Automobilklub Ziemi Tyskiej: Rajdowa syrenka

0
555

Pomysł, by do stawki Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski w wersji historycznej zgłosić syrenę 104, był może nieco szalony, ale okazał się strzałem w dziesiątkę. Podczas rajdów kibice emocjonują się wydarzeniami na trasie, ale i tak wszyscy czekają na syrenkę, zastanawiając się kiedy dojedzie i… czy w ogóle dojedzie?

Rok temu kierowca Tomasz Curyło zaproponował takie właśnie przedsięwzięcie Jarosławowi Skwarkowi, działaczowi i pilotowi Automobilklubu Ziemi Tyskiej. Już wcześniej startowali w kilku rajdach różnymi samochodami, ale teraz miało to być auto wyprodukowane pół wieku temu – rocznik 1969.

– Przygodę z rajdami zaczynałem jako kierowca, a moim pilotem była żona – mówi Jarosław Skwarek. – Kią picanto startowaliśmy w cyklach imprez amatorskich, a potem – już z licencjami – m.in. w mistrzostwach Śląska, w tym w Rajdzie Mikołowskim, organizowanym przez nasz AZT. Po roku żona zrezygnowała, ale ja chciałem dalej startować, jesli nie jako kierowca, to przynajmniej jako pilot. Najpierw jeździłem z Mateuszem Siadakiem z Krakowa, a potem z Tomkiem Curyło. Miał ładę 2105 VSTF i byliśmy bodaj pierwszą w Polsce załogą, która jeździła ładą zgodną z homologacją. Teraz oczywiście też się je widuje, ale kilka lat wzbudzała powszechne zainteresowanie. Problem w tym, że było to dość pechowe auto – nie ukończyliśmy żadnego z 6 rajdów, a na zakończenie… rozbiliśmy ją na drzewie.

Syreną 104 załoga Curyło/Skwarek startuje w Historycznych Samochodowych Rajdowych Mistrzostw Polski (w pierwszym roku były rozgrywane jako Puchar Polski i rywalizacja przebiegała podczas rajdów okręgowych). Auto było budowane od jesieni ubiegłego, a na trasę pierwszej imprezy wyjechało w kwietniu tego roku. Było trochę emocji, bo prace przy samochodzie zakończyły się na kilka godzin przed pierwszym startem.

Warto przypomnieć, że syrenki mają ciekawą historię rajdową, m.in. w 1960 roku po raz pierwszy wystartowały w prestiżowym Rajdzie Monte Carlo. Były to zwykłe samochody seryjne bez rajdowych przeróbek. Dwie polskie załogi nie miały serwisu, więc wszystkie potrzebne części kierowcy wieźli w bagażnikach. Jedna z załóg zajęła 98 miejsce, ale jeśli wziąć pod uwagę, że tylko połowa z 300 załóg dotarła do mety, jest to wynik całkiem niezły. Kilka lat później syrenki po raz ostatni pojechały na RMC, ale żadna z załóg nie została sklasyfikowana, ponieważ wszystkie przekroczyły dopuszczalne limity opóźnień. Motoryzacyjny świat po prostu odjechał…

Dziś syrenek na naszych drogach raczej się nie spotyka, a co dopiero w rajdach. Dlatego pojazd załogi Curyło/Skwarek wzbudza powszechne zainteresowanie. Dla jednych jest to motoryzacyjna ciekawostka, a inni wspominają z sentymentem…

– W zależności od wieku słyszymy, że ktoś jeździł takim autem, albo że syrenkę miał ojciec czy dziadek – dodaje Jarosław Skwarek. – W syrence jest kilka ciekawostek, które wzbudzają największe zainteresowanie, m.in. drzwi otwierane w przeciwnym kierunku niż w znanych nam obecnie samochodach i biegi zmieniane przy kierownicy. Silnik przeszedł całkowity remont i został specjalnie przygotowany na rajdy. Dość szybko jednak się przekonaliśmy, że poważniejsze próby modyfikacji, mogą się skończyć niezbyt udanie. Zamiast alternatora w syrence jest prądnica i na pierwszą tegoroczną imprezę – Rajd Dolnośląski – zamontowaliśmy elektroniczny regulator napięcia. Niektórzy odradzali nam stosowanie oryginalnego, mechanicznego regulatora, a że homologacja to dopuszczała, nie widzieliśmy problemu. Tymczasem urządzenie to spowodowało… pożar w komorze silnika. Udało się go ugasić, przez noc nasi mechanicy odbudowali instalację elektryczną i na starym, liczącym 50 lat rozwiązaniu ukończyliśmy ten rajd i jeszcze dwa następne. Czasami rzecz jasna trudno znaleźć oryginalną część, ale przy tego rodzaju autach powinna obowiązywać zasada, by stosować rozwiązania możliwie najbardziej zbliżone do oryginalnych.

Choć syrenka jest „wiekowa”, ma jednak nowoczesne zabezpieczenia – zamontowano w niej zgodną z przepisami klatkę, są homologowane fotele, pasy oraz odpowiedni strój kierowcy i pilota. Silnik ma 40 KM, czyli tyle, ile seryjny pojazd i jak mówi Jarosław Skwarek, czasami brakuje mocy. W ich klasie – FIA1 – rywalizują z załogą jadącą lancią fulvią coupe. Choć roczniki aut są zbliżone, lancia ma seryjnie 140 KM!

– Plan na 2018 rok przewidywał start w 6 rajdach i ostatni – Rajd Wisły. To było dla nas i dla samochodu prawdziwe wyzwanie ze względu na trudną trasę. Zajęliśmy w klasie drugie miejsce, ale tak już jest, że raz my wygrywamy, raz załoga lancii. W syrenie średnia prędkość to 130 km na godzinę, z tym jednak, że odczuwanie prędkości w tym samochodzie jest dwukrotnie większe niż we współczesnym aucie. I wcale nie jest tak, jak mówią niektórzy, że jedziemy, jakby w zwolnionym tempie, a ja mam czas na rozwiązywanie krzyżówek. Na przykład podczas Rajdu Rzeszowskiego nie było w zasadzie prostych odcinków, a za to mnóstwo trudnych zakrętów, wjazdów na szczyty, wąskich odcinków w gęstym lesie. I pilot i kierowca mają co robić…

Rajdowa syrenka 104 jest autem praktycznie bezawaryjnym, a załoga robi wszystko, by nie zawieść kibiców, którzy czekają na nich na mecie. Można powiedzieć, że takie ściganie wzbudza wyłącznie pozytywne emocje, bo na mecie załodze zawsze towarzyszą zainteresowanie i uśmiech. Dlatego wszystko wskazuje na to, że w przyszłym sezonie na rajdowych trasach znów pojawi się syrena 104. No chyba, że załoga wpadnie na kolejny szalony pomysł…

Foto: Grzegorz Rybarski.