Bilety pójdą w górę?

4
628

Transport publiczny poważnie ucierpiał na skutek epidemii. Limity w komunikacji miejskiej i inne ograniczenia spowodowały olbrzymi spadek liczby pasażerów, a finansowe straty pogłębiła konieczność zapewnienia dodatkowych kursów i zwiększenie częstotliwości dezynfekcji. I choć w połowie roku sytuacja nieco się polepszyła, daleko jeszcze do normalności.

Podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej to jeden ze scenariuszy, jakie są rozważane w Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. Wszystko jednak wskazuje na to, że będzie ona konieczna, a decyzja co do jej wielkości podjęta zostanie pod koniec roku, kiedy znana będzie rzeczywista skala strat.

– Pandemia koronawirusa spowodowała drastyczny spadek dochodów ze sprzedaży biletów – wyjaśnia Kamila Rożnowska, rzecznik prasowy GZM. – W pierwszym okresie, kiedy obowiązywały najbardziej rygorystyczne obostrzenia związane z limitami w komunikacji miejskiej, a więc od marca do maja, odnotowaliśmy około 90-procentowy spadek dochodów z ich sprzedaży. Od czerwca sytuacja zaczęła się nieco poprawiać, ale wciąż nie jest najlepsza, bo mówimy o spadku wynoszącym około 30-40 procent. Do tego dochodzą również inne dodatkowe koszty związane np. z koniecznością zwiększenia częstotliwości dezynfekcji pojazdów. Do tej pory kosztowało to 2,5 mln zł.

 

Ile zabraknie?

W wariancie pesymistycznym, gdyby utrzymano obostrzenia z pierwszego okresu pandemii, stratę jaka powstałaby na koniec roku oszacowano na 100 mln zł. Sytuacja uległa jednak częściowej poprawie i mówi się o możliwej stracie około 40 mln zł. Ile ostatecznie wyniesie, nie sposób przewidzieć, tak samo, jak nie można określić sytuacji epidemicznej w najbliższych miesiącach i związanych z nią obostrzeń.

– Ceny naszych biletów w zależności od wariantu, często są jednymi z tańszych w Polsce, a na pewno wpisują się w średnią – dodaje K. Rożnowska. – W porównanych przez nas 10 aglomeracjach, średnia cena za bilet 90- minutowy wyniosła ok. 5,32 zł. A cena naszego biletu elektronicznego 90-minutowego wynosi 4,40 zł. Oznacza to, że jest ponad złotówkę tańszy od średniej dla dużych miast w Polsce. Z kolei 5,40 zł wynosi średnia cena papierowego biletu 90-minutowego w 10 aglomeracjach, a u nas – 5 zł. Warto zwrócić uwagę, iż ceny biletów papierowych pozostawały niemal na niezmienionym poziomie od 2013 roku. Przypomnę, że wcześniej pozwalały na przejazd z możliwością przesiadek przez 15, 30 i 60 minut, natomiast od 1 stycznia 2018 roku czasy te wzrosły odpowiednio do 20, 40 i 90 minut. Podczas zmiany taryfy w marcu tego roku, ceny biletów papierowych wzrosły o 20 groszy, natomiast elektronicznych – kupowanych za pomocą karty ŚKUP lub w aplikacjach mobilnych, zostały niezmienione. Ceny się nie zmieniały, natomiast rosły koszty pracy, ceny paliwa, poziom inflacji, ceny energii elektrycznej, itd. Gdybyśmy chcieli tylko ze sprzedaży utrzymywać transport publiczny, bilety musiałyby być już teraz trzy razy droższe. Ale wówczas byłaby to cena zaporowa i nie do zaakceptowania przez pasażerów.

W kilku dużych miastach postanowiono nie czekać jak rozwinie się sytuacja i biorąc pod uwagę spadki dochodów w komunikacji miejskiej za pierwsze półrocze, wprowadzono dość znaczne podwyżki. Porównajmy: w Poznaniu za bilet 90-minutowy trzeba obecnie zapłacić 8 zł, a we Wrocławiu (od 1 stycznia 2021) – 7 zł. W GZM cena elektronicznego 90-minutowego biletu wynosi 4,40 zł, papierowego – 5 zł. We Wrocławiu jednorazowy bilet podrożeje z 3,40 do 4,60 zł, a bilety jednorazowe w GZM (1 miasto, 20 minut) kosztują obecnie 3,40 zł – papierowy, 3 zł – elektroniczny. Czy skala podwyżek cen biletów będzie u nas porównywalna? Zobaczymy…

Podzielić stratę

Powstałej starty w finansowaniu komunikacji nie będą mogły w całości pokryć miasta i gminy, bo i one znalazły się w trudnej sytuacji. Już podczas ubiegłorocznej, grudniowej sesji budżetowej Rady Miasta Tychy stwierdzono, iż skala zadań nałożonych odgórnie na samorządy spowoduje uszczuplenie budżetu miasta w 2020 roku o około 50 milionów zł. Chodziło także o mniejsze wpływy z tytułu obniżenia podatku PIT i wprowadzonych ulg, podniesienie płacy minimalnej, zmiany w przepisach podatkowych, itd. A przecież wówczas nikt jeszcze nie brał pod uwagę uderzenia w miejskie budżety kosztów związanych z epidemią, które tę finansową wyrwę z pewnością powiększyły.

Jak nas poinformowała Kamila Rożnowska, w 2020 roku planowana wielkość dopłaty (tzw. składka zmienna, czyli kwota na komunikację publiczną przekazywana do GZM) do jednego przejazdu pasażera na terenie gminy Tychy wynosi 2,28 zł za przejazd (chodzi o jeden przejazd, a nie jednego pasażera, bo jeden pasażer w ciągu dnia może wykonać np. 10 przejazdów), natomiast liczbę przejazdów pasażerów określono na 14,2 mln, co oznacza, iż uchwalona przed rokiem składka zmienna dla Tychów wynosi 32,4 mln zł. Ile jednak faktycznie trzeba będzie dopłacić z budżetu miasta – na razie nie wiadomo.

4 KOMENTARZE

  1. to na pewno dzieki takiemu ruchowi wzrośnie liczba pasażerów. z ztmu zaczyna się robić pomału taki sam twór leśnych dziadków jak był w kzk gop, a autobusy oprócz emerytów i młodziezy szkolnej wozi powietrze. przy dwóch osobach dojeżdzających wspólnie koszt jest porównywalny do biletu.

  2. Transport publiczny zamiast publicznego stanie się indywidualnym dla tych co muszą, osobiście już dawno z niego zrezygnowałem, wolę jechać autem.

  3. Co za bzdury ze musieli dodatkowe autobusy dawac.napewno nie w Tychach w czasie lockdawnu autobusy jezdzily puste bo zaklady pracy w wiekszosci byly zamkniete i szkoly.ja jezdzilem caly czas to np ma tereny przemyslowe jechalo z 5 osob . Moze zamiast wydawac kase na bzdurne tablice elektroniczne na przystankach i caly system ktory to ogarnia niech łataja dziure a nie kosztem pasazera.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.