Paradoksy rynku pracy

0
139

O problemach związanych z… niskim bezrobociem rozmawiamy z Katarzyną Ptak, dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy.
– W ciągu trzech lat stopa bezrobocia zmalała w Tychach z 7 proc. do 3,4 proc. Kiedy ostatnio bezrobocie w Tychach było notowane na tak niskim poziomie?
Katarzyna Ptak: W 2008 roku mieliśmy bezrobocie na poziomie 3,5 proc. Mówiło się wówczas o globalnym kryzysie, wzroście bezrobocia, tymczasem w Polsce ono wyraźnie malało. To był czas, kiedy sporo tyszan i w ogóle Polaków wyjechało za granicę. Jednak taka sytuacja trwała krótko, bo już w 2009 r. bezrobocie zaczęło wzrastać. Obecnie, dobra sytuacja na rynku pracy dotyczy nie tylko Tychów, mniejsze bezrobocie notujemy także w woj. śląskim i w Polsce. Spadło także w Unii Europejskiej. Jeśli chodzi o Polskę nie jest to już kwestia wyjazdów za granicę, ale tego, że w ostatnich latach przybyło więcej miejsc pracy. W 2013 roku nasi pracodawcy dysponowali 4.980 miejscami pracy, w 2016 roku – 7.427. W sumie w ciągu czterech lat przyjęliśmy 21.802 ofert pracy, z czego podjęło pracę 18.573 osób. Obecnie w tyskim PUP zarejestrowanych jest 2.147 osób, jednak połowa albo wychowuje dzieci, albo opiekują się innymi, albo są to osoby schorowane. Są też tacy, którzy czekają na świadczenia przedemerytalne i muszą pół roku być na zasiłku.
Wysokie bezrobocie niesie za sobą poważne skutki społeczne, jednak niskie również rodzi problemy…
KP: Z punktu widzenia Powiatowego Urzędu Pracy problemem jest to, że nie zawsze potrafimy zaspokoić potrzeby pracodawców, którzy przynosząc nam oferty oczekują, że znajdziemy pracowników. Kiedyś mówiło się, że jest kilkudziesięcioro bezrobotnych na jedno miejsce pracy. Teraz jest inaczej – rynek pracy stał się rynkiem pracownika, a nie pracodawcy. Dochodzi do niespotykanych dotąd sytuacji. Jedna z naszych pracownic opowiadała, jak rejestrując dzień przed sylwestrem bezrobotną, nagle wszedł do pokoju pan i powiedział, że potrzebuje kelnerkę na sylwestra, ale nie ma już czasu na załatwianie formalności. I zwrócił się do tej pani, że może natychmiast podjąć pracę i nie musi się rejestrować… Nie chcę dopuścić do sytuacji, że pracodawca zgłasza chęć zatrudnienia np. kilku osób, a my mówimy, że nie mamy. Dlatego staramy się, by osoby, które są w bazie PUP przekwalifikowywać, kierować na dodatkowe kursy, itd.
Od jednego z prezesów tyskiej firmy usłyszałem niedawno, iż nie szuka pracownika z kwalifikacjami, bo w firmie zostanie przyuczony, ale zależy mu na pracowniku, któremu będzie się chciało pracować.
KP: To prawda. Pracodawcy często rezygnują z wymagań kwalifikacyjnych pracownika, na rzecz wykazania chęci i motywacji do pracy. A z tymi chęciami bywa różnie, choć oczywiście nie można generalizować. Jeżeli pracodawca znajdzie osobę w poszukiwanym zawodzie, która chce pracować, to proszę mi wierzyć – będzie miała umowę o pracę i dobre pieniądze.
Pojawienie się dużej liczby nowych miejsc pracy oraz problemy z zatrudnieniem Polaków powodują, że pracodawcy coraz chętniej sięgają po pracowników z zagranicy. Jak to wygląda w Tychach?
KP: Zatrudnianie cudzoziemców postępuje w sposób wręcz lawinowy. W 2014 roku mieliśmy 104 tzw. oświadczenia o zamiarze pracy, rok później już 1.114, a w 2016 roku – 2.192. To nie znaczy, że te osoby ostatecznie podjęły pracę, ale sama liczba oświadczeń cudzoziemców wzrosła w ciągu trzech lat około 20-krotnie. 80-90 proc. to obywatele Ukrainy. Warto wyjaśnić, iż obywatele sześciu państw: Ukrainy, Białorusi, Mołdawii, Rosji, Gruzji i Armenii mogą pracować w Polsce na podstawie tzw. procedury uproszczonej. Skraca ona znacznie formalności związane z zatrudnieniem, osoba taka nie może jednak pracować dłużej niż 6 miesięcy w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Coraz częściej mówi się też o tzw. biznesie bezrobotnych. Chodzi o różnicę między tym, co można zarobić, a tym, co dostać z 500 plus i różnych świadczeń z pomocy społecznej. Niektóre osoby nie podejmują pracy z uwagi na to, że wysokość świadczeń po prostu im wystarcza.
KP: Trudno mi mówić o skali zjawiska, ale z danych statystycznych wynika, iż po wprowadzeniu programu 500 plus wśród bezrobotnych nastąpił wzrost osób, które samotnie wychowują dziecko do 18 roku życia. Do tej pory ich liczba była na poziomie 6-7 proc, w ostatnim czasie wzrosła do ponad 10 proc.
Na jakie stanowiska zgłaszają zapotrzebowanie tyscy pracodawcy?
KP: Najwięcej ofert dotyczy pracowników produkcji. Do roku 2015 liczba ofert utrzymywała się na stałym poziomie 500-600 ofert. W 2016 roku nastąpił wzrost i było ich aż 1.961. To dowodzi, iż powstało wiele nowych miejsc pracy, że zakłady się rozwijają, pojawiają się nowe inwestycje. Poszukiwani są sprzedawcy, pracownicy budowlani, kierowcy, magazynierzy, pakowacze i osoby do sprzątania.
Jakie zawody są deficytowe?
KP: Nadal są to: elektryk, ślusarz, spawacz, murarz, kierowca, fryzjerka, kosmetyczka, kelnerka, kucharz. Tyskie szkoły przygotowują uczniów w tych zawodach, ale część z nich po prostu nie pracuje w swoich zawodach.
Głównie z powodu niskich zarobków…
KP: Tak. Minimalne wynagrodzenie nikogo nie interesuje, coraz więcej osób nie chce pracować na podstawie tzw. umów tymczasowych, być zatrudnianym przez pośredników. Polski pracownik szuka stabilnego zatrudnienia i wyższych zarobków. Skąd jednak wziąć na podwyżki? Pojawia się kolejny negatywny skutek niskiego bezrobocia, przypominający kwadraturę koła. Pracodawca musi mieć potencjał, by rozwijać produkcję, wypracowywać większy zysk i wtedy może podnieść płacę. A nie mając siły roboczej, nie będzie nowych produktów, inwestycji, zysku i nie zapracuje na większe pensje. W tej sytuacji na rynku pracy pojawia się duża grupa cudzoziemców, bo oni będą pracować za minimalną płacę.
Jeszcze do niedawana największe problemy ze znalezieniem pracy mieli młodzi ludzie, absolwenci szkół.
KP: W ciągu 2-3 lat sytuacja zmieniła się diametralnie. O ile osób do 25 lat mamy obecnie około 15 proc., to wysokie bezrobocie – powyżej 40 proc. – notujemy u osób powyżej 50. roku życia. Jest stosunkowo niewiele ofert pracy dla osób w tym przedziale wieku. To poniekąd efekt wprowadzenia ustawowych przepisów i programów, nakazujących aktywizowanie osób do 30. roku życia. Są bony stażowe, szkoleniowe, bony na zatrudnienie, pojawił się program refundowania pracodawcy przez PUP części wynagrodzenia itd. I to przyniosło efekt. Tymczasem dla 50-latków i starszych pojawił się tylko jeden instrument. To grupa, o której „zapomniano” i teraz monitujemy do ministerstwa, by zmienić tę sytuację. Poza tym – i to jest tendencja nie tylko na naszym terenie, ale w całej Polsce – nasz rynek generuje głównie „proste” miejsca pracy, nie wymagające wykształcenia, lecz siły fizycznej, co dla osób powyżej 50 lat jest problemem.
Rozmawiał Leszek Sobieraj