Rozprawa z mitami

0
310

Niemal dokładnie 40 lat temu – 15 i 29 września 1976 roku – GKS Tychy rozegrał pamiętne mecze pucharowe z 1.FC Koeln (0:2 i 1:1). Szeroko o tym wątku historii klubu pisaliśmy przed rokiem z okazji otwarcia Stadionu Miejskiego oraz meczu z FC Koeln, jaki został wówczas rozegrany. Teraz, w roku jubileuszu 45-lecia tyskiego klubu i 40-lecia pucharowych potyczek, Tyska Galeria Sportu, oddział Muzeum Miejskiego postanowiła wrócić do tematu i rozprawić się z kilkoma mitami, które pojawiły się w związku z tymi wyjątkowymi wydarzeniami sprzed lat.
W spotkaniu w siedzibie TGS na Stadionie Miejskim wzięli udział kibice (także ci, którzy oglądali rewanż w Chorzowie), dziennikarze, ale przede wszystkim byli piłkarze – Marian Piechaczek, Lechosław Olsza, Kazimierz Szachnitowski, Jerzy Brzozowski i Henryk Tuszyński. Byli również działacze, w tym Gerard Stańczyk i Władysław Wtorek. Prowadzący spotkanie, kierownik TGS Piotr Zawadzki, rozpoczął od stwierdzenia, iż pojedynki GKS z FC Koeln to nie tylko część historii klubu, ale i przekazywanej z pokolenia na pokolenie legendy.
– Są przynajmniej trzy powody, dlaczego wracamy do spotkań z FC Koeln – powiedział. – Po pierwsze dlatego, że to wciąż jedyny występ GKS Tychy w europejskich pucharach, po drugie tyszanie zagrali wówczas z zespołem światowej klasy, po trzecie jest kilka jeszcze nierozstrzygniętych wątków i mitów, jakie pojawiły się przy okazji tych meczów. Jednym z nich jest na pewno powód, dlaczego rewanżowy mecz GKS rozegrał nie w Tychach, ale na Stadionie Śląskim.
Dlaczego Śląski?
Podczas spotkania zaprezentowano fragmenty programów telewizyjnych sprzed 40 lat, wywiady z piłkarzami, trenerem i działaczami, w tym z prezesem GKS Edwardem Kucowiczem, który w zapowiadał, że spotkanie z FC Koeln odbędzie się w Tychach. Podczas rozmowy, kamery telewizyjne utrwaliły robotników pracujących na tyskim obiekcie – poszerzano boisko, wymieniano fragmenty murawy. Dlaczego zatem mecz rozegrano na Stadionie Śląskim?
Jako powód, podano oficjalnie, iż pracownicy chorzowskiego stadionu mieli większe doświadczenie w organizowaniu dużych imprez sportowych. Obawiano się niedociągnięć, błędów, wręcz kompromitacji. Ale pojawiły się także opinie, że GKS bał się kar finansowych za ewentualne błędy w pracy biura prasowego, co zdarzało się podczas innych meczów, organizowanych w krajach socjalistycznych. Inni z kolei twierdzili, że działaczom GKS „zagotowały się” głowy i sądzili, że tak, jak na mecze Górnika Zabrze, na stadion przyjdzie 40, 50 tys. kibiców. Być może jednak najbardziej prawdziwa jest wersja, iż spotkanie przeniesiono ze względu na transmisję niemieckiej telewizji. Miało się ono zacząć się o godz. 16, ale w grę wchodziła także dogrywka i karne. Tymczasem na tyskim stadionie nie było oświetlenia.
Natomiast podczas spotkania w Galerii, wieloletni działacz GKS, Gerard Stańczyk, stwierdził po prostu:
– Nie zdążyliśmy z przygotowaniem stadionu w Tychach na ten ważny mecz. Murawa była w fatalnym stanie, obawialiśmy się kompromitacji. Na filmie widać brygady, które pracują w pocie czoła, ale głównie na murawie, natomiast reszta, w tym trybuny były w opłakanym stanie, zarośnięte – mówił Gerard Stańczyk.
Opinię tę potwierdził były prezes GKS, Władysław Wtorek:
– Nie było też odpowiedniego zaplecza – i dla zawodników i dla gości. Warunki sanitarne, prysznice były wręcz fatalne. Trzeba byłoby przeprowadzić generalny remont, a to wymagało czasu.
W kręgu mitów
Kolejne mity, utrwalone przez lata: „Wyrównany mecz w Kolonii i pechowa porażka 0:2” oraz „Mimo wszystko awans był blisko”. Jak było rzeczywiście?
– FC Koeln był zdecydowanym faworytem, ale z perspektywy obu spotkań, przewaga nie była tak wielka, jak sądzili niektórzy – mówił Marian Piechaczek. – Także w Kolonii, gdzie przegraliśmy 0:2. Sędzia podyktował przeciwko nam dwa rzuty karne, przynajmniej jeden pochopnie. Prasa przypisała mi udział w jednym z nich i niech tak zostanie, chociaż to nieprawda. Chodziło o Alfreda Potrawę, którego asekurowałem. Z jego strony na pewno nie było zagranie, za które należało podyktować rzut karny. Pierwsza „jedenastka”, po której straciliśmy gola, w ogóle nie powinna być zagwizdana.
– W moim odczuciu, duński sędzia wyraźnie pomagał FC Koeln i robił to zupełnie niepotrzebnie – dodał Kazimierz Szachnitowski. – Pomijając karny, czasami były to detale – kiedy po jednej z akcji prawą stroną, zagrałem do Romana Ogazy, sędzia odgwizdał spalonego, którego nie było… A w rewanżu długo prowadziliśmy 1:0 i tylko jeden gol dzielił nas od dogrywki. Niestety, na kwadrans przed końcem meczu Niemcy wyrównali i szansa na awans przepadła.
Kolejny mit: „Gdyby rewanż rozegrano w Tychach, GKS byłby w stanie odrobić stratę dwóch bramek”.
– Myślę, że tak. Wcześniej grała tutaj Legia, Wisła Kraków i dostawały baty. Ważne było to, żebyśmy jako pierwsi strzelili gola, a tak się przecież stało… – powiedział Kazimierz Szachnitowski.
– Jestem podobnego zdania, ale z innego powodu – murawa. Byliśmy w FC Koeln i trenowaliśmy na ich starym boisku. To był…. perski dywan w porównaniu do tego, co mieliśmy w Tychach. Gdyby Niemcy wybiegli na nasza murawę, myślę, że mieliby problemy. A poza tym byłaby pełna widownia, a nie garstka widzów na chorzowskim molochu – stwierdził Marian Piechaczek.
Po 5 marek…
I wreszcie – „Piłkarze GKS dostali od Niemców drogie prezenty”
– Jakie prezenty? Sprzęt sportowy dostał klub, a my na pamiątkę statuetkę – piłkę-skarbonkę z sylwetką piłkarza. W środku były jednomarkówki. Otwarłem ją i wysypałem, a potem równo podzieliliśmy między siebie. Wyszło tego po 5 marek… – dodał Marian Piechaczek, ówczesny kapitan GKS Tychy.
Kolejny eksponat
Podczas spotkania Adam Pawlicki ze Stadionu Śląskiego przekazał Tyskiej Galerii Sportu wyjątkowy eksponat – kopię strony Kroniki Stadionu Śląskiego z autografami uczestników meczu z 1976 roku.

Od 16 września wystawa plenerowa „45-lecie GKS-u Tychy. Ludzie i historia”, przygotowana przez Tyska Galerię Sportu, oddział Muzeum Miejskiego została przeniesiona do holu hali sportowej przy al. Piłsudskiego 20 w Tychach. Będzie można ja tam oglądać do połowy listopada.
Na zdjęciu: Byli piłkarze GKS z pamiątkową statuetką-skarbonką, którą otrzymali po meczach z 1.FC Koeln. Od lewej: Jerzy Brzozowski, Lechosław Olsza, Marian Piechaczek, Kazimierz Szachnitowski i Henryk Tuszyński.
Foto: Leszek Sobieraj