jest pochodną części stałych usługi. Składają się na nią: amortyzacja, paliwo, utrzymanie sprzętu w sprawności technicznej, stopniowa wymiana sprzętu na nowy, zakup dodatkowych pojemników na odpady, naprawa skutków dewastacji pojemników, wyposażenie mieszkańców w pakiety do segregacji (worki na odpady). A także wzrost częstotliwości odbioru odpadów, zarówno od mieszkańców jak i z PSZOK-ów, związany ze wzrostem ilości odpadów. Szacujemy, że co roku jest to wzrost o 4-5 proc.

Bardzo podniósł nam koszty wzrost płacy minimalnej – w 2020 r do 2600 zł, a spodziewamy się zapowiedzianego kolejnego wzrostu, do 2800 zł. w roku 2021. U nas około 40 proc. załogi posiada wynagrodzenie równe płacy minimalnej, a w ślad za podniesieniem najniższego wynagrodzenia trzeba było odpowiednio podnieść je również tym pracownikom, którzy z racji stażu czy pełnionej funkcji zarabiali nieco ponad to minimum. Kolejny ważny koszt to energia elektryczna, której ceny wzrosły.

Ale przecież ani płaca minimalna ani koszty energii nie wzrosły o 80 proc., a stawka, jaką mieszkańcy płacą za odpady, wzrosła mniej więcej o tyle.

Krzysztof Setlak: – To, jak już powiedzieliśmy, efekt m.in tego, że w poprzednich latach koszty rosły, a opłaty nie i gminy dopłacały do systemu. Ale jeśli chodzi o koszt energii elektrycznej, to zwykły Kowalski mógł bezpośrednio nie odczuć podwyżki. Przypomnijmy, że w 2019 r. rząd zdecydował się „zamrozić” stawki dla osób fizycznych, weszła natomiast nowa opłata taryfowa dla podmiotów prawa handlowego. Dla nas ceny energii poszły w górę o ponad 45 proc., a od stycznia 2021 wzrośnie jeszcze tzw. opłata przesyłowa za każdy megawat, z 45 zł na 125 zł. Czyli o prawie 200 procent. To są olbrzymie pieniądze, których przeciętny mieszkaniec Tychów czy innego miasta na swoich rachunkach nie widzi.

Zobaczy je teraz w rachunkach za odpady.

Krzysztof Setlak: – Nie tylko, bo ceny energii wzrastają dla wszystkich przedsiębiorstw. Ale jeśli mówimy o odpadach, jest jeszcze jeden czynnik wpływający na koszt całego systemu, to tzw. opłata marszałkowska.

Czym jest ta opłata?

Mieczysław Podmokły: – To inaczej opłata środowiskowa, czyli kwota, którą musimy zapłacić za korzystanie ze środowiska. Innymi słowy za składowanie, za każdą tonę odpadów zmieszanych, którą umieścimy na składowisku. Ta opłata wzrosła w 2020 r. ze 170 do 270 zł za tonę. W 2017 r. ta opłata wynosiła 24 zł, więc od tego czasu wzrosła ponad dziesięciokrotnie. Spółka Master lokuje na składowisku rocznie około 50 tysięcy ton, więc to ogromny koszt. Oczywiście podejmujemy jak najwięcej działań, aby składowaną ilość odpadów zminimalizować, zarówno ze względów ekologicznych, jak i finansowych. Dlatego poczyniliśmy szereg inwestycji, m.in w halę kompostowania czy moduł przetwarzania bioodpadów. Te inwestycje to także nasze koszty, chociaż oczywiście staramy się pozyskiwać na nie środki zewnętrzne. Inwestujemy coraz więcej w modernizację linii technologicznej procesów przetwarzania odpadów, wszystko po to, by osiągnąć wyższe poziomy odzysku i recyklingu. Przypomnę, że przepisy wspólnotowe zobowiązują nas do tego, by w 2025 r., czyli już w bardzo niedalekiej przyszłości, poziom recyklingu wynosił 65 proc. Już teraz powinniśmy osiągać 50 proc., a wciąż mamy tylko około 30.

Do tego musimy nieustannie nadążać za koniecznością dostosowania zakładu do przepisów prawa, a te potrafią zmieniać się kilka razy w roku. Po serii pożarów składowisk w latach 2017-2018 przepisy bardzo się zaostrzyły. Musieliśmy zainwestować w system monitoringu i zabezpieczenia przeciwpożarowego porównywalny z tymi, jakie są na największych lotniskach. Wprowadzono też limit czasowy magazynowania odpadów selektywnych do jednego roku, co oznacza, że musimy się ich w sposób zgodny z prawem i ekologiczny pozbywać nawet wtedy, gdy musimy do tego dopłacić. I często to robimy.

Krzysztof Setlak: – Między bajki należy już włożyć mit, że na odpadach się zarabia. Tak było kiedyś, ale teraz niestety raczej się dopłaca. Często jest tak, że to my musimy zapłacić firmie, która odbierze od nas i przetworzy np. szkło lub frakcję, z której produkujemy paliwo RDF. Wszystko, co odzyskamy z frakcji zmieszanej – resztki folii, papieru komunalnego i tworzyw o wysokiej kaloryczności – przeznaczamy na paliwo alternatywne RDF. Ponieważ nie mamy własnej spalarni, ani w ogóle spalarni w regionie, przekazujemy to jednej z cementowni, której za odbiór i spalenie tej frakcji musimy zapłacić. Produkujemy to paliwo, mimo, iż z finansowego punktu widzenia nam się to nie opłaca. Ale unikamy w ten sposób składowania tego materiału na wysypisku – za co, przypominam, też musimy zapłacić. Dlatego czekamy z niecierpliwością na decyzję w sprawie budowy spalarni na terenie metropolii, bo nie ma innej drogi do tego, by ograniczyć składowanie.

Jeśli chodzi o ceny surowca, to warto przypomnieć, że w 2018 roku załamał się rynek na świecie. Chiny przestały przyjmować odpady selektywne z terenu Unii Europejskiej, ponieważ jakość tego surowca była mizerna. Od tego czasu z odpadami, jakie wyprodukujemy, zostajemy na własnym podwórku. I musimy sobie nimi poradzić. My już nie zarabiamy na odpadach selektywnych. Jedynie rekompensujemy sobie część kosztów. Czekamy na rozwiązania legislacyjne, jakie funkcjonują już w niektórych krajach np. skandynawskich, żeby odpowiedzialność za wyprodukowane opakowania spadała na producenta. U nas jeszcze tego nie ma, to konsument płaci dwa razy: raz gdy kupuje produkt z opakowaniem w sklepie, a drugi raz, gdy to opakowanie wyrzuci i musi zapłacić za jego odbiór i utylizację. Są kraje, gdzie ten koszt jest przerzucony na producenta i to producent dba, by opakowanie było jak najtańsze w recyklingu.

Dlaczego, mimo że segregujemy odpady od tylu lat i mamy nowoczesny zakład z sortownią, wciąż mamy tylko 30 procent odzysku?

Krzysztof Setlak: – Mając odpad takiej jakości, jaki mamy, nic więcej nie jesteśmy w stanie zrobić. niestety, ludzie tylko udają że segregują. Gdy przywozimy odpady selektywne z zabudowy jednorodzinnej, to rzeczywiście mamy dobry surowiec. Ale Tychy to przede wszystkim zabudowa wielorodzinna i tu funkcjonuje odpowiedzialność zbiorowa. Gdy przyjeżdża odpad tak zwany selektywny z bloków, to on jest selektywny tylko z nazwy. Tam jest wszytko; resztki posiłków, sosy, istne spaghetti. Jakość tego odpadu jest tak mizerna, że nie dość, że go nie sprzedamy, to jeszcze musimy dopłacić za przetworzenie go na paliwo alternatywne, bo tylko do tego się nadaje.

Mieczysław Podmokły: – Koszt wytworzenia paliwa RDF to dla nas w ciągu roku 8-9 mln zł, czyli około 10 proc. budżetu spółki. Nie produkujemy tego paliwa dlatego, że to się opłaca, tylko po to, by te odpady nie trafiły na składowisko, by nie powiększały tej góry odpadów, którą każdy widzi przejeżdżając w okolicy. Miasto Tychy produkuje około 47-48 tysięcy ton odpadów rocznie, więc robimy co możemy, by to składowisko, którego pojemność jest ograniczona, wypełniało się możliwie jak najwolniej. Do tego sprowadza się cała nasza walka, by jak najmniej odpadów trafiło na składowisko, ze względów ekologicznych i finansowych. Dlatego od 2015 r., gdy przejęliśmy zakład po rozruchu technologicznym, nieustannie w niego inwestujemy.

Rozbudowaliśmy komorę kompostowania i rocznie przerabiamy około 12 tysięcy ton liści, gałęzi i trawy. Z tego produkujemy humus, który wraca do środowiska jako nawóz, mamy tu więc w 100 procentach obieg zamknięty. Zainwestowaliśmy w halę składowania frakcji RDF, żeby produkować paliwo o wysokiej jakości, jednej z najlepszych w województwie śląskim. Wybudowaliśmy moduł przetwarzania bioodpadów, który w tej chwili jest już oddany do użytku i rozpoczynamy jego uruchamianie. Odpady bio-kuchenne z gospodarstw domowych, ale też resztki warzyw i owoców, które przyjeżdżają do nas z marketów, będą w tej instalacji poddawane fermentacji i z powstałego biogazu i będziemy produkować energię elektryczną. Na razie na potrzeby zakładu, ale w przyszłości w ramach powstającego klastra energii będzie możliwość jej przesyłu do innych podmiotów. W przyszłości chcemy wykorzystywać także to, co zostanie po fermentacji, by po dodatkowej obróbce wróciło to do natury jako nawóz. Ale do tego potrzebujemy budowy kolejnego zbiornika. To wszystko rozwiązania ekologiczne, do których zobowiązuje nas prawo, ale niestety nie jest to coś, na czym byśmy zarabiali. Wciąż musimy w ten system inwestować, do tego jesteśmy poddawani regularnym kontrolom, musimy spełniać wymogi certyfikatów dla firm ekologicznych. Na tym nie da się oszczędzać.

Krzysztof Setlak: – Niestety, żadne inwestycje nie sprawią cudu. Nie osiągniemy recyklingu na poziomie 65 proc. bez udziału mieszkańców i bez poprawy jakości selekcji. Surowiec, żebyśmy go sprzedali, musi być czysty, musi być dobrej jakości. Wszyscy powinniśmy nad tym pracować. W Polsce nie ma kultury patrzenia sąsiadom na ręce, wciąż funkcjonuje odpowiedzialność zbiorowa, czyli niczyja. Ale musimy wszyscy razem wziąć odpowiedzialność za to, by ta selekcja się poprawiła. Zachęcamy do korzystania z materiałów edukacyjnych, które są publikowane regularnie, m.in. w „Twoich Tychach”. Na stronie internetowej master.tychy.pl uruchomiliśmy wyszukiwarkę odpadów, na bieżąco ją aktualizujemy i uzupełniamy. Jeśli ktoś ma wątpliwości co gdzie wyrzucić, można wpisać w wyszukiwarkę np. „baterie” i od razu mamy odpowiedź.

Mieczysław Podmokły: – Mieliśmy już sukcesy w tej wspólnej walce, udało nam się kilka lat temu rozwiązać problem popiołu i oddzielić go od strumienia odpadów zmieszanych. To świetnie zadziałało, a nie byłoby to możliwe bez współpracy mieszkańców. Apelujemy jednak o kolejne kroki. Ta walka nie jest zakończona, a sami tego nie zrobimy. To nie tylko problem naszych portfeli, chociaż także ten. Z zasypującą nas falą odpadów musimy sobie poradzić i do tego potrzebna jest współpraca wszystkich: na poziomie ustawodawczym, samorządowym, zakładów przetwarzania odpadów i mieszkańców.

 

8 KOMENTARZE

  1. No i piłkarze, hokeiści i działacze sportowi, przecież za minimalną nie pracują.
    A utrzymać (sponsorować) ich trzeba.

    • Też mnie to zastanawiało nie raz. Spółki, które nie muszą konkurować o klienta detalicznego, Master, wodociągi czy kanalizacja, wydają sporo kasy na reklamy w postaci sponsoringu.

      • Pan Prezydent wszystkich Tyszan, jest wielkim fanem sportu.
        Szkoda tylko, że nie za swoje tylko za nasze.
        „Niezależne decyzje władz firm” to mydlenie oczu. Skoro ludzie nimi rządzący są mianowani przez miasto..

  2. Samo zatrudnienie z Maserze biuroktatów tez jest porażające, wystarczy się tam przejść korytarzem jakie tam sie grupki dyskusyjne tworzą bo nie mają co robić. I to tak na beszczelnego. W firmie prywatnej nie do pomyslenia.

  3. Żałosne poprostu. Nieudolność tej firmy to już przechodzi. wszelkie pojęcie. Znakomitych specjalistów po znajomosci sobie pan jaśnie król Andrzejek tam wrzucił. Proponuje dorzucić jeszcze kilku radnych na ciepłe posadki to napewno opłaty będą jeszcze niższe

  4. Jakie oni koszty własne mają jak to jest spółka miejska i utrzymywana jest z podatków mieszkańców Tychów. My poprzez finansowanie z podatków ponoszenia kosztów wywozu śmieci finansujemy Mastera podwójnie.

  5. niech nie gadaja głupot. charytatywnie nikt firmy nie prowadzi. a ta ma powiązanie z miastem więc nawet jak dopłaca do odpadów to i tak zarobi na tym niezłe pieniądze. wybudujcie sobie spalarnie śmieci to będziecie mieli rdf za „darmo”.
    dwa – jak chcą podnieśc selektywnośc odpadów wśród mieszkańców jak od nowego roku cena wywozu idzie o 70 % do góry. za blisko 100 pln miesięcznie za wywóz śmieci z gospodarstwa to nie będe segregował sumiennie odpadów. surowce do jednego wora razem i reszta do drugiego. jak chcecie żebym segregował to muszę coś z tego mieć a nie konkretne podwyżki.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.