Bliskie spotkania drugiego stopnia

0
1026
Fot. Agnieszka Seidel-Kożuch

Aleksandra Lipowska uprawnienia sędziowskie pierwszego stopnia boksu olimpijskiego zrobiła około 1,5 roku temu [pisaliśmy o tym w Twoich Tychach #574 – przyp. red.]. Egzaminy na drugi stopień zdała zaledwie dwa tygodnie temu. Aby do nich przystąpić musiała sędziować 100 walk i przejść we wrześniu wstępny etap, zaś egzamin główny odbył się 15.02 w Szczyrku podczas Bokserskiej Ligi Kadetów i Juniorów.

Jak to się zaczęło?

Na co dzień jest specjalistką od kształtowania wizerunku publicznego. Jako osoba, która uwielbia adrenalinę i ceni sobie aktywność fizyczną, trafiła na bokserski trening. – Obskurna salka, stary sprzęt, grupa spoconych gości i facet, który użył chyba wszystkich możliwych argumentów, żeby mnie zniechęcić, mój przyszły trener. Nie, wcale nie jest miły. Jest wymagający, nadgorliwy i nad wyraz wysoko stawia poprzeczkę. Miałam to niebywałe szczęście, że trafiłam na właściwą osobę – wspomina początki Aleksandra. Pod surowym okiem Daniela Pilca z tygodnia na tydzień przybywało jej pompek w seriach, kilogramów na gryfach, a przede wszystkim wiary w swoje możliwości. – Kiedy pojawiła się możliwość uzyskania pierwszego stopnia sędziowskiego spróbowałam od razu. Oczywiście pojawiły się wątpliwości, które skutecznie rozwiał trener oraz Adam Pawełek z Śląskiego Związku Boksu – dodaje.

Pierwsza setka

Od naszego ostatniego spotkania Aleksandra sędziowała kilkaset meczów. Jak sama zauważa, w pewnym momencie straciła rachubę. – Każdy z nas dostał książeczkę, w której zbierał wpisy za sędziowanie meczu. Były one potrzebne przy ubieganiu się o wyższe stopnie sędziowskie. Minimum 100 walk brzmiało groźnie. Byłam zdeterminowana i wiedziałam, że chcę się realizować w tej dziedzinie. Największym problemem, z którym na początku się zmagałam, to paraliżujący stres przed wejściem na ring. Potrafił naprawdę mnie sponiewierać. Byłam świetnie przygotowana fizycznie i bardzo dobrze radziłam sobie z teorią, ale brak doświadczenia robił ze mną swoje. Dodatkowo jako świeży sędzia prowadziłam walki początkujących zawodników. A te wbrew pozorom są najtrudniejsze. Sporo jest w nich fauli, zawodnicy częściej łamią zasady, trudniej się też liczy punkty, gdyż ciosy są mniej precyzyjne. Niemniej jednak w pewnym momencie stres przestał być paraliżujący. Kiedy to zauważyłam, sprawdziłam liczbę walk – prawie 200. Zaczęłam się śmiać z samej siebie i jeszcze intensywniej przygotowywać się do egzaminu na sędziego drugiego stopienia boksu olimpijskiego – zaznacza Lipowska.

Czarne diamenty.

Tyska sędzina zaczęła być w środowisku rozpoznawana. Jej filigranowa postura ciekawie kontrastowała na tle zawodników wagi ciężkiej. – Faktycznie na początku zdarzały się jakieś głupie komentarze, ale potrafiłam je szybko uciąć i zaprowadzić w ringu powagę – z uśmiechem dodała. Jej profesjonalizm szybko został doceniony. Rzadko kiedy zdarza się, aby organizator zawodów upomniał się do związku bokserskiego o konkretnego sędziego, a tak właśnie było w przypadku Międzynarodowych Mistrzostw Śląska Kobiet w Boksie. – Organizatorzy poprosili właśnie o mnie. To ogromna nobilitacja i bardzo żałuję, że impreza złożyła się z moim urlopem i nie mogłam na niej sędziować – tłumaczy. Równie nobilitujący był jej udział sędziowski w turnieju Czarne Diamenty, którego historia sięga 1972 roku. – To było dla mnie wyróżnienie. Wydział sędziowski uznał, że dam sobie radę. To jest impreza gdzie wyłania się talenty i udział w niej biorą tylko doświadczeni sędziowie. Znalezienie się wśród nich to ogromny zaszczyt.

Po co Ci to dziewczyno?

Podobne pytania Aleksandra słyszała wielokrotnie. Trudno się dziwić, gdyż kobiety w boksie jeszcze do niedawna były w zdecydowanej mniejszości. – Ale to się zmienia. Świadczą choćby o tym wspomniane wcześniej śląskie mistrzostwa. Aktualnie coraz częściej do klubów przychodzą dziewczyny. Sporo z nich po prostu potrzebuje ruchu, traktuje treningi jako fitness, co nie zmienia faktu, że są też takie, które mają ogromne serce do walki i traktują treningu śmiertelnie poważnie. To są prawdziwe wojowniczki. Mnie osobiście nigdy nie interesowała rywalizacja z drugim zawodnikiem. Bardziej ciekawi mnie walka samej ze sobą i samodoskonalenie się. Właśnie dlatego zdecydowałam spełniać się w roli sędziego. Wchodząc na ring muszę wykazać się nie gorszą kondycją, taką samą szybkością, spostrzegawczością, nienaganną znajomością regulaminu i przede wszystkim spokojem. Emocje, tak jak najlepsi zawodnicy, zostawiam w szatni.

 

Co w takim razie robi, aby odpocząć i się zrelaksować? – Zaczęłam jeździć na motorze, takim wyścigowym – kwituje z uśmiechem.