Wojna w dziennikach i wspomnieniach

0
238

We wrześniu 1939 r. Tychy ponownie – po 17 latach przynależności do Polski – znalazły się w granicach państwa niemieckiego. Pojawili się niemieccy urzędnicy, policjanci, nauczyciele. Zniknęły polskie nazwy ulic, rozwiązano wszystkie organizacje i stowarzyszenia mające związek z polskością, a w ich miejsce powstały nacjonalistyczne Hitlerjugend, NSKK czy SA. Jak wyglądało życie mieszkańców w tym okresie? Tego można było dowiedzieć się podczas IX Tyskiego Sympozjum Historycznego, które odbyło się 5 listopada.
Bogatym źródłem informacji z tego okresu są tzw. dzienniki bojowe, prowadzone od września 1939 r. przez jednego z funkcjonariuszy Schupo (Schutzpolizei). – W Archiwum Państwowym w Katowicach zachowały się dzienniki policji z Tychów, Mikołowa i Pszczyny – mówił dr Grzegorz Bębnik z katowickiego oddziału IPN, który przedstawił referat na ten temat. – Dzienniki z Tychów są najbardziej kompletne i mają największy walor poznawczy.
Oprócz służbowych notatek i raportów, w dziennikach opisane są także wrażenia funkcjonariuszy, którzy przybyli do Tychów, by objąć tu posterunek. – Wszyscy policjanci przydzieleni do służby w Tychach pochodzili ze Szlezwika-Holsztyna – mówił dr Bębnik. – Dla nich to była terra nova.
Kradli gęsi i karpie
„Ludność sprawiała wrażenie zalęknionej – cytował z pierwszych dni dr Grzegorz Bębnik. – na twarzach wciąż malował się strach i wojenne przerażenie”.
Oprócz takich spostrzeżeń, dzienniki wiele mówią o codziennej pracy policjantów, a przez to – o ówczesnej rzeczywistości. Jest więc mowa o organizowaniu komisariatu i umeblowaniu go sprzętami z „mieszkań osób zbiegłych przed niemieckimi wojskami”. Są odnotowane przestępstwa kryminalne: głównie kradzieże, przede wszystkim żywca; kur, gęsi, królików. W dziennikach odnotowano m.in. powtarzające się kradzieże gęsi z tyskiego sierocińca oraz dwie wielkie kradzieże karpi ze stawów hodowlanych (znikło 750 i 900 kg karpia). Były też kradzieże rowerów i motocykli (w tym jednego należącego do komendy Schupo). Ścigano spekulacje i kłusownictwo. Jest też zapis o „zwalczaniu chomikowania dóbr, szczególnie dóbr spożywczych”.
Co zaskakiwało policjantów, nie znających wcześniej tutejszych zwyczajów? – Zaskoczeniem była ludność tłumnie udająca się w niedziele na mszę święte – mówił dr. Bębnik. – Również zapalanie zniczy na cmentarzach we Wszystkich Świętych, co jest opisywane z wyraźnym zachwytem.
Znacznie mniej pochlebnie wypowiadali się niemieccy funkcjonariusze o stanie polskich dróg, utyskiwali też na brak higieny w zakładach użyteczności publicznej.
Z tym obszernym materiałem, jaki stanowią policyjne dzienniki, zainteresowani będą mieli okazję zapoznać się już niebawem. – Dzienniki zostaną wydane drukiem przez Muzeum Miejskie w Tychach – zapowiedział dr Grzegorz Bębnik.
Zawodowy donosiciel
Działalność tzw. elit NSDAP w Tychach, do których należeli m.in. policjanci, a także urzędnicy i nauczyciele, omówił dr Mirosław Węcki z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Chociaż, jak zaznaczył, były to elity w skali lokalnej. Miastem powiatowym była Pszczyna i to tam ulokowano najważniejsze urzędy i wysokich rangą przedstawicieli NSDAP.
– Źródło elit okresu II wojny światowej stanowili zarówno miejscowi Niemcy (Volksdeutsche), jak i Reichsdeutsche; nauczyciele, policja i pracownicy administracji, którzy przyjechali tu by zastąpić polskich – mówił prelegent. – Według szacunków policji, w październiku 1939 r. społeczeństwo w Tychach składało się w 10 proc. z Niemców, w 10 proc. z Polaków i w 80 proc. z Górnoślązaków. Około 65 procent znało dobrze język polski i niemiecki. Około 30 procent (ludzie urodzeni w okresie międzywojennym) – tylko język polski, a około 5 proc posługiwało się wyłącznie językiem niemieckim.
Dr Mirosław Węcki przedstawił sylwetki najważniejszych osób w tyskich strukturach NSDAP. Byli to: burmistrz Tychów Herbert Reimann, kierownicy miejscowych grup NSDAP Kurt Waluscha i Kurt Ryschka czy Karl Schikorski, zwany „Polackenfresser”, wymieniany w relacjach powojennych jako jeden z najbardziej zagorzałych nazistów. – Stał się profesjonalnym donosicielem, mężem zaufania Sicherheitsdienst (hitlerowskiej służby bezpieczeństwa – przy. SW) – mówił dr Węcki, przedstawiając polityczną karierę Schikorskiego. – Podsłuchiwał głównie pracowników browaru w Tychach. Życie straciło około 40 osób zesłanych do obozów na skutek jego donosów.
Obóz w kobiórskim lesie
Wątki związane z najbardziej mrocznym i tragicznym rozdziałem II wojny światowej omówił dr Piotr Setkiewicz z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Tematem jego referatu były podobozy KL Auschwitz, jednak najpierw jednak dr Setkiewicz krótko opowiedział o genezie samego obozu w Birkenau. Powstał on jako zaplecze siły roboczej do budowy wielkich zakładów chemicznych, a dopiero potem zaczął ewoluować w fabrykę śmierci. – Początkowo do obozu mieli być kierowani jeńcy sowieccy – mówił dr Setkiewicz. – -Było ich jednak zbyt mało, a ich wydajność nie była zadowalająca. Zgodnie więc z decyzją Himmlera, zaczęto kierować tam transporty Żydów. Z początku tylko osoby zdrowe i silne, potem całe rodziny.
Skąd wzięły się podobozy KL Auschwitz, które powstały m.in. w Kobiórze i Lędzinach? Otóż obóz potrzebował dużych ilości drewna do spalania zwłok, które początkowo przeprowadzano w tzw. dołach spaleniskowych. Wywożono więc do lasów (m.in. Nadleśnictwa Pszczyna) więźniów, do pracy przy wyrębie i załadunku drewna. Po pewnym czasie obóz nawiązał współpracę z nadleśnictwem. Więźniowie pracowali odtąd zarówno na rzecz nadleśnictwa jak i na potrzeby obozu. Wówczas, zamiast dowozić do pracy pojedyncze grupy więźniów, w lasach w okolicach Kobióra wybudowano obóz dla około 150 osób. Zlikwidowano go jednak po zakończeniu budowy wielkich komór gazowych i krematoriów w Birkenau.
Podczas sympozjum poruszone zostały także wątki związane ze służbą Ślązaków w Wehrmachcie (w nawiązaniu do aktualnej wystawy w Muzeum Miejskim) oraz powojennymi deportacjami Górnoślązaków w głąb ZSRR – ten temat przedstawił dr Wojciech Schäffer, który od lat bada to zagadnienie i zgromadził bogaty materiał dokumentalny i wspomnieniowy.
Heil Hitler i Grüß Gott
Z kolei Agnieszka Ociepa-Weiss z Działu Historii Miasta Muzeum Miejskiego w Tychach przedstawiła obraz życia codziennego w okresie II wony światowej, zbudowany na podstawie wspomnień mieszkańców Tychów z tamtego okresu. – Tyszanie pytani o to jakie pierwsze zmiany wynikające z rozpoczęcia wojny zapisały się w ich pamięci, obok oczywiście pierwszych ofiar z miejscowej ludności, mówili o „masowym” napływie Niemców do Tychów w październiku i listopadzie1939 r. – mówiła Agnieszka Ociepa-Weiss. – To oczywiście wiązało się z napływem pracowników administracji, oświaty, policji, którzy nierzadko przywozili z sobą całe rodziny. Stąd to wrażenie masowego napływu. Niszczono wszelkie przejawy polskości. Wiele książek uległo wówczas zniszczeniu, ale wiemy, że tyszanom udało się się uratować wiele egzemplarzy monografii Tychów autorstwa Ludwika Musioła, wydanej przed wojną.
Rzeczywistość i codzienność tamtego okresu dobrze obrazuje dziecięca rymowanka, przytoczona przez Agnieszkę Ociepa-Weiss. Był to — według relacji mieszkanki Tychów, która chodziła wówczas do szkoły i należała, jak wielu jej koleżanek i kolegów, do Hitlerjugend – wierszyk mówiony przez dzieci podczas akcji zbierania od mieszkańców Tychów surowców wtórnych:
„Heil Hitler i Grüß Gott
dajcie szmaty na HJ.
Bo jak macie, a nie dacie,
to powiemy że w doma po polsku godacie.”
Foto: Sylwia Witman