Tadeusz Ślusarek: Życie, jak jeden skok

0
855

– Nie wiem, kiedy minęło te 90 lat… Życie trochę przypomina skok. Trzeba się dobrze wybić, potem wiele się może zdarzyć, ale musisz też pamiętać o lądowaniu. W końcu jednak i tak ci wystawią ocenę, bo w zasadzie tylko ona się liczy. Masz mistrzostwo, medal, albo przegrałeś… – powiedział trener Tadeusz Ślusarek, nestor śląskich i polskich trenerów.
W zawodzie trenera przepracował 67 lat. Podczas niedawnych międzynarodowych zawodów w skokach do wody Tyska Wiosna postanowił zakończyć działalność szkoleniową.
Był lekkoatletą, trenerem gimnastyki, akrobatyki sportowej i skoków do wody, jego wychowankowie startowali na olimpiadzie, odnosili sukcesy na mistrzostwach Europy. Był też czas, kiedy pełnił funkcję dyrektora Stadionu Śląskiego (1965-1979). Za jego kadencji odbywały się tutaj największe sportowe imprezy w kraju. W ostatnich latach pana Tadeusza najczęściej można było spotkać na Krytej Pływalni w Tychach, gdzie szkolił kolejne pokolenie zawodników UKS Auerbach Tychy.
 Dogonić czas
Kiedy skończyła się II wojna światowa, miał 17 lat i, jak mówi, musiał nadrabiać stracony czas – i w edukacji i w sporcie.
– Co prawda urodziłem się w Rudzie Śląskiej, ale mój tata został kierownikiem szkoły w Baranowicach koło Żor i tam dorastałem – wspomina. – W czasie wojny nie było szans na uprawianie sportu, ale, jako dzieci, sami organizowaliśmy sobie czas wolny, najczęściej na tzw. sandgrubach, czyli piaskowniach i stawach oraz lasach, których nie brakowało w okolicach Żor. Miałem zresztą swoją grupę rówieśników – w niemieckich dokumentach policyjnych figurowałem, jako „przywódca polskiej bandy”, bo było też trochę „boksu” z członkami Hitlerjugend.
Po wojnie uczył się w Żorach, potem w Gimnazjum im. Powstańców Śląskich w Rybniku, wreszcie w Studium Wychowania Fizycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, przemianowanym później na AWF w Krakowie. W czasie studiów trenował lekką atletykę w KS Cracovia do roku 1950, specjalizując się w skokach – w dal, trójskoku oraz w biegach na krótkich dystansach. Od roku 1950 do 1954 trenował gimnastykę sportową w KS Kolejarz i AZS Kraków
 Wyjątkowa szkoła
Po skończeniu krakowskiego AWF w roku 1951 Tadeusz Ślusarek przez kilka lat pracował na uczelni na stanowisku adiunkta w zakładzie gimnastyki.
– Wtedy dowiedział się, że w Katowicach działa Technikum Wychowania Fizycznego i że tutaj jest szansa na mieszkanie, którego uzyskanie w Krakowie było w tamtym czasie po prostu abstrakcją. Technikum zmieniono potem na Studium Nauczycielskie WF. To były wspaniałe szkoły, kształcące nauczycieli wychowania fizycznego dla szkolnictwa podstawowego. Dla wielu młodych ludzi, z całej Polski, były to po prostu szkoły marzeń, bo otwierały perspektywę pracy nie tylko w oświacie, ale także w sporcie. Pamiętam zaangażowanych, świetnych potem trenerów, nauczycieli, którzy mogli się pochwalić wybitnymi osiągnięciami. Do dziś organizowane są spotkania absolwentów, bo wszystkich, którzy pracowali w tej szkole, albo ją skończyli, wiązała prawdziwa sportowa przyjaźń. Wspólne treningi, obozy, mecze, zawody, emocje, – to wszystko bardzo zbliża. Inna sprawa, że kiedyś było nas tylu, że trudno było zmieścić, teraz na spotkania absolwentów przyjeżdża garstka, w tym zaledwie troje nauczycieli-trenerów: Leokadia Matuszek, Walerian Klimontowicz i ja.
Pękające trybuny
Po kilku latach pracy w oświacie Tadeusz Ślusarek otrzymał propozycje objęcia funkcji dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Katowicach z bazą materialną w formie Stadionu Śląskiego. Był to rok 1965 i stadion gigant wchodził w lata największej świetności.
– Stadion został wybudowany zaledwie 9 lat wcześniej, ale od razu musiałem przystąpić do… remontu. Pomijając już fakt, iż był to obiekt bez zaplecza technicznego, magazynów, nagłośnienia i wielu urządzeń, potrzebnych do normalnego funkcjonowania i organizowania wielkich imprez sportowych. Już wtedy zaczęły pękać trybuny i „zjeżdżać” w kierunku bieżni. Po kilku zimach i wielu ulewach, wały namakały. Beton pękał, robiły się szczeliny i przewracały się całe rzędy ławek. Przez moje 15 lat pracy na Stadionie Śląskim bez przerwy trwał remont – sektor po sektorze. Dokonano również wymiany masztów oświetleniowych, unowocześniono oświetlenie, zainstalowano nagłośnienie całego obiektu, rozbudowywano zaplecze stadionu. Niezapomniane są dla mnie ówczesne narady z wojewodą gen. Jerzym Ziętkiem, który działalnością stadionu interesował się na co dzień. U niego zapadały najważniejsze decyzje, m.in. dotyczące utrzymania obiektu. Zawsze można było na niego liczyć, poza tym potrafił sobie zyskać szacunek, był autorytetem.
Mieszał w „Kotle Czarownic”
Tadeusz Ślusarek był jednym z tych, który… mieszali w „Kotle Czarownic”, jak nazywano Stadion Śląski. Był dyrektorem obiektu w latach 1965 – 1979, czyli w czasach, kiedy odbywały się tutaj najważniejsze spotykania piłkarskiej reprezentacji Polski, w tym mecze eliminacji mistrzostw świata, mistrzostw Europy, szlagierowe pojedynki pucharowe m.in. Górnika Zabrze z Manchesterem United i Manchesterem City, podczas których na trybunach zasiadło 90 tys. widzów, Górnika z Glasgow Rangers, AS Romą ze 100 tys. widzów, czy GKS Katowice z Barceloną, Ruchu Chorzów z Fiorentiną, wreszcie GKS Tychy z FC Koeln.
– W 1970 roku rozpoczęła się przygoda stadionu z żużlem. Na tamte czasy był to największy na świecie stadion żużlowy. Cztery razy zorganizowaliśmy finał indywidualnych mistrzostw świata, dwukrotnie finał mistrzostw świata par, raz drużynowe MŚ. Najbardziej pamiętne są rzecz jasna mistrzostwa świata w 1973 roku, kiedy to tytuł Mistrza Świata zdobył Jerzy Szczakiel. Ponadto na stadionie kolarze kończyli Wyścig Pokoju, były też wielkie zawody lekkoatletyczne.
Legendarna wieża
Kiedy po modernizacji Tadeusz Ślusarek odwiedził Stadion Śląski, jak wszyscy – nie poznał obiektu. Po starym nie pozostało praktycznie nic, w tym najbardziej charakterystyczna budowla – szklana wieża. Na co dzień były tutaj biura dyrekcji oraz siedziba… Polskiego Towarzystwa Miłośników Kaktusów.
– W czasie zawodów był to punkt centralny, strefa dowodzenia. Na najwyższym piętrze, miała swoje pomieszczenia ówczesna milicja. Była winda, ale też klatka schodowa z metalowymi, krętymi schodami. W wieży włączane były światła na całym obiekcie, potem urządzenia nagłośnienia. Na dole była restauracja, loża honorowa i miejsca dla dziennikarzy. Kiedy zbliżały się wielkie imprezy, włos się nam jeżył na bujnych jeszcze wtedy czuprynach. W budynku było nie tylko mnóstwo materiałów łatwopalnych, ale przede wszystkim nie było drogi i wyjść ewakuacyjnych. Baliśmy się, że może zdarzyć się coś poważnego. No i zdarzyło się…
 Zawał sekretarza
W 1968 roku, podczas meczu reprezentacji Polski z Irlandią, zasłabł sekretarz generalny Irlandzkiej Federacji Piłki Nożnej.
– Działacz miał zawał. Wprawdzie szybko przewieziono go do szpitala, ale nie udało się go uratować. Stało się tak dlatego, że winda nie dochodziła na dół wieży do poziomu loży honorowej. Sekretarz musiał się więc wdrapać trzy piętra w górę po wąskich schodach. Wkrótce potem zrobiliśmy remont i winda dojeżdżała już na poziom wejścia.
Gwiazdozbiór trenera
Będąc dyrektorem WOSiR-u „Stadion Śląski, a potem wiceszefem Wojewódzkiej Federacji Sportu, cały czas Tadeusz Ślusarek pracował jako trener. Szkolił zawodników w barwach, AZS Kraków, Zrywu Katowice, Sparty Katowice. Najpierw była gimnastyka sportowa…
– Alfred Kucharczyk to przykład absolwenta Technikum WF i Studium Nauczycielskiego w Katowicach, o których mówiłem wcześniej. Szkoliłem go w KS „Zryw” Technikum Wychowania Fizycznego, i w BKS Sparta Katowice. Znakomity gimnastyk, multimedalista, trzykrotny olimpijczyk – Rzym 1960, Tokio 1964, Meksyk 1968. Potem był zawodnikiem Klubu Gimnastycznego Radlin i wreszcie świetnym trenerem, i współwychowawcą m.in. medalisty olimpijskiego Leszka Blanika. Z czasem zająłem się akrobatyką sportową, bo to była nowa dyscyplina i w pewnym sensie wyzwaniem było budowanie czegoś od początku. Zresztą podobna była technika, ewolucje, treningi… I trafiłem na Stanisława Wygasa. Talent nieprzeciętny. Synek z Załęża, z usportowionej dzielnicy Katowic, która dla młodych ludzi była szkołą życia, uczyła charakteru, twardości i wytrwałości. Był niesamowicie sprawny. Trenowaliśmy w sali, która miała ok. 24 m długości. Ścieżka akrobatyczna ma ok. 41 m, więc Staszek najpierw trenował jeden kawałek, potem drugi i trzeci element swojego układu, a na zawodach musiał to wszystko połączyć! Robił to znakomicie. Był wielokrotnym mistrzem Polski w klasie mistrzowskiej. Wygrywał wiele zawodów, a przede wszystkim był medalistą mistrzostw Europy. Dla mnie będzie zawsze wicemistrzem, choć dostał medal brązowy. Po tym, jak odebrał srebro, sędziowie powiedzieli, że się pomylili i to srebro mu wzięli! To był oczywisty skandal, bo czegoś takiego się nie robi. Praktyka jest taka, że jak komuś przez pomyłkę dano inny medal, to mu się go nie odbiera, tylko naprawia się błąd dając właściwy medal temu drugiemu…
 Ze skokami i Auerbachem Tychy
Pod koniec lat 80. Tadeusz Ślusarek zaczął szkolić skoczków do wody – najpierw w BKS Sparta Katowice potem w MKS Pałac Młodzieży w Katowicach, a następnie w UKS Auerbach w Tychach. Wspólnie z trener Mirosławą Gruszką, nawiązano do świetnych tradycji skoków do wody na Śląsku. Warto bowiem wiedzieć, że od 1923 roku, zawodnicy śląskich klubów zdobyli 43 tytuły mistrzowskie w skokach z wieży i trampoliny w różnych konkurencjach. To był prawdziwy sportowy fenomen. Z tej tradycji niewiele już jednak zostało, łącznie z bazą. Można powiedzieć, że właśnie dzięki tym trenerom, kilku pozyskanym przez nich działaczom, instruktorom oraz rodzicom zawodników, skoki na Śląsku ocalały, a kilkoro zawodników przebiło się do czołówki.
– Przed laty mieliśmy świetny duet: Ania Ablamowicz i Karolina Sołtysiak. Ania przez kilka lat była niepokonana, zdobywała mistrzostwa Polski, dwukrotnie startowała w mistrzostwach Europy, gdzie osiągała finały. Mimo, iż nie trenowała skoków z wieży, gdyż takiej krytej na Śląsku nie było. W kraju była nie do pokonania. Od czasu do czasu jeździliśmy wprawdzie do naszych przyjaciół – trenerów do Drezna, gdzie mieliśmy za darmo obiekt, ale to za mało… To była zadziorna, charakterna dziewczyna. Takich zawodniczek i zawodników, których szkoliliśmy do poziomu medalistów mistrzostw Polski i reprezentacji Polski było wielu. Ale z braku bazy, warunków, środków nie byli w stanie rozwinąć skrzydeł, zrobić jeszcze kroku i znaleźć się w gronie medalistów mistrzostw świata czy Europy. Mnie, trenerowi serce się krajało, jak widziałem ich talent, pracę, wysiłek, zaangażowanie… Był Adrian Gierga, który teraz kończy kurs instruktora i pomaga nam w klubie. Byli między innymi Elżbieta Dubarek, Marcin Różycki, Marcin Staręga, Agnieszka i Anna Puto, Ewelina Job, Bartosz Muszer. Tegoroczne maturzystki Weronika Lament i Aleksandra Muszer to ubiegłoroczne Mistrzynie Polski w skokach synchronicznych seniorów, które skaczą do dziś. Karol Witański, bardzo utalentowany młody człowiek rozpoczyna karierę w high diving’u czyli skokach do wody z dużych wysokości – z 27 m. Chciałby pojechać na olimpiadę, bo te skoki mają wejść do programu igrzysk. Teraz jest kolejne pokolenie z Natanielem Dynakiem, Piotrem Kolasą z UKS „Auerbach” Tychy i Emilią Witek z MKS „Pałac Młodzieży” Katowice. Talenty na Śląsku mamy, ale nadal nie ma obiektu do uprawiania tej dyscypliny. Jest nowoczesny basen w Poznaniu, jeszcze nowszy w Łodzi, kapitalny remont przechodzi obiekt w Rzeszowie, gdzie będzie wieża i wszelkie urządzenia, łącznie z „bąbelmaszyną” i suchą salą. A u nas?
Tadeusz Ślusarek nigdy nie myślał o trenerskiej emeryturze. Treningi, wyjazdy na zawody, konsultacje, obozy pochłaniały go bez reszty. A do tego kolejna pasja – żeglarstwo, dzięki której opłynął Bałtyk, Morze Śródziemne, zawitał na Karaiby…
– Miałem operację kolana, ścięgna Achillesa, mam dwie endoprotezy stawów biodrowych, ale głowa dalej sprawna i to jest najważniejsze. Teraz, kiedy skończyłem 90 lat poczułem się trochę zmęczony. To już nie to, co kiedyś…